Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

środa, 20 grudnia 2023

Życzenia świąteczne

 Na wstępie chciałem troszkę pofilozofować.

Idą Święta. No właśnie, jakie Święta…

 Niektórzy mówią, że Bożego Narodzenia…

Ale czy Bóg się urodził? Z mojej wiedzy wynika, że Bóg nie ma początku ani końca. Zatem jakiego Boga narodzenie mamy na myśli? Jeżeli chodzi o Chrystusa, niewątpliwe chodzi o niego, to On nie był Bogiem. Był człowiekiem, jak każdy z nas. Żył, deptał po ziemi tej co my, jadł i zachowywał się tak jak my. Dla wyjaśnienia Jezus był Mesjaszem, inaczej Królem.

Wtedy nie było żadnych choinek, prezentów itd., itp. Od tamtego czasu minęło - zależy od przekazu, w przybliżeniu 2000 lat.

Jak świętowaliśmy i jak świętujemy obecnie? Nie było żadnych corocznych Świąt, żadnych prezentów, żadnych dupereli. Jezus się urodził i tyle!  

 Obecnie stoły uginają się od żarcia. W rogu w pokoju stoi jakiś badyl, przez nas nazywany choinką. Pod nią kupa niepotrzebnych prezentów.

Zapominamy o tym co najważniejsze, że celebrujemy narodziny Zbawiciela.

Więc zachęcam do skromnego i przemyślanego przygotowania Świąt: np. po co  nam sto różnych sałatek, jak wystarczy nam jedna lub dwie. To samo tyczy się wielu innych dań.

Jak zapraszamy kogoś, to warto się umówić, w taki sposób, żebyśmy zrobili trzy potrawy i goście niech przyniosą trzy, ale z goła różniące się dania. Nieprawdą jest że musi być ich dwanaście.

Czasy w których było w domach po 8 dzieci, dawno minęły. Więc co za tym idzie, maleje spożycie jadła.

Moje przykładowe menu na Święta, to opłatek, barszcz czerwony, zupa grzybowa, w zależności od regionu, jakaś ryba, sałatka i jakieś ciasto.

Więcej szykować nie ma sensu, ponieważ jak co roku, obiecujemy sobie, że za rok już zrobimy mniej.

Po co mamy cierpieć na dolegliwości gastryczne i w następstwie od Nowego Roku, każdy z nas postanawia, że weźmie się za siebie.

Teraz czas najwyższy przejść do życzeń.

A więc: Wszystkiego Najlepszego, Dużo Zdrowia, Bożej Łaski, Spełnienia Marzeń oraz tego co ważne, czyli poświęcenie czasu bliskim. 










 -

piątek, 6 października 2023

Technologia jutra dostepna już od dzis.

 Pisząc o przeskoku technologicznym mam na myśli rozwiązania z których będę mógł korzystać sam. Jeszcze kilka lat temu posiadanie telefonu komórkowego wydawało mi się niemożliwe, dopóki nie  otrzymałem używaną Nokię 500. Dzięki niej mogłem samodzielnie zadzwonić pod wybrany kontakt. Następnym telefonem był Samsung J5. Tutaj już miałem więcej możliwości . Jego następcą stał się Huawei P10. Aparat z którego mogłem korzystać w pełni niezależnie. Obecnie posiadam IPhona 12 którego obsługa jest dla mnie mega intuicyjna. Niestety mankamentem jest to że większość poleceń trzeba wydawać w języku Williama Shakespeara np. chce się dowiedzieć jaka jest obecnie pogoda to muszę powiedzieć ,,open pogoda”, albo chce gdzieś zadzwonić to zmuszony jestem powiedzieć ,, Hey Siri call,plus nazwa kontaktu”. Chcąc napisać smsa musze go pisać tylko po angielsku. 

Brakuje mi bardzo polskiego asystenta głosowego. Drugim minusem jest cena, poza tym szereg rozwiązań od appla czyni telefon przyjaznym dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Może z tego korzystać osoba głucha, niewidoma, sparaliżowana itp. I gdy ktoś do mnie dzwoni, sam telefon odbiera połączenia i wrzuca rozmowę na głośno mówiącą. Zdjęcia z tego aparatu wychodzą bardzo dobre, filmy również wychodzą w bardzo dobrej jakości, zwłaszcza gdy się wrzuca na social media. Jakość połączenia również jest wystarczającej jakości. Muzykę lepiej słucha się na airpodsach przez wzgląd na przestrzenność dźwięku, którego niskie i wysokie tony mile wpadają w ucho. Ponadto zadziwiająco dobrze przylegają do kształtu uszu. Wifi szybko przełącza się między nadajnikami. Moja wersja mini dobrze leży w dłoni. 

