Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

piątek, 11 lipca 2025

Jakie auto wybrać ?
Nowe czy używane ?
Z silnikiem diesla czy benzynowym a jeśli benzynowy to z instalacją gazową czy bez ?
Skrzynia biegów manualna czy automatyczna ?
Nadwozie 3 czy 5 drzwiowe ?
Sedan, kombi czy może minivan albo pełnoformatowy van ?
Być może jednak mikrobus ?


Na rynku istnieje mnóstwo wariantów do wyboru. 

Dla spokojnych samotnych pań mógłbym polecić auta takie jak Toyota Aygo z 72-u konnym silnikiem 1.0 VVT-i lub Fiata 500 o podobnych osiągach, podobnej cenie oraz
o niemalże takim samym wyposażeniu. Odnośnie pań z pazurem, to uważam, że idealnie spisze się Mitsubishi Colt z motorem 1.6 w hybrydzie. 

Jeśli chodzi o samochód dla statecznego kawalera to mogę polecić np. Citroena C3
z silnikiem 1.2 w wersji 83KM lub Opla Corse z silnikiem 1.2 o mocy 100KM. Zaś dla kawalera z fantazją poleciłbym coś ze stajni Forda przykładowo Ford Focus z silnikiem 1.6 o mocy 100 KM. Alternatywą może być też Nissan Tiida z silnikiem 1.5 o mocy
109 KM w benzynie lub 105 KM w dieslu.


Dla rodziny 2+1 dobrym wyborem będzie 5 drzwiowy hatchback np. Toyota Auris, Skoda Octavia bądź Volkswagen Golf. Pod maską najlepiej sprawdzi się jednostka napędowa 1.6 o mocy 124 KM, która doskonale sprawdza się we współpracy z instalacją LPG.
Na pokład samochodu wejdą rodzice z dzieckiem, zaś do bagażnika zmieszczą się wszystkie potrzebne bagaże.


Dla większej rodziny dobrą propozycją będzie Citroen C5 z silnikiem 1.8 o mocy 125 koni. Alternatywą dla Citroena może być Volkswagen Passat z jednostką napędową
2.0 TDI o mocy 150KM.


Dla rodziców z 4 lub 5 dzieci niezłym wyborem będzie Ranault Espace z jednostką
2.0 dCi o mocy 150 KM, lub Honda Odyssey, która występuje z 3.5 litrowym silnikiem
V6 o mocy 280 KM. Inną zaś propozycją jest Toyota Proace z niezawodną jednostką
2.0 o mocy 150 KM.

Dobrym wyborem do przewozu większej liczby osób będzie VW Multivan z silnikiem benzynowym o pojemności skokowej 2.0 o mocy 204 KM lub Mercedes Viano z wysokoprężnym silnikiem o pojemności 3.0 litrów, który ma 224 KM. Ewentualnie może być też Renault Traffic, który ma moc 146 KM przy pojemności 2.5 litra.

Dla mających nieco mniejszy budżet polecam zakup auta cztero albo pięcio letniego, wówczas przyjdzie nam zapłacić za nie połowę ceny nowego samochodu. 
Jednak stawiając na auto z salonu warto rozpatrzyć model z poprzedniego sezonu rocznikowego, wówczas może być taniej nawet do 25% od bieżącego rocznika na co zwracają uwagę krzykliwe reklamy. Jednak nie jest to prawdą lecz zwykłym chwytem marketingowym, gdyż każde roczne auto traci na wartości około 20% swojej ceny bazowej.

Wielkimi krokami nacierają do nas zewsząd auta zelektryfikowane, na których temat zdążyłem się dowiedzieć, że ich zaletą jest bardzo cicha praca silnika oraz jednostajne przyśpieszenie przy zastosowaniu automatycznej skrzyni biegów. W Warszawie jest też możliwość korzystania z buspasów, lecz na tym kończą się ich zalety. 
Zerknijmy na nie z drugiej strony ... po pierwsze sama cena nowego auta elektrycznego jest zdecydowanie wyższa od jego spalinowego odpowiednika. Po drugie auta elektryczne mają krótki zasięg (od 200 do 500 kilometrów) na jednym cyklu ładowania przy spokojnej jeździe. Po trzecie w naszym kraju brakuje odpowiedniej infrastruktury do ładowania pojazdów elektrycznych co może sprawić nie mały problem zwłaszcza w trasie. Po czwarte takie auta często ulegają samozapłonowi, a ugaszenie ich wymaga specjalistycznej interwencji służb ratowniczych. Po piąte prąd do tych aut w większości pochodzi z elektrowni węglowych, które bardzo zanieczyszczają środowisko. 

