Pytania bez odpowiedzi - odsłona druga
Ile kropel wody znajduje się w Oceanie Spokojnym?
Czy wiesz ile ziaren pisaku tworzy pustynię Saharę?
Jak myślisz, ile jest gwiazd na niebie?
Ile waży ludzka dusza?
Gdzie jest początek, a gdzie koniec koła?
Pytania bez odpowiedzi - odsłona druga
Ile kropel wody znajduje się w Oceanie Spokojnym?
Czy wiesz ile ziaren pisaku tworzy pustynię Saharę?
Jak myślisz, ile jest gwiazd na niebie?
Ile waży ludzka dusza?
Gdzie jest początek, a gdzie koniec koła?
Ten wpis ma za zadanie propagowanie zdrowia i dobrej kondycji.
Co jest lepsze: chorować czy być zdrowym?
Zwolenników szczepionek jest tyle ile ich przeciwników. Co warto zaszczepić się - czy się nie zaszczepić? Czy warto zachorować i ponieść srogie konsekwencje - czy zaszczepić się i odchorować w lżejszy sposób? W regionach, w których występuje mała ilość osób zaszczepionych przeciwko COVID pojawia się wysoka liczba pacjentów poddawanych hospitalizacji. Dotychczas zaszczepiło się ok. 50% Polaków. Istnieją tacy, co nie mogą przyjąć tej szczepionki z różnych przyczyn. Także kto może i nie ma przeciwwskazań medycznych, tego zachęcam do podjęcia tego kroku. Łóżek dla pacjentów może nie zabraknąć, ale na pewno może zabraknąć przy nich medyków, a jak wiadomo w tej kwestii cierpimy na niedobory, a poza tym oni również mogą zachorować na to "paskudztwo".
Dać się ukłuć igłą czy pożegnać się z tym światem. Wariantów koronawirusa wciąż przybywa. Koronasceptyków również nie brakuje.
Powstaje więc pytanie: czy warto się zaszczepić czy nie? Owszem, istnieją choroby, które są bezpośrednim przeciwwskazaniem do szczepienia, ale osób z takimi problemami jest garstka. Więc korzystajmy ze szczepień, kiedy są bezpłatne i ogólnodostępne.
Dać się zaszczepić i nie żałować, że się zrobiło ten krok, nawet gdy w następstwie może wystąpić złe samopoczucie. Dolegliwości te są zdecydowanie łagodniejsze niż sam przebieg choroby wskutek zakażenia COVID 19.
Osobiście uważam, że szczepienia zostały wynalezione po to żeby z nich korzystać.
Sonet dla Eweliny
Szukam Cię i obiecuję Ci, że kiedyś znajdę Cię.
Choćbym miał iść za Tobą na koniec świata - Znajdę Cię.
Gdybyś schowała się za jednym z miliona drzew - Znajdę Cię.
Choćbyś ukryła się na dnie oceanu - to też Cię znajdę.
Gdybyś w kamień zamieniła się - ja tam również znajdę Cię.
Gdybyś w kosmos poleciała i planety podbić miała i tak tam Ciebie znajdę bo wiedz, że ja bardzo pragnę Cię.
Choćbyś w parę zamienić się miała obiecuję Ci, że znajdę Cię.
Gdybyś w kwiat zamieniła się bez trudu znajdę Cię.
Choćbyś w 100 słońc zamieniła się to nie martw się znajdę Cię.
Gdybyś w ziarnku piasku ukryła się przekopię wszystkie pustynie świata i i tak znajdę Cię.
Jakbyś zamieniła w najbarwniejszego motyla się to i tak znajdę Cię.
Byś w powiew wiatru przemieniła się i tak mam pewność, że znajdę Cię.
A wszystko bo kocham Ciebie, chce z Tobą być do końca naszych wspólnych dni.
I swego zdania nigdy nie zmienię, wiedz że bardzo kocham Ciebie.