Komu mógł bym polecić ten telefon? Większości pań i mężczyzn o średnich i małych dłoniach. Na tę chwilę jestem z niego bardzo zadowolony. Moja osobista ocena tego urządzenia wynosi 4 w skali do 5. 

poniedziałek, 10 lipca 2023

Tropiciel miłości rozdz. 3

 Natychmiast zapanowała panika. Ewelina korzystając z zamieszania opuściła samolot, zeskakując na ratunkową poduszkę razem z innymi pasażerami. Wszyscy mieli wiele szczęścia, gdyż w chwilę po tym jak ostatnia osoba opuściła pokład, maszynę pochłonęły języki ognia.


Rozdział trzeci



W tym samym momencie Marcin oglądał serwis informacyjny. Zaskoczył go widok, jak

 reporter pokazywał dziki brazylijski krajobraz z niepasującym w tym miejscu płonącym

 kadłubem samolotu. Na ekranie telewizora dostrzegł skaczącą Ewelinę.  Natychmiast pobladł

 i sięgnął po komórkę, zadzwonił do swojego detektywa.

  -Tak słucham - odebrał po trzecim sygnale mężczyzna.

 - Mówi Marcin, jak tam moja dziewczyna?

 - Wiesz co, będziesz musiał mi zrobić przelew, dziesięć tysięcy. Obiecuję, że Ci ją dostarczę,

 trafiłem na jej ślad.

 - Właśnie widzę, ja też wpadłem przed chwilą na jej trop i to za darmo.

 - Niestety, jak chcesz mieć dziewczynę, to musisz mi za nią zapłacić.

 - Dałem ci dychę i teraz chcesz kolejną?

 - Ostatnie moje słowo, bo jeszcze trochę i będzie dziesięć tysięcy ale euro!

To oczywiście Marcinowi się nie spodobało. 

 - Masz mnie za frajera? - spytał. 

 - Najwyraźniej nim jesteś - usłyszał w odpowiedzi. Szybka kalkulacja, bilet do Brazylii i z

 powrotem kosztowałby piętnaście tysięcy złotych. Mężczyzna usiadł do komputera i zamówił

 bilety do Brazylii. Spakował się i czym prędzej opuścił mieszkanie. Pojechał na lotnisko

 Uberem, lot miał jeszcze tego samego dnia.

Odprawa nie trwała długo. Mężczyzna siedział już w samolocie , zapiął pasy , przyjął wygodną

 pozycję i oddał się w objęcia Morfeusza. Kilka nocy z rzędu nie spał z oczywistych względów.

 Dwadzieścia cztery godziny później Boeing 787 wylądował w Sao Paulo. Tym razem

 lądowanie przebiegło bez komplikacji. Uśmiechnięci pasażerowie opuścili samolot, wśród nich

 nie zabrakło Marcina. Mężczyzna pokazywał przechodniom zdjęcie Eweliny ale nikt jej nie

 rozpoznał.

Wszedł do knajpy na browar i pytał o nią obsługę.

Jeden z klientów zainteresował się dziewczyną z fotografii. Kiedyś ją chyba wiozłem i

 pamiętam, że przedstawiła się jako Sara. Opowiadała o ucieczce z Polski przed jednym

 facetem.


-Chcesz to mogę ciebie do niej podrzucić - zaproponował. Jestem taksówkarzem dodał.

- Zgoda, to jedziemy. Marcin rzucił na stół banknot dwudziestodolarowy i opuścił wnętrze

 lokalu. Zaraz za nim wyszedł trzaskając drzwiami mulat podający się za kierowcę.

-To wsiadaj białasie- rzucił. Marcin wykonał polecenie latynosa. Ten ruszył z piskiem opon i

zerknął w lusterko, po czym wbił kolejny bieg. 

-Jak Ci na imię zapytał? 

-Marcin. 

"A ja Robertino.

Jechał bardzo pewnie i dość szybko. Dwadzieścia minut później zatrzymał się przed jakimś

 budynkiem.




piątek, 30 czerwca 2023

Aladyn na Dzikim Zachodzie część 21 - Marcin Piórkowski

 Tamci spojrzeli na siebie i doskoczyli do Adama Opla. Ten spróbował zrobić unik, ale niestety ich było troje, a on sam. Pięści poszły w ruch. Inżynier ostatecznie został przywiązany do pnia jednego z drzew, a rozbójnicy się rozeszli.

Rozdział 21.


Tymczasem wróćmy do obozowiska.

Zapłakana Sandra miała pretensje do siebie, że dała się namówić na wyjazd. Poruszony

 ojciec dziecka rozważał dalsze etapy poszukiwań.

Starsi Fordowie postanowili, że będą działać od świtu. Wtem zaczął siąpić deszcz zacierając

 wszystkie ślady. Była to idealna pogoda dla zbirów.

-I co teraz poczniemy? – zdenerwowała się Karolina.

-Przecież mamy tu inżyniera. On na pewno coś wymyśli, to jest światowy człowiek –

powiedział Mr Henryk.

-A gdzie w ogóle jest Adam? - krzyknęli wszyscy z dużą dawką zaniepokojenia w głosie.

-Wiecie co? To miejsce chyba jest przeklęte! – odezwała się starsza kobieta.

-I co teraz? I co teraz? – powiedziała mama chłopca.

-No nic, trzeba będzie się rozejść i poszukać –mruknął Ford.