Mianowicie moim zdaniem są to auta na węgiel, więc gdzie tu zielona energia i czy tak ma wyglądać dbanie o planetę ?

niedziela, 1 czerwca 2025

Moje ulubione perfumy - stymulacja węchowa

Wiele osób używa perfum nieświadomie, to znaczy - kupując zapach zaznajamiając się z nim, ufając jedynie reklamom i opinii innych ludzi. Na tej podstawie ktoś kupuje na ślepo perfumy, co jest wielkim błędem. Pamiętajmy, że na każdym z nas ten sam zapach perfum będzie pachniał inaczej. Jakie zadanie ma zapach? Dlaczego używamy perfum? Zapachy w historii odgrywały ważną rolę, np. zwierzęta wydzielają różną woń w zależności od poziomu stresu. Świat roślin to prawdziwy pejzaż przenikających zapachów. Większość perfum dostępnych na rynku posiada tzw. piramidkę, którą dużo osób bagatelizuje. W tej piramidce są ukryte warstwy zapachów. Każda z warstw ma swoją nazwę, począwszy od najwyższej jest to nuta głowy, na którą składają się owoce cytrusowe jak pomarańcza, grejpfrut, pomelo, mandarynka lub granat. Nasze rodzime owoce i kwiaty takie jak jabłko, porzeczka, malina, magnolie, róże, fiołek, jaśmin także cieszą się powodzeniem wśród twórców aromatów. Przejdźmy teraz do nuty serca.

Nuta serca jest odpowiedzialna za utrwalenie zapachu, dzięki niej utrzymuje się na skórze około 3 godzin po aplikacji. Nadaje ona zapachowi wyrazistości oraz charakteru. Nuta serca odgrywa ważną rolę, gdyż jest odpowiedzialna za spójne połączenie reszty aromatów. Najczęściej do nut środkowych należą akordy kwiatowe: róży, jaśminu, bzu, orchidei, lawendy i pelargonii. Spotykane są również aromaty przypraw: kardamonu, cynamonu i gałki muszkatołowej. Nuty serca są przyjemne i lekkie, a ich zadaniem jest długo utrzymać się na skórze stopniowo uwalniając zapach.

Nuta bazy jest to ostatnia część zapachu, która odpowiada za jego trwałość i sposób układania się na skórze. Ulatnia się najwolniej, czasami jest wyczuwalna dopiero po kilku godzinach lecz wyczuwamy ją najdłużej od aplikacji, nawet do kilku dni na odzieży. Olejki zapachowe wykorzystywane do nut głębi są zwykle ciężkie, przez co mają ogromny wpływ na wyrazistość całej kompozycji. Chociaż ujawnia się jako ostatnia, to ona utrwala i scala kompozycję zapachową, jednocześnie będąc jej tłem. Ponadto do nuty bazy dodaje się substancje, które odpowiadają za jak największą trwałość zapachu. Do najbardziej popularnych aromatów głębi należą akordy animalistyczne, czyli piżmo i skóra. Nie rzadko można też spotkać aromaty orientalne i żywiczne typu bursztyn oraz nuty drzewne z drzewa sandałowego lub też aromatyczne typu kadzidło czy wanilia.

Zachęcam we wnętrzu naszych domowych laboratoriów do zabawy w perfumiarzy !


piątek, 11 kwietnia 2025

Wyłowione rozdział 11

 

Rozdział XI



- Widzisz, Piotrze nawet nie zdążyłeś poznać swojego syna - pomyślała stojąc nad grobem.


Lokalizacja Warszawa, Komenda Główna Policji.:



W sali konferencyjnej na ulicy Nowolipki 2 w Pałacu Mostowskich zasiedli gościnnie podinspektor Paweł Stodoła, komendant Kazimierz Kaczor, Adam Dobrzyński, Anna K. Hanna K. Jakub G. i Marcin P.

- Doprowadziliśmy do końca akcję o kryptonimie „Wyłowione”. Nie udałoby się to bez zgranej ekipy jaką niewątpliwie stanowimy - rozpoczął przemowę Paweł Stodoła.

- Znaleźliśmy się w tym miejscu, jak się chyba domyślacie, by omówić szczegóły waszych wynagrodzeń. Otrzymałem od komendanta głównego policji na ten cel pewne środki finansowe. Mam do podziału 15 tysięcy zł.

Moim zdaniem komendantowi Kaczorowi należy się premia w wysokości 3000 zł. Komisarzowi Piórsonowi 2000 Podkomisarzowi Kubsonowi 2000 zł. Posterunkowej Ani K. 2000zł. i awans. Jak wiecie Ania przyczyniła się do zakończenia niebezpiecznej akcji. Hannie K. awans i 1000 zł. premii.

Adamowi Dobremu proponuję awans i 1000 zł. podwyżki.

Swoją premię przeznaczam na broń i amunicję - zakończył podinspektor Paweł Stodoła.-

- Hura!Ura! Hura! Rozniosło się po sali. to genialny pomysł - ucieszyli się policjanci.

- Dziękuję wszystkim, bardzo dobrze się spisaliście.

Udowodniliśmy, że wspólna praca oraz zaangażowanie prowadzą do sukcesu.


Posłowie

Dziękuję bardzo moim prawdziwym przyjaciołom z Tęczowego Ośrodka. Pawłowi Bachmanowi, czyli podinspektorowi Stodole. Hannie Karwowskiej za wcielenie się w postać aspirant Hanny K. Ani Kazimierczak, posterunkowej Ani K.za to że zawsze stoi na straży prawa. Jakubowi Gąsiewiczowi, powieściowemu Kubsonowi za odważną postawę.