W centrum widnieje głębokie jezioro, którego brzegi są porośnięte złocistą pszenicą lub też ciemnymi krzewami. Raz w miesiącu jezioro to zamienia się w aktywny wulkan, z którego wypływa gorąca lawa. Wtedy dochodzi do burzliwych eksplozji i cała magma wylewa się poza obszary akwenu. Podróżując dalej na północ wpadamy w tętniącą koleinę, następnie w oddali wyłaniają się Alpy, Pireneje lub Himalaje, z których wierzchołków niekiedy spływają śnieżne potoki. Na ich szczytach znajdują się ptasie gniazda. Z tego miejsca świat wygląda bardzo pięknie. Tu jest rozwidlenie dróg, jedna z nich biegnie na wschód, a druga na zachód. Na ich końcach napotkamy drobne gałązki. Ich widok u niejednego mężczyzny wzbudza zachwyt.
Schodząc z gór, kierujemy się ku wąskiemu wąwozowi, mijając go stajemy przed jaskinią ze stalagmitami i stalaktytami bielszymi od świeżego śniegu. Mijając jaskinię dochodzimy do rozwidlenia, na którego skrajach widnieją dwie niezamieszkałe muszle. Na samej północy rosną połacie jasnej lub ciemnej bujnej roślinności. Zaś od centrum na południe spotkać można długie, szczupłe powalone pnie drzew, po lewej i prawej stronie, które na skrajnym południu zakończone są gałązkami.
Pytania bez odpowiedzi
Co było pierwsze: jajko czy kura?
Skąd przyszliśmy i dokąd idziemy?
Dlaczego woda jest mokra?
Jak wygląda powietrze?
Czemu ptaki znoszą jajka?
Truskawka - Fragaria ananassa Duchesne
Fotografię wykonano specjalnym trybem makro.
Przedstawia dojrzały owoc truskawki.
Czerwona barwa owocu na , krórej widnieją zielone pestki .
Owoc jest bardzo smaczny , aromatyczny i soczysty.
Nadaje się do spożywania na surowo , do konfitur , dżemów , kompotów a także do mrożenia.
-Nie, skądże znowu, jutro.
Na obliczu Metysa pojawił się grubokroplisty pot.
Rozdział 19.
Nazajutrz skoro świt cała ekipa wstała.
-No to teraz możemy jeździć po całej Ameryce -pan Henryk rzekł radosnym głosem do swojego gościa .
-Chwileczkę, żeby jeździć po drogach publicznych będą Ci potrzebne dokumenty – Adam ostudził zapał Henryka.
-A jak mam niby to zdobyć?
-Pojedziemy do Denver, tam jest mój znajomy, który szkoli automobilistów i wydaje odpowiednie papiery- wyjaśnił Opel.
-No to jedziemy – ucieszył się Ford. Tylko żeby tam dojechać i wrócić potrzebujemy całego kotła węgla. No to zaraz o to zadbam.
Wkrótce kocioł był już zapełniony.
-No to ruszamy Henryku. W następnej chwili ruszyli spod domu. Tym razem prowadził Ford.
-Widzę, że już się oswoiłeś- pochwalił Opel.
-Tutaj się zatrzymamy-polecił inżynier. Pozwól, że teraz ja poprowadzę.
Po tym, jak zamienili się miejscami, ruszyli w dalszą drogę.
Coś źle uczyniłem?-spytał Metys.
-Nie, wręcz przeciwnie. Tylko widzisz, tam w oddali stoi dwóch szeryfów, a Ty nie masz jeszcze papierów upoważniających do prowadzenia pojazdu i podczas gdyby oni nas zatrzymali byśmy musieli się gęsto tłumaczyć, na dodatek kosztowałoby nas to 30 dolarów -tłumaczył Opel.
Nagle jeden z funkcjonariuszy machnął ręką w kierunku drewnianego pojazdu, po czym ten się zatrzymał.
-Co się dzieje? - spytał Adam.
-Kontrola drogowa- odpowiedzieli tamci i obeszli dookoła wehikuł.