-To wszystko Twoja wina, mogliśmy dać pieniądze temu Jamesowi i Bill by był już pewnie

 przy nas – zaczęła obwiniać Sandra męża.

-Według mnie i tak by nam nie oddali dziecka. Tacy, jak oni to zaczynają od małej kwoty, a

 kończą na dużych nominałach – odparł Aladyn.

-Przestańmy się kłócić i obwiniać nawzajem, bo to nie przyniesie nam żadnego rezultatu,

 tylko proponuję od razu działać –wtrącił się Metys.

-Zatem ruszajmy! – zaproponował młodszy mężczyzna.

-Dobra, dobra, tylko co będzie jak Bill i Opel tutaj wrócą i nikogo nie zastaną? To wtedy

 dopiero zaczną się wielkie poszukiwania –rozważała Indianka.

-Tak, Pachnący Kwiat ma rację. To więc kto zostanie?

-Ja zostanę - zaproponowała czerwonoskóra.

-A która z ekip odnajdzie Billa, niech z nim wróci do obozu i strzeli raz w niebo! –

 powiedział Mr Henryk.

-No to w drogę! - i się rozdzielili.

Aladyn poszedł z Karoliną, a Pan Henryk z Sandrą. W tym momencie blady świt zaczął

 pokrywać ziemię.

Przed rozejściem się spostrzegli, że ślady zostały rozmyte przez deszcz.

-No właśnie, i to nam trochę utrudni rekonesans –odezwał się Aladyn.

Lecz jak się później okazało mieli tylko dwie drogi do wyboru.

-My idziemy w lewo, a Wy idźcie w prawo –zakomenderował Mr Ford.

500 stóp dalej Karolina z zięciem doszła do drzewa do którego był przywiązany Adam

 Opel. Był blady, trząsł się z zimna. Usłyszawszy czyjeś kroki zaniepokoił się.

-To Pan, Panie Adamie? –zapytał młodzieniec.

-Tak, to ja, we własnej osobie.

Po chwili został uwolniony.

-Wiecie, to naprawdę są przestępcy! Przywiązali mnie do drzewa i sobie poszli, a ja

 chciałem Wam pomóc. Dzięki temu chyba domyślam się, gdzie mogą ukrywać dzieciaka.

-To biegnijmy! – rzekła Karolina.

Ekipa ruszyła w te pędy za inżynierem, aż natrafili na ukryty w gęstowiu szałas, przy

 którym siedzieli złoczyńcy - pili wodę ognistą przekrzykując i wymyślając jeden drugiego

nawzajem.

-Mówiłem Ci James, żeby dać im spokój – odezwał się zamroczonym głosem jeden z nich.

-Wszystko dobrze, tylko nam jest potrzebna kasa Michaelu.

-Zgadzam się z Jamesem – dodał Frank.

-Dziecko też trzeba wyżywić – powiedział James.

-No właśnie – zawtórował Michael.

-To jak ostatecznie robimy? - dopytał jeden z nich.

-Wiecie co, niech nam dadzą sześćdziesiąt i po problemie – wypowiedział się porywacz

 Billa.

Stojący po drugiej stronie szopy Aladyn z Oplem postanowili wkroczyć do akcji. Skinęli na

Karolinę, aby ta pilnowała wyjścia. Po chwili ojciec dziecka czołgał się tuż nad ziemią, tym

 sposobem otoczył szałas i zniknął w jego wnętrzu. Wtem dojrzał związanego chłopczyka,

 w jego drobnych ustach tkwił niewielkich rozmiarów knebel. Ino rychło ojciec chłopca

szarpnął za wiązadło, uwolnił dziecko z więzów i pochwycił je.

-Ciiicho!!! – szepnął Aladyn i jednocześnie odruchowo pokazał mu palcem na swoje

 zamknięte usta. Złapał oburącz dzieciaka i wymknął się z nim niepostrzeżenie zataczając

 dużym kręgiem kryjówkę. W tym momencie Opel pochwycił kamień i cisnął nim w

 kierunku kompanii James’a, aby odwrócić uwagę od swoich przyjaciół. Porywacze

 poderwali się natychmiast, zaczęli nadsłuchiwać i wpadli w dialogus.

-Ee… Słyszycie? Chyba mamy gości!

-Masz rację Frank, też tak mi się wydaję. Chyba nas wykryli! –dodał James.

-Zwijamy obóz, pakujemy manatki, zabieramy dziecko! Nic tu po nas! – rzekł w popłochu

 Michael.

-Gdzie jest dziecko? Nie ma go.

-A szukałeś z tyłu Frank? –spytał podniesionym tonem James.

-Są tylko jakieś ślady...- odparł tamten.

-To co robimy? –dopytał Michael.

-Teraz musimy uciekać. Siadamy na konie w galop! – zdecydował za wszystkich prowodyr.

W tym samym czasie zostawiwszy złoczyńców drużyna Aladyna mknęła czym prędzej do

swojego obozu, gdzie czekała na nich Indianka.