To wy jesteście pierwowzorami funkcjonariuszy policji.

Natomiast policjanci z Pasymia Komendant Kazimierz Kaczor i Adam Dobrzyński są postaciami fikcyjnymi.

Pozostaje ekipa zbirów. Pozwoliłem sobie użyć imion kolegów: Zbyszka, Piotrka, Jacka i Krzycha, jednak oni nie mają nic wspólnego z zachowaniami opisywanymi w tej powieści.

Co do dziewczyn wyłowionych z dna jeziora, to ich pierwowzorami są kobiety, które spotkałem i wciąż spotykam na swojej drodze. Większość z nich wyrządziło mi krzywdę. Stąd pomysł, by się na nich zemścić.

Odnośnie Waldemara P. jest to mój ojciec, opisałem go na początku.

Naprawdę jest zapalonym wędkarzem, specjalizuje się w łowieniu szczupaków, lecz inną rybą również nie pogardzi gdy mu się nawinie.





Koniec


piątek, 28 lutego 2025

Wyłowione rozdział 10.

 

 Widzicie jakie życie bywa zaskakujące, stawiałam na Zbyszka, a okazało się, że ojcem mojego dziecka jest najstarszy z was. Nigdy bym się tego nie spodziewała - odezwała się Marta.

- Dziękuję panowie, proszę o odprowadzenie aresztantów, do ich cel - zadysponował prawnik.

- Nic tu po mnie, ja wracam do swoich obowiązków, a wy do domu- zwrócił się do swych klientów.



 Rozdział 10.

 Lokalizacja: areszt na Mokotowie



Kilka tygodni później skoro świt na więziennym korytarzu zawrzało.

- Zrobił to! zrobił to! tego można było się spodziewać - krzyczał Krzychu.

- Ma wywalone - dodał Jacek.

- Nas zostawił samych, „i róbta co chceta” - zadrwił Zbyszko.

Stali przed celą Piotra Wewnątrz korytarza gapiąc się na wiszącą na tygrysach postać ich kompana.

- Wołaj oddziałowego! - polecił Krzychowi Zbyszek.

- Oddziałowy! Oddziałowy! Mamy wisielca, jest już cały siny! - wrzeszczał Krzychu.

- Już nic mu nie pomożemy, zaraz wezwę wychowawców, nic tu po was, rozejść się! -

rozkazał klawisz

Wychowawca po przyjściu zrobił zdjęcie i przeciął pętlę. Zwłoki przeniesiono do pustego pomieszczenia.

Po upływie kilku godzin przyjechali medycy. Po krótkich oględzinach stwierdzili, że to było samobójstwo. Zabrali ciało i odjechali.

- Zabieramy go do prosektorium. Ma rodzinę? - spytał jeden z lekarzy.

- Chyba nie - mruknął któryś ze strażników.

- Koniecznie trzeba to sprawdzić. Powiadomić ich o śmierci i okolicznościach zgonu - polecił lekarz.

Po tygodniu odbył się pogrzeb Piotra. Niestety nikt z kompanów nie mógł uczestniczyć w ostatniej drodze kolegi. Pojawiła się na nim Marta z dzieckiem.

- Widzisz, Piotrze nawet nie zdążyłeś poznać swojego syna - pomyślała stojąc nad grobem.


piątek, 7 lutego 2025

Wyłowione rozdział 9

 Po upływie trzech miesięcy wyroki się uprawomocniły. Ostatecznie bandyci zostali osadzeni

w oddzielnych jednoosobowych celach zakładu penitencjarnego na Mokotowie.

Dobra, niech będzie - przytaknęli kompani.



Rozdział IX



Lokalizacja: Areszt na Mokotowie



Półtora roku później.

Do celi Zbyszka przyszedł wychowawca w towarzystwie dwóch klawiszy .

- Masz widzenie, zbieraj się, godzina - zwrócił się do skazanego.

Za chwilę ten został skuty i wyprowadzony przez funkcjonariuszy. Niebawem dotarli do sali widzeń.

Tam za szybą przy słuchawce siedziała Marta. Obok niej dojrzał mężczyznę w koszuli od Prady w lekko różowym kolorze i czarnych spodniach tej samej marki.

Na kolanach dziewczyny wiercił się niespełna roczny berbeć.

- Cześć Zbyszek, poznajesz mnie? -

- Ciebie tak, ale tego gostka i tego bobasa nie kojarzę. -

- Jest sprawa do ciebie - zaczęła Marta.

Zerknij na dzieciaka , może jest twój, a na pewno któregoś z waszej paczki – dodała.

-O! nie, nie wrobisz nas, to jakieś jaja -

- Powiedz mi, co to za chłystek z tobą przyszedł?

Pewnie to jego gówniarz - zbulwersował się Zbyszek.

- To jest mój facet. Przynosi mi kwiaty, czekoladki, chodzimy do kina, korzystamy z życia.

Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Zna moją przeszłość i moich przyjaciółek. Musimy wyjaśnić sprawę ojcostwa dziecka - kontynuowała z wypiekami na twarzy Marta.

- Co ja mam do tego - oburzył się Zbyszek.

- Chodzi o alimenty. Jeśli chcesz ich uniknąć to musisz zrobić badania genetyczne. Ty i twoi kompani. Na stówę któryś będzie płacił - dodała.

- A może to jednak jego bachor a nas wrabiacie. już ja tak ich jak wy znałem. Jak ci zależy mała to

niech i on wykona test DNA.

- Zgoda niech ci będzie Zbyszek, ale wiedz, że to tylko formalność, bo jestem pewna, że to któryś

z was. Poza tym z Jankiem spotykam się od roku.

Za tydzień przyjdziemy z wykonanym testem – powiedziała.

- Zaraz, zaraz, ale wynik testu można podrobić - zbulwersował się Zbyszek.

- Koniec widzenia! - krzyknął klawisz podchodząc do Zbyszka.

Założył mu kajdanki i pociągnął aresztanta.

Po chwili drzwi celi z łoskotem zamknęły się za nim.

Kilka dni później pod „Dom Wschodzącego Słońca” podjechała zielona Skoda Oktawia. Wysiedli z niej poznany wcześniej mężczyzna i Marta. Za ich samochodem zaparkował czerwony VW Pasat.

Z jego wnętrza wyszedł gość w czerni.

- Na którym piętrze siedzi? - spytał mężczyzna.

- Nie wiem - odparła dziewczyna.

- Widzieliśmy się z nim na pierwszym , tam jest pokój widzeń - dorzuciła.

Po dwudziestu minutach wszyscy spotkali się w sali dla gości.

Na krześle siedział skuty Zbyszek.

- My się jeszcze nie znamy - oświadczył nowoprzybyły.

Jestem prawnikiem od spraw ustalania ojcostwa - przedstawił się Zbyszkowi.

Reprezentuję tych państwa, wtajemniczyli mnie co zaszło między panią, a panem i pana współtowarzyszami..

Na pana życzenie zrobili test DNA. Jest w zapieczętowanej kopercie. Wręczam ją panu. -

Zbyszek z niecierpliwością małego dziecka rozerwał kopertę. Na blat wypadł kartonik z napisem: negatywny.

- Zatem ojcostwo mojego klienta zostało wykluczone -

Zbyszek od razu poczerwieniał.

- To nie ja! to nie ja! - zaczął krzyczeć.

- To ten stary pierdoła-

- Niech się pan nie denerwuje, wszyscy musicie zrobić testy -

Tego samego popołudnia cała czwórka z nakazu sądu wykonała test na ojcostwo. W ciągu następnych dni chodzili nabuzowani w oczekiwaniu na wyniki.

Po tygodniu wszyscy zgromadzili się w pokoju z weneckim lustrem. Przed nimi siedział mężczyzna w ciemnym garniturze.

- Mam wyniki waszych testów.

Rozdam wam teraz zapieczętowane koperty. Oto i one. Niech każdy zapozna się z wynikiem. -

Jacek, Piotr, Krzychu i Zbyszek rozerwali swoje koperty. przez chwilę w milczeniu przyglądali się wynikom z laboratorium.

Jako pierwszy odetchnął z ulgą Jacek. Krzychu i Zbyszek z satysfakcją spojrzeli na Piotra.

- I co,ten tego, tak się na mnie lampicie? Ten gówniarz kazał mi chodzić na siłkę. Tymczasem jestem na tyle mocny, że w tym wieku zrobiłem dziecko. A on pewnie nie wie jak się do tego zabrać - pogardliwie rzucił okiem na Zbyszka.

- No to facet co miesiąc wyskakujesz z kasy powiedział zadowolony z obrotu sprawy Zbyszek.

- Dzieciaku o czym ty mówisz. W tej chwili nie mam keszu więc mogą mi naskoczyć - odszczeknął się Piotr.

- Będziesz kible czyścił na te alimenty zadrwił Jacek.

- Jak trzeba to będę, ten tego, żadna praca nie hańbi - odparł.

- No to mamy sprawę oczywistą, od razu wszczynam procedury - zakomunikował mecenas.

- Widzicie jakie życie bywa zaskakujące, stawiałam na Zbyszka, a okazało się, że ojcem mojego dziecka jest najstarszy z was. Nigdy bym się tego nie spodziewała - odezwała się Marta.

- Dziękuję panowie, proszę o odprowadzenie aresztantów, do ich cel - zadysponował prawnik.

- Nic tu po mnie, ja wracam do swoich obowiązków, a wy do domu- zwrócił się do swych klientów.



piątek, 31 stycznia 2025

Wyłowione rozdział VIII

 

Rozdział VIII



Nastał oczekiwany dzień. Zwyrodnialcy wieźli kolejną ofiarę w bagażniku swego passata.

Tym razem nadeszła pora na Mariolę.