-Dobrze, dobrze. Jedźcie dalej-machnęli ręką, na znak że jest wszystko w porządku.
Rozmowa ta odbyła się w języku Williama Shakespeare.
Jeźdźcy zadowoleni, że tak łatwo im poszło, pomknęli dalej.
-Dojeżdżamy-ucieszył się Niemiec. Jeszcze dwie mile i będziemy na miejscu. Po dojechaniu do celu, opuścili wnętrze automobilu. Opel udał się w kierunku jednego z domów. Po krótkiej chwili wyszedł z nieznajomym mężczyzną, podeszli do Forda, wymienili się nazwiskami. Nazywam się Citroen Jacques. Jestem instruktorem jazdy automobilem.
Citroen polecił Henrykowi zająć miejsce za kierownicą, zaś sam usiadł obok.
-A ja?-spytał się Adam.
-A Ty, albo popilnujesz mojego dobytku albo wsiadaj z tyłu.
-No to wsiadam.
Zamykając tylne drzwi, uchwyt został mu w ręku.
-Zobacz Henryku! Tamten obejrzał się do tyłu.
-Połóż gdzieś na razie, zajmiemy się tym po powrocie.
Jacques Citroen polecił Panu Henrykowi, aby ten objechał dwa stojące nieopodal siebie domki. Metys odkręcił kurek, wykonał manewr, po czym usłyszał aplauz.
-Proszę na mnie poczekać-wydał imperatyw Francuz.
Ten wrócił po upływie kilku minut z dokumentem uprawniającym do poruszania się po drogach publicznych należących terytorialnie do obu Ameryk, jak i reszty zamieszkałych kontynentu.
-Niech się Pan podpisze panie Ford. No i po sprawie.
Opel wyszedł z samochodu, złożył mu gratulacje.
-Moja misja w Ameryce powoli dobiega końca - kontynuował Adam.
-Ależ skądże znowu - zaperzył się Metys.
-No to, jeszcze nie wszystko moi Panowie - odezwał się Citroen i pomknął w kierunku swojego domu.
Chwilę później w ręku niósł dwie drewniane tabliczki z numerem 16. Oznaczało to, że był to już szesnasty tego rodzaju pojazd w Ameryce.
-A jak mam się cofnąć? - pomyślał na głos Henryk.
-Hm, chyba będziemy musieli go troszkę popchnąć, a w domu opracujemy patent na jazdę do tyłu -odezwał się inżynier. Spodziewali się ciężkiej roboty, a wystarczyło kilka pchnięć aby Pan Henryk mógł już wykręcić. Wsiadając do pojazdu już mieli z powrotem zainstalowaną klamkę wyrwaną wcześniej przez Opla. Podziękowali Jacques'owi, trzasnęli drzwiami znacznie delikatniej niż przedtem zrobił to Opel.
-No to prowadź mister stangret - rzekł Adam.
Ford zakręcił kierownicą w lewo, odkręcił kurek i następnie jechał prosto.
-Wiesz co Drogi Adamie, z tego wszystkiego poczułem się głodny.
-No to zatrzymajmy się przy jakimś saloonie.
Ujechawszy trzy mile poczułeś aromat rzekłbyś pieczonego mięsa, który zaprowadził ich do karczmy u Starego Bila. Wysiedli, pan Henryk starym amerykańskim sposobem kopnął w drzwi otwierając je na oścież. Za nimi stał Indianin robiąc na cały saloon krzyk. Ford podał rękę poszkodowanemu czerwonoskóremu, zaś ten jego rękę pochwycił i skręcił mu ją dość boleśnie.
-Kto odważy się podnieść rękę lub uderzyć Ognistego Węża tego czeka wielka zniewaga. Howgh! Powiedziawszy to, odszedł.
-To co zamawiamy Henryku-spytał Opel.
-Mnie przed chwilą odeszła ochota na jedzenie. Przez tę czerwoną małpę -powiedział Metys pod wpływem impulsu.