-Jesteście!- kontentowała Pachnący Kwiat, ujrzawszy Karolinę z Oplem, młodzieńca z jego

 synkiem.

-To teraz według planu ktoś z nas powinien strzelić w niebo! – oznajmiła Karolina.

-Ja strzelę – zaproponował Aladyn, i tak też zrobił.

Wkrótce do Twoich uszu dotarły odgłosy uradowanych Henryka z córką.

-Wreszcie jesteśmy w komplecie! - oznajmił z radością w głosie Mr. Henryk.

-To co, wracamy do Colorado? –zaindagował Opel.

-Myślę, że mam dość tego tajemniczego miejsca! – rzekł Aladyn.

Wszyscy wkrótce zgodnie obrali sobie sedes w automobilu i ruszyli. Po dłuższym czasie

 wrócili do Colorado Springs, gdzie czekali na nich Westmani. Jako pierwszy pojazd opuścił

 szofer, czyli Pan Henryk, obszedł dookoła wehikuł otwierając wszystkie drzwi - ,,Teraz

 możecie wysiadać!” – zakomunikował. Jako pierwszy wyskoczył Arab, po czym pomógł

 opuścić wnętrze Billowi, zaś za nimi wysiadły kobiety.

-Witajcie! - przywitali ich Westmani.

-Witajcie! –odparli podróżnicy.

-Jak było na wycieczce?- zaciekawienie okazał Old Firehand.

-Mieliśmy pewnego rodzaju awanturę… –odparł Adam Opel.

-Zamieniamy się w słuch –odrzekli pozostawieni mężczyźni.

Old Wabble zapalił fajkę, uważał bowiem, że dym pozwoli mu się lepiej skoncentrować.

 Jako pierwszy rozpoczął opowiadać młodzieniec. Wspomniał o tym, jak dojechali do parku

 Yellowstone, jak rozpalili ognisko, nieomieszkał napomknąć o tym że podczas toastu jakiś

 zbir zakradł się i korzystając z ogólnego zamieszania zabrał Billa. Wtem Opel opowiedział

 przebieg wydarzeń ze swojej strony jak to poszedł za Jamesem i o mały włos nie stracił

 życia. Zaś Karolina dorzuciła jak wszyscy zostawili Pachnący Kwiat i ruszyli na zwiady.

 Jak znaleźli przywiązanego Opla do drzewa i w rezultacie, jak ten zaprowadził ich do

 kryjówki James’a.

-Uff, uff, uff! Musiał być to bardzo zły człowiek! –odrzekł Winnetou.

-Zgadza się! –dodali pozostali.

-Mało brakowało abyśmy nie wrócili w komplecie –odparł inżynier.

-Jesteśmy radzi, że możemy być tutaj znowu razem! – dostrzegł Henryk Ford.

Zmieniając temat Aladyn zwrócił się do Surehanda:

-Biały bracie, przed naszym wyjazdem rozmawialiśmy o budowie Waszego tipi.

-Owszem, mam wszystko co potrzeba, do budowy szałasu –odpowiedział tamten. Jutro z

 Pachnącym Kwiatem zabieramy się do dzieła!


-Dziękuję przyjacielu, ale to będzie nasz domek, który pragniemy postawić własnymi

 rękami.

Od tego momentu upłynęło siedem wschodów oraz zachodów słońca. Zaś ostatniego dnia

 tuż obok domu Clintonów, przed pojawieniem się miesiąca na niebie, powstał wysoki

 mierzący sześć stóp, szeroki na cztery łokcie i długi na osiem jardów wigwam. Przykryto

 go wyprawioną skórą z postrzelonej niedawno siuty. Cała konstrukcja składała się z dwóch

 izb. W pierwszej mieściło się palenisko-sienniki, a także broń palna i łuk, zaś w drugiej -

 zrobili sobie skład na chrust i na upolowaną zwierzynę. Nowożeńcy przeprowadzili się do

 nowego szałasu, cieszyli się swoją obecnością i autonomią.

-Wspaniała robota! – Westmani zachwalali budowle Pachnącego Kwiata i Surehanda,

 bowiem Ci we dwójkę z przejęciem układali gałązkę po gałązce.

Wtem luby młodej Indianki opowiedział swoją historię, jak udał się do pobliskiego

 zagajnika, by pozyskać materiały potrzebne do postawienia tipi. Nie omieszkał również

 napomknąć o tym, że spotkał pewnego mężczyznę, jak ten go przestraszył i dał mu pewne

 wskazówki, następnie o niepowiedzionym starciu z niedźwiedziem, jak został przez niego

 poturbowany i ocknięciu się przy dotyku Nszo-czi. Ostatecznie, o postrzeleniu młodej

 sarenki, a także jak bez dalszych perturbacji wrócił do domu.

-Uff, uff!- krzyknął Winnetou. Mój Biały Brat jest bardzo dzielnym wojownikiem –

pochwalił Indianin.


środa, 28 czerwca 2023

Moje kolorowe cyfry

 W moim Tęczowym Ośrodku na terapii widzenia wraz z moją terapeutką widzenia wpadliśmy na pomysł nauki cyfr, co jest dla mnie istotne.