Dziewczyna wydawała się być bardzo podekscytowana. Myślami była gdzieś daleko

- No ile jeszcze? - spytał Jacek.

- Jakieś sześćdziesiąt kilometrów - odparł Krzychu.

- Co ona tak się tam, tego, wierci? - zwrócił uwagę Piotr.

- uspokój się mała - rzucił w kierunku Marioli Zbyszek.

Na miejscu zjedli po bułce z kiełbasą, popili kawą z termosu i Piotrek swoim zwyczajem

rozpoczął zbijanie skrzyni.

Chwilę później mężczyźni zamieniając się w prawdziwe bestie kolejno gwałcili młodą kobietę. Ostatecznie na wpół żywą wrzucili do skrzyni i zatopili w jeziorze.

- Chłopaki, zwijamy interes i w drogę - krzyknął Krzychu.

- Masz rację! zwiewamy, bo nas namierzą - dorzucił Zbychu.

Po tych słowach wszyscy w pośpiechu zajęli miejsca w aucie i odjechali.

Od kilku dni ekipa funkcjonariuszy objeżdżała brzeg jeziora zatrzymując się w każdym napotkanym zajeździe.

Pytali o passata, o czterech mężczyzn, o każde podejrzane zdarzenie, którego byli świadkiem.

- Chodzi wam o dżentelmenów z żółtego passata? - spytał barman od stoiska z frytkami.

- Kiedy pan ich widział i dokąd odjechali? - zapytał Adam Dobrzyński.

- Jakąś godzinę temu, pojechali na Warszawę – dodał.

- A może frytki? dla władzy będzie rabacik.

- Ok! na wynos siedem porcji, poprosimy.

Chwilę później pędzili w kierunku stolicy zajadając się frytkami.

W Warszawie passat tym razem skręcił w ulicę Łabiszyńską, dalej na Białołękę i zatrzymał się

w garażu u Zbyszka.

W tym czasie radiowóz stał na światłach przy Kondratowicza.

-Chyba pojechali tam - machnął ręką w kierunku Toruńskiej - Stodoła.

Na sygnale popędzili na Łomianki. Następnie odbili na Dziekanów Leśny później Glinojeck. Ostatecznie zatoczyli pętlę w Pasymiu.

- Znowu oni górą! jesteśmy do kitu! - zdenerwował się Kaczor.

- Nie poddawajmy się, prawo serii kiedyś się kończy, na mój nos było to ostatnie ich morderstwo - pocieszył komendanta podinspektor z Warszawy.

- Tak Stodoła ma rację, damy z nimi radę - dorzucili Piórson z Kubsonem.

- Mam plan, jak to rozegramy.

- Ty Anka staniesz na trasie i będziesz czekać aż nadjadą te gostki passatem. Wtedy puścisz nam sygnał, a my podjedziemy i ich raz, dwa zwiniemy - zaproponował Piórson.

- Ale to żeście sobie wymyślili. Za kogo wy mnie uważacie? - oburzyła się policjantka.

- Anka, wyluzuj, masz być tylko przynętą - odparł Jakub.

- No dobra, zgoda, ale potem dwa tygodnie urlopu i ekstra premia - dorzuciła.

-Halo! Halo! nie rozpędzajcie się, bo budżet mamy już ustalony, na premie nie przewidziano środków, przynajmniej do końca roku - stwierdził komendant Kaczor.

- Hmm, pogadam z centralą może coś dorzucą, jak udowodnimy, że się jeszcze do czegoś nadajemy - dopowiedział Stodoła.

- Zastanawia mnie, skąd oni brali te laski i co je wszystkie łączy? - głośno myślał Piórson.

- Z tego co mówił partner Magdy, miały jechać nad morze na sesję zdjęciową, ale coś się stało, że tam nie dojechały - przypomniała sobie rozmowę Hanna.

- Musimy odwiedzić po kolei miejscówki, gdzie odbywają się te seks spotkania - dodała.

- Zgoda no to może coś zjedzmy, napijmy się kawy, zatankujmy pod korek nasze radiowozy i do akcji - zaproponował Kaczor.

Kilka godzin później stali na obrzeżach lasu w okolicach Targówka. Czas płynął, nic się nie działo.

Z nudów zaczęli ziewać, Kubson zasnął, Piórson walczył ze snem przeglądając face booka. Funkcjonariuszki rozglądały się niespokojnie. Nagle w lusterku ujrzały poszukiwanego passata.

- Patrzcie! - krzyknęły jednocześnie.

- Spokojnie, poczekajmy, aż nas wyprzedzą, wtedy pojedziemy za nimi - powiedział Piórson

zacierając ręce.

VW nadjechał. Kierowca czujnie się rozglądał.

- To ten radiowóz! znów nam depczą po piętach, Zbychu, gazu! - krzyknął Krzychu.

- A co ja robię! zaraz zobaczycie jak się spier… przed psami - odkrzyknął Zbyszek dociskając pedał

i zostawiając daleko za sobą granatowych.

W radiowozie zawrzało.

- Mieliśmy już ich na widelcu, muszą mieć specjalną wersję silnika - zauważył podinspektor.