Wkrótce zajadali się pieczenią z borsuka, popijali zimne piwko. Po czym udali się do wehikułu.
-Tak sobie myślę gospodarzu, że nie potrzebnie go tak nazwałeś.
Mr Ford opowiedział mu historię która zapoczątkowała jego zniechęcenie do Indian.
-No to teraz rozumiem, ale minęło tyle lat od tego wydarzenia i myślę sobie, że pora zakopać ten tak zwany topór wojenny – powiedział Adam.
-Może i masz rację.
-No to co teraz robimy?- spytał inżynier.
-Chciałbym uzupełnić stan węgla, bo może nam nie starczyć-odpowiedział Ford.
-No to wsiadajmy, po drodze zatrzymamy się i wrzucimy kilka worków węgla.
W drodze powrotnej do Colorado podziwiali uroki jesieni. Zatrzymali się przy nasypie kolejowym, gdzie znaleźli kilka worków z węglem najwyraźniej , które najpewniej wypadły z wagonu przejeżdżającego pociągu.
-I oto mamy Henryku-ucieszył się Opel. Po chwili worki leżały z tyłu, zaś wehikuł mknął już przez ostatnią wioskę dzielącą ją od Colorado Springs.
-No i jesteśmy na miejscu cali i zdrowi – mruknął ziewając Metys.
Wszyscy stali w wielkim oczekiwaniu, gdyż ujrzeli w oddali migoczący drewniany pojazd, wyszli zatem na drogę.
-Wreszcie jesteście, martwiliśmy się bardzo o Was, oczywiście to o Was było bardziej skierowane do Pana Henryka-radowali się Sandra z Aladynem oraz z małym Billem.
-Chcecie się przejechać kawałek do domu?-spytał szczęśliwy Ford.
-Jak nie? Jak tak-odpowiedzieli tamci z euforią w głosie.
Po chwili automobil ruszył z miejsca bardzo dynamicznie w kierunku domostw. Zatrzymał się przy hacjendzie Aladyna. Gdy młodzi opuścili tylne siedzenie, Pan Henryk tak kichnął aż pojazdem zarzuciło i auto zaczęło się staczać. Rozpędzone jechało wprost na małego Billa.
-Nie-krzyknęła Sandra.
Aladyn popchnął Billa i chłopczyk upadł tuż obok pędzącego wehikułu. Zaś ten nie oszczędził Araba przejeżdżając po nim.
Od ziarna do sukcesu
Za czym stoi sukces wielu Polaków ?
Każdy człowiek , żeby przepracować dzień musi wprowadzić do swojego organizmu paliwo w postaci pożywienia. Głównym budulcem diety w naszym klimacie od wielu pokoleń jest pieczywo i przetwory zbożowe.
Hutnik , górnik , lekarz , policjant , naukowiec , polityk , dziennikarz czy sportowiec , żeby osiągnąć sukces w swojej pracy musi zjeść solidny posiłek.
Najczęściej pierwszym posiłkiem wielu naszych rodaków są kanapki z wędliną , z serem lub drożdżówki , ale mało kto z nas jest świadom jaka towarzyszy temu droga.
Najpierw rolnik musi zaorać ziemię i zasiać zboże. Następnie zebrać dojrzałe zboże i zawieźć je do młyna. Tutaj jest ono przerabiane na mąkę i kasze. Dopiero stąd trafia do piekarni oraz sklepów. Proces tworzenia bochenka chleba jest bardzo złożony.
Spora część populacji nie wyobraża sobie śniadania lub kolacji bez dodatku jajek.
Kura żywi się głównie ziarnami zbóż.
Niedzielny obiad w wielu domach nie może się obyć bez tradycyjnego rosołu. A i sam drób ma wiele wartości odżywczych takich jak białko.
Pasza trzody chlewnej oraz bydła również pochodzi ze zbóż.
Zatem za czym stoi sukces ?
Poszła do domu, zaprzęgła konia w sanie i ruszyła z nim do lasu. Na miejscu, pokroiła na ćwiartki i z mozołem wciągnęła je na sanie.