Dlaczego zaczęliśmy naukę od poznawania cyfr?

Dawno temu naukę cyfr jako takich uczyłem się już będąc w przedszkolu. Do tej pory cyfry i liczby znałem z działań ze szkolnej tablicy, gdzie uczyłem się klasycznych reprezentacji graficznych cyfr. Tak było do czasu gdy trafiłem na stół operacyjny, od którego wszystko się zaczęło. Naukę rozpoczęliśmy od stycznia, potraktowałem to jako to jako postanowienie noworoczne. Zapragnąłem ponownie nauczyć się samodzielnego odczytywania działań. Więc wspólnie z terapeutką widzenia ustaliliśmy system barw i przypisanie każdej z nich do standardowej wersji zapisu matematycznego cyfr i znaków.

Do odczytu działań korzystam z laptopa 15.6 cala, oddalonego od oczu o ok. 50-60 cm, dodatkowo w pomieszczeniu korzystniej wpływają warunki zaciemnienia przy maksymalnej jasności ekranu. Ponadto warto nadmienić, że używam specjalnego stacjonarnego stojaka pod laptop, lecz w warunkach domowych muszę korzystać bez tego pomocnego akcesoria. 

Moje cyfry są prezentowane na białym tle, pisane czcionką "Calibri" o rozmiarze 600 pkt. Każda z nich ma inną barwę. Wybór kolorów nie jest przypadkowy, gdyż wybrałem je wśród tych przeze mnie najbardziej lubianych, z uwzględnieniem moich preferencji wzrokowych, gdzie:

-  0 jest czarne,

-  1 jest żółte,

- 2 jest pomarańczowe,

- 3 jest błękitne,

- 4 jest jasno zielone,

- 5 jest fioletowe,

- 6 jest czerwone,

- 7 jest blado różowe,

- 8 jest ciemno zielone, dla nieketórych określane jako oliwkowe,

- 9 jest jaskrawo różowe.

Warto nadmienić, że symbole działań są umieszczane na początku kolejnego wersu.

  Do tego w międzyczasie doszły podstawowe znaki działań matematycznych, w których:

- znak dodawania jest jaskrawo zielonym kwadratem z białym znakiem "plus" na środku, 

- znak odejmowania jest pomarańczowym kwadratem z białym minusem w środku, który ma czarną obwódkę,



- znak mnożenia jest szarą gwiazdką,

     *

- znak dzielenia jest granatowym ukośnikiem.

         /


Mogę pochwalić się ostatnimi osiągnięciami, że działania matematyczne przedstawiane na ekranie komputera są przeze mnie obliczane w pamięci. Dodatkowo muszę zidentyfikować każdą cyfrę i liczbę oraz poprzedzający ją znak działania i dopiero podaję całkowity wynik. 

Dużym przedsięwzięciem jest dla mnie połączenie wszystkich cyfry w liczby z symbolami działań. Niektóre działania składają się z trzycyfrowych liczb, tworząc działanie dwuwersowe. Odległość między cyframi i znakami wynosi 3 spacje. Jest to zabieg celowy, mający za zadanie zapobiegnięcie nakładania się kolorów, gdyż w przeciwnym razie skutkowałoby to niewłaściwym odczytem działania.  

 W tej chwili jest to dla mnie rozrywka, ale co będzie dalej to czas pokaże. 

To jest przykład działania z odejmowaniem:


Na przykładzie widać działanie dwuwersowe, w których zastosowano wszystkie zasady opracowane wspólnie z terapeutką widzenia. 

Przedstawiam Wam krótki film z fragmentu zajęć, na którym odczytuję i obliczam jeden z przykładów działań matematycznych zapisany zgodnie z zasadami przyjętymi na zajęciach terapii widzenia. 



Kolory na filmie nie oddają rzeczywistych barw.







czwartek, 15 czerwca 2023

Sonet o Nas

 SONET O NAS

Ty i Ja, Ja i Ty i więcej nikt

Tak w sobie zakochani,

Tak bardzo pogmatwani

Jesteśmy tacy sami.

Jak dwie połówki jabłka.

Jak dwa płatki śniegu

Jak dwie krople wody

Jak dwie chwile

Nic nas nie dzieli

Wszystko nas łączy

Jesteśmy tak zbliżeni

A jednocześnie oddaleni

Razem idziemy przez świat

Bo łatwiej nam jest ot tak.

piątek, 19 maja 2023

Tropiciel miłości rozdz. 1

 

Rozdział pierwszy



Marcin obudził się chwilę po ósmej, o dziwo na łóżku nie było jego kobiety. Na poduszce leżała zapisana chusteczka, przeczytał ją „a więc to tak, zostawiła mnie" - pomyślał. Zerwał się na równe nogi i pognał do łazienki. Wziął szybki prysznic, przepłukał zęby, ubrał się. Wyszedł z mieszkania zamykając za sobą drzwi. Zbiegł po schodach na parter. Dopadł do harleya, nazywał tak swojego passata. Była to specjalnie stuningowana wersja osiągająca setkę po niecałych pięciu sekundach. Prędkość maksymalną trzystu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę zawdzięczał dwóm turbinom i kompresorowi, które były umiejscowione pod podłogą pojazdu. Dzięki temu jednostka uzyskiwała czterysta koni mechanicznych. Oprócz tych zalet pojazd był amfibią ,która na wodzie była świetną motorówką. Posiadał przełącznik w kolorze niebieskim, umiejscowiony koło kierownicy, którego wciśnięcie powodowało uruchomienie dwóch śrub napędowych. Wehikuł był prezentem od jego przyjaciela Piotrka. 