Zdążyłem cyknąć fotkę ich bolidu, na pewno się przyda - odezwał się Dobry.

- Halo! Halo! Tu Kaczor, tu Kaczor, odbiór!

- No co jest? - -Usłyszeli męski głos w radiostacji.

- Bierzcie dupy w troki i dajcie helikopter! Pilne! - zakończył Kaczor.

- Gdzie konkretnie? - spytał ten sam głos.

- Mazowieckie: między Targówkiem, a Markami. Być może już są dalej. Łapcie tego paska. -

- Rozumiem! bez odbioru. –



Tego samego dnia w godzinach popołudniowych Anna K. stała w głębi lasu. Umówiła się

za pośrednictwem face booka na dziki seks ze Zbyszkiem

W lesie spotkała dziewczynę.

- Jak się nazywasz? Co tu robisz? na kogo czekasz? - zapytała funkcjonariuszka mrugając porozumiewawczo okiem.

Jestem z policji , zaraz ci pomożemy

- Jestem Marta, czekam na kompanów. Wywożą gdzieś koleżanki i żadna z nich już nie wróciła.

- A pamiętasz ich imiona? Ile ich było? -

Dziewczyna zaczęła wyliczankę: Pierwsza była Magda, potem Maja, Marlena, Martyna, Monika

No i ostatnia Mariola. Mamy taki plan zaczęła policjantka

- Jak przyjadą to pójdziesz, ale delikatnie stawiaj opór. Ja wtedy wyślę SMS do moich kumpli i ich schwytamy - kontynuowała.

- Dobrze zgodziła się dziewczyna.

Po dwóch godzinach oczekiwania nadjechał poszukiwany passat.

Żółta limuzyna od VW zaparkowała

. Wyskoczyli z niej czterej mężczyźni i swe kroki skierowali ku” bawialni”. Nazywali tak między sobą miejsce spotkań z dziewczynami lekkich obyczajów.

- Bierzemy następną. Minął tydzień, to najwyższa pora - powiedział Zbyszek do swych kompanów.

- Tak, po to, ten tego, przyjechaliśmy - dopowiedział Piotr.

- To do roboty! - dorzucił Jacek.

- Idź po Martę, ona tu gdzieś powinna być, umówiłem się z nią przez telefon - zwrócił się do Krzycha, Zbyszek.

Chwilę później dziewczyna w topie i stringach ciągnięta przez Krzyśka opierała się ze wszystkich sił. Ten z papierosem w ustach popychał ją w kierunku głównej ścieżki.

- Dawaj ją, szybciej - poganiali kamraci.

- Niech mi któryś pomoże.

- Dobra, idę z odsieczą - krzyknął Jacek.

- Mała nie wyrywaj się, bo zrobisz sobie krzywdę - mruknął Krzychu do dziewczyny.

Zbyszek otworzył bagażnik i jednym ruchem rzucił na ziemię linę. Następnie doskoczył do dziewczyny związał ją. Po chwili Piotr zarzucił jej na głowę foliowy worek. Na koniec wspólnymi siłami wpakowali ją do bagażnika. Zatrzasnęli klapę, wsiedli do auta i odjechali.

Podążali trasą numer 61, aby następnie dołączyć do 57. Wybierali celowo boczne drogi ze względu na mniejszą liczbę patroli. W okolicach Przasnysza jednak zostali zatrzymani. Powodem była prewencyjna akcja policji „bezpieczny weekend”. Na polecenie policjanta musieli wszyscy opuścić auto i wsiąść do radiowozu. Wnętrze passata wypełnił wkrótce specjalny aerozol, którego zadaniem było wykrycie narkotyków. W kabinie było czysto. Pod tapicerką również na nic nie trafili.

Dopiero gdy otworzyli bagażnik, zaniemówili.

Natychmiast jeden z nich sięgnął po telefon. Zrobił kilka zdjęć. W następnej chwili wezwał posiłki

i zadzwonił po karetkę.

W tym samym czasie ekipa z passata próbowała uwolnić się z wnętrza radiowozu. Zbychu napierał

z całych sił na drzwi rozkazując Jackowi, aby ten kopniakiem wybił szybę.

Po kilkakrotnym silnym uderzeniu okno wypadło i rozbiło się w drobny mak.

- Szybko! Raz!, dwa! wypier… - krzyknął Zbychu.

- Nie mogą nas dorwać - krzyczał Krzychu.

Chwilę później uciekając rozbiegli się w różnych kierunkach.

- E! patrzcie! Uciekają! tam są! -

- Stójcie, bo strzelamy!

Za moment padł strzał ostrzegawczy. Uciekinierzy nie zareagowali na niego, skryli się w zaroślach. Kilka minut później wezwany helikopter lustrował teren. Na podczerwieni wykrył czterech poszukiwanych.

- Widzimy was, poddajcie się. Z maszyną nie macie szans - rozlegał się głos pilota.

- Kur… mać! mają nas, co robimy chłopaki? - krzyknął wzburzony Krzychu.