Rozdział 18.
Po powrocie z polowania Sandra spostrzegła przy rodzinnym domu nieznajomego dżentelmena. W chwili obecnej na głowie miał czarny kapelusz i tej samej barwy płaszcz sięgający mu do kolan, kontrastu dopełniały białe buty. Mierzył niecałe sześć stóp i wyglądał na pięćdziesiąt parę lat.
-Moja godność Adam Opel –przywitał się z młodą kobietą. Ja do Mr Henryka Forda.
-Tak się właściwie składa, że jestem jego córką. Zapraszam Pana na filiżankę kawy.
-A macie może herbatę?
-Ma się rozumieć, prosto z Peru.
-Zatem zapraszam do naszego domu.
-O, jesteś wreszcie Sandro!- ucieszyła się Karolina.
-Tak, i mamy gościa. Nazywa się Adam Opel. Przyjechał do taty.
-Niech Pan siada. Skąd Pan do nas przybył? -zapytała Karolina.
-Odbyłem długą podróż. Jestem ze starego kontynentu, zwanego przez nas Europą. Płynąłem statkiem dwa miesiące. Moja podróż miała pewny cel, mianowicie chciałbym rozpropagować pojazdy mechaniczne w Ameryce, które poruszają się bez potrzeby zaprzęgania koni. Ja w tej sprawie do Pana Henryka.
-O, znakiem tego chodzi o mojego męża- ucieszyła się Karolina.
-A jaką rolę miałby spełnić mój małżonek?
-Droga Pani, o mężu w Europie od kilku lat chodzą pogłoski, że jest majętnym człowiekiem i z tej racji mógłby się jeszcze bardziej wzbogacić wchodząc ze mną do spółki. Obiecuję, że nic na tym nie straci.
Panią Ford zachwycała myśl, że jej mąż może uczestniczyć w tworzeniu jednego z pierwszych automobili w Ameryce.
-A cóż to za mały berbeć? -zainteresował się, pokazując ręką na Billa.
-To jest syn Sandry, a mój wnuk.
-O, dostrzegłem ranę. Młoda kobieta wytłumaczyła całe zajście z zastawionymi sidłami w lesie, jak wsadziła rękę do nory.
-Czy mógłbym jakoś pomóc?- zapytał Adam.
-Tak, już idę po wodę ognistą- rzekła Indianka.
-Nie, nie, absolutnie wykluczone. Mam ze sobą specjalną maść na tego rodzaju skaleczenia. Jest to mazidło z jadu kobry-zaprotestował Opel. Po chwili ręka była już zawinięta w bandaż.
-Mamy nadzieję, że taka znakomitość jak Pan nie odmówi naszej gościnności, aż wróci Henryk – zaproponowała Karolina.
-Ależ skąd że znowu –oburzył się inżynier z Europy. Ja sobie poradzę, mam ze sobą mały namiot.
-Namiot, a cóż to takiego?- zdziwiły się kobiety.
-Jest to rodzaj przenośnego domu.
-W takim razie zapraszamy Pana jutro na śniadanie.
Wróćmy na chwilę do San Francisco. Nasi Westmani idąc na peron mieli przykrą przygodę, Old Wabble stawiając nogę na ziemi zapadł się w dół przykryty gałęziami.
-O, moja noga-krzyknął do przyjaciół.
-Co Ci się stało?- zwrócił się jako pierwszy Aladyn.
-Och, wpadłem w dół, nie widzisz?
-Oho, chyba wiem nawet czyja to sprawka –domyślił się Old Shatterhand.
-Tak jest, to Santer. Pamiętacie, jak się nas wypytywał o nasze dalsze cele.
-A ja stary dureń, nie domyśliłem się jego przebiegłości. Uff, i teraz na stare lata, spotkało mnie wielkie nieszczęście.
Do ich uszu dobiegł złośliwy chichot wydobywający się z nasypu kolejowego.
-O, tam jest Santer – wykrzyknął Old Scurehand.