Marcin wyjął ze schowka notes z numerami telefonów do swoich znajomych i wybrał numer do Piotrka.

- Cześć przyjacielu - odezwał się głos po drugiej stronie.

- Co Ci się urodziło? Słyszę niepokój w twoim głosie.

- Zostawiła mnie Ewelina.

- To masz problem. Czy powiedziała ci dlaczego?

- Wieczorem się kochaliśmy, a rano już jej nie było.

- Mechanizm kobiety jest bardzo skomplikowany. Spokojnie Marcin, wszystko będzie dobrze, Ewelina odnajdzie się. Mam namiary na dobrego detektywa, ma na imię Robert.

- To dawaj - odparł Marcin.



Asystent

 Asystent


Asystent jest to funkcja szeroko rozumiana, np. : politycy mają w swoich biurach sekretarki, a my niepełnosprawni korzystamy z usług asystentów.

Do czego służy nam asystent? 

Jaka jest jego rola? 

I czego nam może odmówić? 

Otóż Asystent Osoby z Niepełnosprawnością  ma za zadanie zastąpić nam niejednokrotnie ręce i nogi. A więc asystent wspomaga nas w życiu codziennym. Niektórym pomaga dotrzeć do pracy, do szkoły. Innym razem dotrzeć do lekarza lub też do kina oraz innych instytucji kultury. Wspiera nas w bezpiecznym przemieszczaniu się z punktu A do punktu B. 

Asystent może odmówić nam wnoszenia nas po schodach, robieniu dużych zakupów, dźwiganiu bagaży i opieki całodobowej nad nami. 

Asystent to bardzo ważna pomoc dla nas osób z różnymi niepełnosprawnościami. 

Od kiedy korzystam z "Projektu Asystent" mój poziom życia wyraźnie się podniósł. Zatem zachęcam do korzystania z tej formy wsparcia.

Dobrze by było aby większość pełnosprawnych osób, która dysponuje niezagospodarowanym, wolnym czasem rozważyła przystąpienie do wolontariatu, a osoby niezatrudnione, podjęcie pracy jako Asysteny. 

Według mnie praca asystenta może nam dać sporo satysfakcji, możliwość poznania nowych, ciekawych osób oraz miejsc ,a także doświadczenie w radzeniu sobie w trudnych sytuacjah.                            

Co zawdzięczam asystentom:

- po pierwsze pomoc w założeniu i prowadzeniu blogga,

- po drugie  mnóstwo fajnych  i niezapomnianych wypraw,

- po trzecie spełnienie marzenia z dzieciństwa jakim jest bez wątpienia tatuaż,

- po czwarte  projekt i  udanie się na zakupy do Castoramy po potrzebne nam rzeczy do mojej pokojowej siłowni,

- po piąte  dzięki nim poznałem wiele ciekawych miejsc oraz osób,

- po szóste przeżyłem wiele fajnych przygód,

- po siódme troszkę się usamodzielniłem,

 -  po ósme samodzielne stawanie przed wyborem np. co zjeść ,co wypić, co kupić itd.

Od lat korzystam z asystentury i nadal będę gdyż jest to nieoceniona pomoc dla takich osób jak Ja.


piątek, 10 marca 2023

Ekologia, ekonomia czy może kaprys?

 "Ekologia (gr. οἶκος (oíkos) ‘dom’ + λόγος (logos) ‘słowo, nauka’) – nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami (czyli strukturą ekosystemów)" (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekologia). 

W latach tzw. słusznie minionych wszystko było pakowane w to co teraz uważamy za ekologiczne i nie wymagane było dopłacanie za opakowanie. Obecnie zaś często pakowane jest w plastikowe tacki i opakowanie z tego samego materiału. 

ŻYWNOŚĆ

Owoce, warzywa i wszelkie spożywcze artykuły, nawet mięso i ryby były nierzadko pakowane w papierowe torby, czy też gazety. Produkty takie jak, np. pączki, drożdżówki, ciastka czy chleb były pakowane tylko w szary papier. W tej chwili to samo sprzedawane jest w plastikowych torbach, niekiedy trzeba za nie dopłacić. Owoce i warzywa nie były nadmiernie pryskane, nikt nie robił z tego problemu. Miały kształt różnoraki, zdarzały się na nich drobne plamki, niejednokrotnie tkwił w nich robaczek. Miały zapach i różnorodny smak.