- Nie wiem, ten tego, ja bym się poddał, tego - odkrzyknął Piotr.

- Nie mam już siły - dodał.

- Trzeba było chodzić na siłkę - odburknął Zbyszek. .

- Będziesz w moim wieku, to pogadamy - odparł tamten.

Nagle ze śmigłowca opadła gęsta chmura nieznanej substancji. Na skutek jej działania zbiedzy zaczęli się dusić oraz tracić przytomność.

Ocknęli się w pomieszczeniu przypominającym więzienną celę. Było rześko, przez zakratowane małe okno wpadało niewiele światła.

- Gdzie my do chó… pana, jesteśmy? - odezwał się Krzychu.

- Trzeba było, tego, słuchać się mnie, tego starego - odparł zdenerwowanym głosem Piotr.

- Chłopaki, ciszej, bo mi bania pęka - burknął Zbyszek.

- Musimy się zorientować gdzie jesteśmy? Co jest grane? - odezwał się Jacek.

Wstał, podszedł do drzwi i zaczął w nie łomotać.

- Halo! Czy jest tam ktoś? ruszcie dupy! - wołał.

Po kilku minutach w korytarzu usłyszeli męskie rozmowy.

-Musimy ich uciszyć, słychać ich w całym pawilonie – powiedział któryś.

Zazgrzytał w zamku klucz. Drzwi rozsunęły się.

- Czego? grzecznie pytam - odezwał się najwyższy klawisz.

- Co jest! do kur… nędzy z jakiej paki nas zapuszkowaliście? - ryknął Zbyszek.

- Jak wszystkich tu, za niewinność - odpowiedział drugi strażnik.

- A gdzie jesteśmy? - zainteresował się Jacek.

- W sanatorium - zaśmiali się klawisze.

- A gdzie papuga? bez niego nic, ten tego, nie powiemy - postawił się Piotrek.

- Macie szansę na adwokata najwyżej z urzędu. Ataki papuga dużo wam nie pomoże.

- Zara tu przyjedzie prokurator, to Se z nim pogadacie.



Dzień wcześniej Marta zadzwoniła na policję i opowiedziała ze szczegółami o grupce mężczyzn,

z którymi się spotykały zaginione przyjaciółki.

Policjanci urządzili obławę. Trafili na gangsterów. Dopiero przy użyciu śmigłowca zgarnęli bandytów.

Dziewczyna , którą znaleźli była roztrzęsiona w wielkim szoku. Cały czas płakała powtarzała wciąż

jedno zdanie.

- nigdy więcej. -

- Chodźmy na kawę i może jakieś ciacho. Tam pogadamy - zaproponowała policjantka Anna.

- Zgoda - odparła pokrzywdzona.

Gdy usiadły przy stoliku w zacisznym wnętrzu kawiarni z filiżankami kawy mając przed sobą

na talerzykach napoleonki posterunkowa rozpoczęła rozmowę.

- W jakich okolicznościach się poznałyście? -

- Na planie zdjęciowym. Fajnie nam się gadało i bawiło nas, że wszystkie nasze imiona zaczynają się na tę samą literę. Magda akurat poprztykała się ze swoim facetem i chciała mu zrobić na złość. Zamiast pojechać na Łomianki tamtędy nad Bałtyk, skręciła wcześniej na Marki. Tam stanęła przy drodze i tak zaczęła się jej druga praca. Trwało to jakiś czas. Opowiedziała nam o tym, że mężczyźni

z którymi się spotyka zdają się być zadowoleni, do tego są bardzo hojni.

W rezultacie miałyśmy swoje sektory oddalone o jakieś sto pięćdziesiąt metrów. Każdego wieczoru dzieliłyśmy się kasą, żegnałyśmy się ze sobą i spotykałyśmy się co kilka dni, tak, żeby nie namierzyła nas psiarnia. Trwało to do momentu jak naszą Madziunię wyłowili z jeziora na Mazurach.

Mam nadzieję, że ręka sprawiedliwości dosięgnie tych zwyrodnialców – zakończyła swoją relację Marta.

Wracając do zbrodniarzy otrzymali oni najwyższe wyroki po 25 lat pozbawienia wolności

bez możliwości wcześniejszego opuszczenia zakładu karnego.

Wprawdzie bandyci skorzystali z pomocy adwokata i złożyli apelację od wyroku. Jednak sąd wyższej instancji utrzymał wyroki w mocy

Po upływie trzech miesięcy wyroki się uprawomocniły. Ostatecznie bandyci zostali osadzeni

w oddzielnych jednoosobowych celach zakładu penitencjarnego na Mokotowie.

Dobra, niech będzie - przytaknęli kompani.


piątek, 3 stycznia 2025

Wyłowione odc.7

 

- Ale ty masz oko – pochwaliła Kubę Ania.

- W jakim kierunku mogli pojechać? - zastanawiała się Hania.

Na Olsztyn tam prowadzą ślady, zatem jedźmy do Olsztyna podjął decyzję podkomisarz.



                                                        Rozdział VII



Lokalizacja: Województwo Warmińsko-Mazurskie.