-Tak, widzę go- dodał z przejęciem w głosie Old Shatterhand.
-Biegnijmy za nim –zakomenderował ostatni. Nie może nam uciec.
Po chwili był już prawie w ich rękach. Ale na niego czekali jego przyjaciele wraz z Grubym i naszykowanymi końmi.
-Szybko wjo, galopem, musimy im uciec -krzyknął Santer.
Zrezygnowany Shatterhand z Scurehandem musieli tym razem odpuścić chwytanie złoczyńcy.
-No to chodźmy do drogi żelaznej, mamy dosłownie kilkanaście kroków.
-A co z Old Wabblem? –spytał troskliwie Aladyn.
-Będziemy musieli go zanieść. Po chwili stary kowboj był niesiony przez Pana Henryka i Winnetou.
-O, nasz koń ognisty stoi pod parą, szybko biegnijmy, może mają wolne miejsca.
Z lokomotywy unosiły się kłęby pary.
-Możemy wsiąść?- spytali maszynisty.
-A Wy dokąd?
-My, bardzo daleko, do Colorado Springs.
-Uff, uff, uff. To w takim razie, będziemy zmuszeni zrobić przerwę na dorzucenie kilku worków węgla, ale to po drodze – odparł Płonące Pióro.
Podczas, gdy wszyscy wygodnie ulokowali się w przedziale, od razu parowóz ruszył. Po przejechaniu 300 mil pociąg stanął w szczerym polu.
-Mamy problem, zabrakło nam węgla w kotłowni. I co my teraz zrobimy?- podniosła się wrzawa, dziesiątki pasażerów zaczęli panikować.
-Idę po węgiel, może to trochę opóźnić podróż –powiedział maszynista.
-Hoek. Indianin Płonące Pióro wyskoczył z parowozowni, wziął wielki wór i ruszył w poszukiwaniu węgla.
Tymczasem w Colorado, Adam Opel zaczął zbierać w pobliskim lesie materiały mogące się przydać do budowy pojazdu.
-O, już znalazłem, to po obróbce nada się na ramę pojazdu i po namyśle wziął dwa bale ze sobą. To już mam.
-Dzień dobry, przywitał się z Sandrą.
-Zapraszamy na śniadanie.
Podczas pierwszego posiłku na którym nie zabrakło placków z manioku oraz resztek z niegdyś upolowanego wilka toczyła się luźna rozmowa.
-Jak się Panu spało?
-Spałem jak niemowlę na świeżym powietrzu po podróży.
-Chciałam zadać Panu pytanie -zagaiła Sandra.
-Słucham.
-A co to za kawałki drewna leżą przed naszym domem?
Adam wyjął z teczki projekt pojazdu i wskazał palcem na element.
Widzi Pani, to jest rama pojazdu. Jak przyjedzie Pani ojciec to się szybko z tym uporamy, przynajmniej mam taką nadzieję. Wtedy zobaczy Pani, do czego to wszystko służy.-Z wczorajszej rozmowy zrozumiałem, że Pan Henryk jest gdzieś w delegacji.
-Mój mąż, Henryk ruszył jakiś czas temu w nieznanym kierunku z przyjaciółmi - wtrąciła Karolina.
-A wie Pani kiedy wróci?
-Nie wiadomo odpowiedziała.
-No to dziękuję za pyszny posiłek i za wspaniałą atmosferę. Idę teraz rozprawić się z bizonem jeśli panie pozwolą.
Indianka pośpieszyła z pomocą przy rozbieraniu zwierzęcia. Po upływie trzech kwadransów mięso suszyło się nad ogniem, a dym z ogniska otulał je tajemniczą wonią. Był to zapach suszonych ziół przywiezionych z dalekiego kontynentu.
-Naprawdę, drogie Panie podziwiam Was za to że sobie dajecie radę z takimi obowiązkami.