PRODUKTY POCHODZENIA ZWIERZĘCEGO

Na łąkach uprawianych bez żadnych ulepszaczy pasły się krowy, które rolnikowi dawały tłuste, pełnowartościowe mleko. Jako dowód swojej obecności zostawiały gospodarzowi krowie "placki", po których przetworzeniu możemy pozyskać metan który jest świetnym biopaliwem. Oprócz tej właściwości obornik jest wspaniałym nawozem. 

Obecnie mleko, a raczej produkty mleko podobne sprzedaje się w sklepach w plastikowych butelkach lub w kilku warstwowych kartonach i z długą datą do spożycia.

Szczęśliwe, chodzące po podwórku gospodarza kury żywiły się tym co potrzebowały ich organizmy zjadając raz robaczka tudzież znalezione ziarno, podskubując trawkę, znosiły zdrowe jaja.

Dawniej każdy gospodarz hodował zwierzęta na własne potrzeby, lub na wymianę, sprzedaż aby pozyskać to co było mu potrzebne, a czego brakowało w jego gospodarstwie. Obecnie istnieją duże "farmy", gdzie zwierzęta są hodowane w dużym ścisku po to aby pozyskać od nich np. mleko, jajka lub są hodowane na mięso. Tak pozyskane produkty trafiają obecnie do nas na stoły.

Przemysł

Rewolucja przemysłowa, bo o niej mowa na przełomie XIX  i XX w. przyczynił się w dużym stopniu do zanieczyszczenia naszej planety. 

Przez setki lat ludzie w swoich domach palili drewnem, węglem. Fabryki na całym świecie do niedawna zużywały tony tego czarnego  surowca. To bez wątpienia miało wpływ na tak zwane ocieplenie klimatu.

Wielu z wynalazców, a w następstwie przedsiębiorców bez wątpienia przyczyniło się do zanieczyszczenia naszej Matki Ziemi.  

Energia

Obecnie stawiamy wiatraki, panele fotowoltaiczne oraz turbiny wodne, a także elektrownie jądrowe (do których budowy niezbędny jest Nikiel, temp. topnienia 1455 st. C). Samochody i inne pojazdy napędzane są coraz to innym źródłem energii. Na przykład samochody elektryczne moim zdaniem są jeszcze niedopracowane. Żeby naładować takie auto istnieje kilka sposobów. Jeden z nich to ładowanie i tu zaczyna się problem gdyż brakuje stacji do ładowania takich pojazdów. Innym sposobem jest mieć dom lub mieszkać na osiedlu z podłączeniem do sieci o odpowiednim natężeniu mocy. Kiedy jesteśmy w domu wtedy możemy naładować takie auto. Posiadając taki samochód musimy być przygotowani na chwile obecną że przejedziemy jednorazowo między 200 lub 500 km. w zależności od modelu auta. Jestem ciekaw do czego nas to wszystko doprowadzi. Do tej pory nadmierna elektryfikacja jeszcze nie jest dopracowana i jest bardzo zawodna. Mam przeczucie że przyjdzie nam drogo zapłacić za ten szybki postęp technologiczny. 


Moje wnioski

Uważam osobiście, że ekologia jest kolejną ideologią, modą i niezłym marketingiem dla tego kto to wymyślił lub tego kto szybko w ten biznes wszedł. Ekologiczny styl życia to był 300 lat temu, a obecnie i w dalekiej przyszłości nie widzę "tego".



piątek, 10 lutego 2023

Tropiciel miłości rozdz. 2

  Mechanizm kobiety jest bardzo skomplikowany. Spokojnie Marcin, wszystko będzie dobrze, Ewelina odnajdzie się. Mam namiary na dobrego detektywa, ma na imię Robert.

- To dawaj - odparł Marcin.


Rozdział drugi



Ewelina przebudziła się w samolocie lecącym do Brazylii. Rezerwację zrobiła przez internet w swoim telefonie, po czym usunęła ślady korespondencji z biurem podróży. Zrobiła to tydzień przed ostatnim kontaktem z Marcinem. Zostały jej jeszcze dwie godziny lotu. Dziewczyna z bijącym sercem oczekiwała na lądowanie. Na miejscu w wynajętym hotelowym pokoju czekało na nią przebranie składające się z blond peruki, czerwonej spódnicy w kwiaty i czarnych szpilek. Naturalnym kolorem jej włosów był ciemny kasztan zaś na co dzień nosiła jeansy oraz adidasy. W zamówionym przebraniu miała być nie do rozpoznania. Oprócz tego czekała ją wizyta w ambasadzie gdzie zamówiła sobie dowód na nazwisko Sara Wieszkowic. Wtem zobaczyła nad sobą stojącego, przystojnego, opalonego mężczyznę w ciemnych okularach, jeansach oraz koszuli z krótkim rękawem. 

 - Dzień dobry, pozwoli Pani, że będę jej towarzyszył,

 - Zaproponował Ewelinie.