Poranna rosa pokrywała mazurską trawę. Zewsząd do uszu dochodziły odgłosy ptactwa.

Zapowiadał się piękny dzień. Po jeziorze Kalwa Wielka pływała nieoznakowana żaglówka, którą z brzegu obserwowali policjanci. Zastanawiali się czy łódka ma związek z mordercami.

- Ja tu postoję, mam dobry widok na biały żagiel - powiedział Marcin.

- Od dłuższego czasu stoi w miejscu. Ej! Hola, hola nie widzę na niej żadnych oznakowań, jest

co najmniej podejrzana. Miejmy ją na oku - dodał.

- Ciekawe skąd się tu wzięła?- zainteresowała się Hania.

-a ilu ludzi widzisz na pokładzie? - spytał Kubson.

- Są za daleko, daj lornetkę - odparł komisarz.

- Na pokładzie nikogo nie ma, widzę tylko jakiś ruch na rufie -

- A ja jestem ciekaw co się kryje pod pokładem? - dodał Kubson.

- Jeśli to oni, z pewnością przydałby się nam ponton - dorzuciła Ania.

- O ile mi wiadomo ten akwen nie ma połączenia z innymi jeziorami - odezwała się Hania.

- Mam rozumieć, że żaglówkę ktoś przywiózł na przyczepie. Zatem szukajmy śladów takiego zestawu - zaproponował Kubson.

Po dłuższej chwili policjanci natrafili na ślad, który bez wątpienia należał do ciężkiej przyczepy.

To potwierdziło ich przypuszczenia.

Podążyli tym śladem. Doprowadził ich do żółtego passata combi, który wyglądał jakby wyjechał prosto z Volfsburga. Z tyłu stała przyczepka ze śladami użytkowania.

Wokół auta nikt się nie kręcił.

- Tak to oni! Na pewno teraz nie mam wątpliwości kto jest na łódce - krzyknął Dobrzyński.

- Ja zajmę się autem, a ty Kubson sprawdź przyczepkę - zarządził Piórson.

Chwilę później przyczepka została odłączona od pojazdu.

- Poczekajcie tu, ja przyprowadzę samochód i odholuję ją do miasta - powiedział Stodoła.

- Przyjadę do was i zrobimy obławę na te szumowiny - powiedział podinspektor.

W tym samym czasie na żaglówce wszyscy mężczyźni leżeli plackiem na pokładzie łapiąc promienie słońca. Dochodziła godzina piętnasta.

- Już chyba czas - mruknął Krzychu.

- Coś taki nadgorliwy, spieszy ci się gdzieś? - spytał Zbyszek.

- Mam złe przeczucia, że prędzej czy później złapią nas te mendy - odparł Krzychu.

- Wiecie, ten tego, że pora robić rząd i spie….stąd.

- Dobra chłopaki chodźmy - powiedział Zbyszek.

Za moment wszyscy oglądali martwe ciało Moniki. , którą zamęczyli przed południem.

Swoim zwyczajem umieścili ją w drewnianej skrzyni, po czym wrzucili ją do wody.

Po godzinie sprawcy byli już na brzegu.

- Ktoś się kręci koło naszego samochodu - zauważył Jacek.

Zbyszek się schylił wziął kilka kamieni, włożył je do kieszeni i jeden rzucił do wody, drugi w krzaki, następny uderzył w maskę radiowozu.

Wszystko to miało na celu odwrócenie uwagi funkcjonariuszy od VW.

Nagle passat ruszył, objechał plażę. Zaś mundurowi doskoczyli do swojego pojazdu i popędzili

za oddalającym się autem.

Uciekinierzy zniknęli za trzecim zakrętem.

Zbyszek umiejętnie manewrował pojazdem zostawiając daleko za sobą pogoń.

- Udało nam się, ale ich znów wyrolowaliśmy - odezwał się Jacek.

- Zbychu! pedał w podłogę i dalej jazda - krzyknął Krzychu.

- Zaraz będzie pedał w podłodze, ale hamulca , jedziemy na oparach, kur… mać… - odkrzyknął zdenerwowany kierowca.

Zatrzymali się na CPN-ie. Piotrek wyskoczył z auta, podbiegł do dystrybutora, rozpoczął tankowanie. - Już starczy! Wskakuj! - krzyknął Zbyszko ruszając z piskiem opon.

- Jestem! tego, udało nam się jakieś 45 litrów w gratisie, ten tego,

- Następnym razem tankuje Jacek - dodał Piotr przeczesując ręką czuprynę.

- Przestańcie, teraz musimy koncentrować się na powrocie do bazy – upomniał kolegów Krzychu.

- Znowu oni są za nami, los nam sprzyja-

ucieszyli się chłopaki.

Po powrocie do stolicy zatrzymali się, tym razem, u Piotra. Zastanawiali się nad dalszym działaniem.

- Proponuję zmienić godzinę. Zawsze to była piętnasta, a teraz zabawmy się o dziesiątej w najbliższą środę - odezwał się boss.

Dobra, niech będzie - przytaknęli kompani.