Od wymienionych zdarzeń upłynęło kilka gwiazdzistych nocy oraz słonecznych dni. Do miasteczka Colorado przyjechał ognisty koń z którego wnętrza wyskoczyło sporo ludzi. Między innymi nie zabrakło wśród nich naszych Westmanów.
-No wreszcie dotarliśmy- uradowali się zmęczeni trudami wydłużonej podróży mężczyźni.
-No tęgie z nas chłopy, nie ma co -poklepał przyjaciół Old Firehand.
-Po upływie kwadransa byli już w domu Forda.
-O, a Pan do kogo i czego tutaj szuka w moim obejściu?-stanął w obronie Pan Henryk.
-Nazywam się Adam Opel. Przyjechałem do nijakiego Henryka Forda.
-O, to ja, we własnej osobie.
-Jeżeli Pan nie ma nic przeciwko będziemy wspólnie motoryzować Amerykę. Wie Pan, zamiast furmanek doczepianych pod niekiedy zleniwiałego wałacha, będziecie mogli jedzić niezależnie od zwierzęcia i od jego humorków.
-Tylko ciekaw jestem jak to chce Pan zrobić?-pyta gospodarz.
-Mam ze sobą projekt.
Z małego domku wybiegły kobiety.
-Jesteś Henryku – powiedziała uradowana Karolina.
-Jesteście wszyscy cali i zdrowi. - ucieszyła się Sandra. Wiecie byłam na polowaniu.
-I co upolowałaś moja ślicznotko-spytał Aladyn.
-Bizona. Właśnie się suszy, pomógł nam w tym znakomity gość z Europy – uzupełniła
młoda kobieta.
-Uff, uff, uff -zdziwił się Winnetou.
W tej chwili Opel udał się do lasu po następne kawałki drzewa mogące posłużyć do budowy pojazdu.
-Gdy wrócił, usłyszał donośne śmiechy kobiet i głosy opowiadających Westmanów.
-Dzień dobry Państwu, można?-zapukał.
-A pewnie, niech Pan zachodzi. Właśnie sobie wspominamy nasz pobyt w San Francisco.
-A mógłbym się dosiąść i posłuchać?
-Będzie nam bardzo miło.
Zaczęli opowiadać jeszcze raz, jak to poszli skoro świt do drogi żelaznej, mającej miejsce w Colorado, jak rozpalili na niej ognisko, jak nadjechał maszynista i zabrał ich do San Francisco, o spotkaniu z Grubym i jak dotarli do domu Estebana, a resztę historii już znamy.
-Czy jest Pan bardzo zmęczony przygodami oraz trudami podróży?- zwrócił się Opel do Forda.
-Jestem w nienaruszonym stanie, możemy przystąpić do dzieła.
Nazajutrz skoro świt wszyscy Panowie swoje kroki skierowali do pobliskiego lasu, wzięli ze sobą toporki i inne potrzebne do tego celu narzędzia. Podczas gdy słońce było w zenicie, materiały potrzebne do budowy pojazdu zostały zgromadzone, związane powrozami i ciągnięte przez mężczyzn do domu. Mr Henryk dostawszy od Mr Adama rysunek techniczny podjął się wykonania nadwozia.