Dziewczyna natychmiast podniosła wzrok i zobaczyła barczystego bruneta. Przedstawili się sobie. 

 - Mam na imię Robert, gdzie jest Twój cel podróży?- spytał. 

 - Jestem Ewelina, lecę do Brasíli. - odparła. 

Opowiedziała mu całą swoją historię. 

 - Brzmi interesująco podsumował mężczyzna, masz ochotę na kieliszek? - zaproponował.   

 -  Możemy się napić. - zgodziła się. 

 -Pozwolisz, że będę twoim ochroniarzem i dostarczę Cię bezpiecznie do celu podróży.

 Marcin dał mi za to zlecenie kupę forsy, ale ja zrobię z tego inny pożytek. Pomyślał z zadowoleniem Robert.

Samolot leciał dalej, a na jego pokładzie siedział niedoszły porywacz. Z tego Roberta to jakiś niezły cwaniak. Dało jej to do myślenia. 

 - A na czyje zlecenie działasz? - spytała. 

 - Działam na zlecenie top secret - odpowiedział bez wahania.

Ewelina zaniepokoiła się. Coś nie dawało jej jednak spokoju. 


"Kto ci za to zapłacił” - myślała w duchu. Samolot zbliżał się do lotniska w Brazylii, a Ewelina poprawiała sobie makijaż. „Podejrzany ten typ, trudno będzie przed nim umknąć. Muszę jakoś uciec.” - myślała.

Ruszyła w stronę toalety. Schowała się tam.

Stewardessa podeszła do Roberta, 

-Gdzie jest Pani, która siedziała obok Pana? - spytała.

- Przed chwilą poszła w kierunku toalety. Jak wróci powinienem jej coś przekazać?

- Tak, proszę powiedzieć że teraz powinna siedzieć na swoim miejscu w czasie lądowania.

- Za chwilę wróci - Uspokoił stewardessę mężczyzna.

Ale po Ewelinie nie było ani śladu.

- Czy ta torba należy do tej Pani? - spytała stewardessa

- Chyba tak, ale nie jestem pewny.

- Wygląda na tanią i pustą- odparła.

Tymczasem Ewelina wyszła z toalety i chyłkiem przeszła na drugą stronę samolotu.

Gdy maszyna zaczęła podchodzić do lądowania, kobieta ze zniecierpliwieniem  nerwowo co i rusz spoglądała przez okienko i za siebie, w kierunku swojego poprzedniego miejsca. „Prosimy o zapięcie pasów” padł komunikat w kilku językach. Podczas lądowania zablokowało się podwozie. Samolot zamiast wylądować wzniósł się do góry. Po chwili z pod brzucha samolotu ukazał się płomień. „Ocho, chyba mamy poważną awarię i jest za mało paliwa żeby wznowić lot, a po drugie płoniemy.” pomyślał kapitan. Ostatecznie statek powietrzny wylądował na brzegu oceanu skąd się nigdy nie wzniósł. Natychmiast zapanowała panika. Ewelina korzystając z zamieszania opuściła samolot, zeskakując na ratunkową poduszkę razem z innymi pasażerami. Wszyscy mieli wiele szczęścia, gdyż w chwilę po tym jak ostatnia osoba opuściła pokład, maszynę pochłonęły języki ognia.



sobota, 21 stycznia 2023

Zamknięty w klatce

Z Tobą chcę oglądać świat zza wyimaginowanych krat,
z Tobą chcę dzielić swoje wszystkie życia chwile, 
gonić je niczym motyle.
W życiu nie o to chodzi by ganiać bezsensownie króliczka, lecz aby go złapać. 

Tak jest i z Tobą moja mała.
Sama mnie zamknęłaś w klatce, pokazałaś język 
i obiecałaś, że wrócisz dziś. 
Odliczam minuty, kwadranse, te zamieniają się w godziny. 

Ja tymczasem od zmysłów odchodzę.
Minął dzień, wieczór nastał, ciemna noc zapada 
i Ciebie tego dnia ręka moja już nie zbada. 

Sama zresztą wiesz, że mężczyzna lekarzem dobrym jest,
lecz mi doktorem Twym nie dane jest być,
bez Ciebie będzie mi ciężko żyć. 

czwartek, 5 stycznia 2023

Prolog

 

Powieść tą dedykuję mojej serdecznej przyjaciółce Ewelinie.

 

                        "Tropiciel miłości"



Prolog



Ocknęła się dwie godziny po północy. Obok na łóżku leżał jej mąż Marcin. Jego oddech był miarowy. Ze stolika nocnego chwyciła chusteczkę. Włączyła telefon. Przy jego świetle napisała: Marcin, z żalem piszę te słowa, niestety od pewnego czasu czułam, że już nie układa się nam tak jak kiedyś. Postanowiłam, że nadszedł czas na nasze rozstanie. Myślę, że lepiej wcześniej niż później, bo później byłoby nam ciężej się rozstać. Gdy się obudzisz będę daleko. Proszę nie szukaj mnie bo w tej chwili sama jeszcze nie wiem gdzie będę. Twoja Pussy.