Inżynier miał za zadanie wykonać cztery drewniane koła. Westmani dostali od Europejczyka zawiasy, dzięki nim mogli wstawiać drzwi do wielokrotnego użytku. Wehikuł będzie posiadał z przodu, jak i z tyłu sporych rozmiarów szybę, zaś w tylnych drzwiach planowano wstawić niewielkich rozmiarów okienka. Napędzać miał go kocioł parowy, od którego miało iść kilka rurek i ta para miała przekazywać siłę do tłoków, których docelowo miejsce będzie w cylindrach. Cylindry będą nadawać bezpośrednio siłę do tylnich kół. Automobil będzie zatrzymywany poprzez nacisk na koła napędzane specjalnymi tłokami, które również będą ukryte w cylindrach. A od nich będzie szła sprężyna z deską na drugim końcu. Kierowca po naciśnięciu deski nogą będzie powodował zwalnianie lub zatrzymanie pojazdu, zaś po jej puszczeniu, ta będzie wracać do swojej wyjściowej pozycji, dzięki zostosowaniu systemu sprężynowego. Za skręcanie pojazdu będzie odpowiadał specjalny mechanizm. Automobilista będzie posiadał koło od krórego będą odchodzić linki pod spód pojazdu i prowadzić do przednich kół. Zasada będzie dziecinnie prosta, skręt kierownicą w lewo będzie powodował w rezultacie, że auto skręcałoby w lewą stronę, zaś kręcenie kołem w drugą stronę, analogicznie auto zmieniałoby kierunek w prawą stronę. Kiedy wehikuł będzie już gotowy, nadejdzie pora na wstawienie siedzeń, dwa z przodu i trzy z tyłu, które zostaną wykonane ze zbitych drewnianych skrzynek, na nie położone będą skóra z bizona specjalnie pocięta w taki sposób żeby każda skrzynia mogła w nią być zawinięta. Pojazd został ukończony trzeciego dnia od momentu zebrania materiałów.
-A teraz, zapraszam wszystkich na uroczysty obiad – oznajmił gospodarz. Na półmiskach podana była polędwica z bizona, polana syropem z agawy, do tego zostały podane placki z kukurydzy, a do popicia w dzbanie wino przywiezione od Estebana. Wszyscy zjedli obiad bardzo szybko, ponieważ nie mogli się doczekać sprawdzenia konstrukcji, którą przed chwilą ukończyli. Adam Opel spytał się Henryka Forda czy ma zapas węgla:
-Tak, posiadam- brzmiała odpowiedź.
Trzy minuty później, inżynier podniósł pokrywę od kotła, wsypał kilkanaście funtów węgla, następnie wyjął krzesiwo z kieszeni spodni i zaczął szukać gałęzi.
-Gdzie masz jakieś suche patyki Henryku?
-Chyba pod domkiem.
-To przynieś – powiedział Niemiec.
Chwilę później gałęzie zostały wrzucone do pojemnego żeliwnego kotła, po czym inżynier
ostatecznie zamknął go pokrywą. Wtem z niego buchnęła para.
-Szybko, wsiadajmy -zakomenderował inżynier.
Adam Opel zajął miejsce z lewej strony, za kierownicą, zaś Henryk Ford, po jego prawej
stronie. Zamknęli drzwi. Europejczyk przekręcił pokrętło o 30 stopni i wehikuł ruszył.
Następnie skręcił kierownicą w lewo wprost na mały domek.
-Co Ty robisz, co Ty robisz?- przestraszył się gospodarz.
-Nie bój nic, zaraz zrobimy ładny manewr.
Pojazd skręcił dopiero stopę przed domem Aladyna.
-To gdzie teraz chcesz pojechać Henryku?
-Wiesz co Adam, mam ochotę pojechać teraz do domu, bo trochę się przestraszyłem.
-Ale teraz Ty prowadzisz Henryku.
-Nie, skądże znowu, jutro.
Na obliczu Metysa pojawił się grubokroplisty pot.
Drożdżówki z budyniem waniliowym
Kaloryczność w jednej sztuce ok. 200 kalorii
Moja ocena za smak to : Za trudność w wykonaniu to :
⭐⭐⭐ ⭐⭐⭐⭐
Legenda
⭐ ocena1
⭐⭐ ocena 2
⭐⭐⭐ ocena 3
⭐⭐⭐⭐ ocena 4
Chinkali.
Tradycyjne danie kuchni kaukaskiej a szczególnie w Gruzji.
Kaloryczność w jednej sztuce ok. 130 kalorii.
Moja ocena za smak to : Za trudność w wykonaniu to :
⭐⭐⭐ ⭐⭐⭐⭐
Legenda
⭐ ocena1
⭐⭐ ocena 2
⭐⭐⭐ ocena 3
⭐⭐⭐⭐ ocena 4
⭐⭐⭐⭐⭐ ocena 5