Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

wtorek, 28 stycznia 2020

Alladyn na dzikim Zachodzie - Marcin Piórkowski cz. 10

Wrócili do domu, oddał Billa rodzicom, a sam udał się do p. Henryka i opowiedział mu co go dzisiaj spotkało. Ten mu pogratulował, uścisnął mu obie dłonie i stuknęli się kuflem piwa.

Rozdział X


     Nasi wspaniali mężczyźni dysponowali dużą ilością wolnego czasu, a w ich okolicy było mało atrakcji, więc musieli sami organizować widowiska, obrządki, polowania, gry w karty, chodzenie do pobliskiego baru. Te trzy ostatnie czynności wyżej wymienione na kartach tej powieści, już im się opatrzyły. Zatem wszyscy Westmani zebrali się przed domem poczciwego Forda, aby obmyślić nowe propozycje. Naprzód wystąpił Old Shatterhand, który wpadł na następujący pomysł: urządzimy turniej próby sił w rzucaniu toporkami. Miejsce walki będzie miało powierzchnię 50 jardów. Okrąg oznaczony będzie białą liną, poza obszar którego walczący nie może wychodzić. Każdy z przeciwników będzie usytuowany na końcach wyznaczonego obszaru. Nie można będzie uciekać, bowiem grozi to wyśmianiem przez obserwatorów tego widowiska.
-Co o tym myślicie? – zapytał pomysłodawca.
-Doskonały pomysł. Dobrze gada! - poparli go wszyscy jednogłośnie.
-To teraz zróbmy losowanie, kto ma wystąpić na arenie! - zaproponował gospodarz.
-Potrzebne nam będą różnej długości patyki. Dwa z nich muszą być takie same, żeby przeciwnicy dobrali się w pary – oznajmił Old Shatterhand.
-Wkrótce, po urządzonym losowaniu, wszyscy mężczyźni oddalili się na bezpieczną odległość, 100 jardów od domów. Zgodnie z planem przygotowali teren i oto walka się zaczęła. Uczestnicy mieli równe szanse, bo każdy miał po 2 toporki (drugi zaś był zapasowy). Początek walki był następujący: Winnetou rzucił, z odległości 25 łokci, toporkiem w kierunku głowy Aladyna –chciał sprawdzić refleks przeciwnika. Arab skulił się ze strachu, tak że trzon rzuconego przedmiotu przejechał mu po plecach, wilgotnych od potu. Winnetou czekał na odpowiedź rywala.
- Co mam teraz zrobić?”- pomyślał Aladyn. O! mam pomysł i to świetny! – i wtem rzucił w kierunku Indianina. Rzut był na tyle krótki, że toporek upadł w połowie drogi. I tak rzucali do siebie toporkami –ot tak dla zabawy!. Ze względów bezpieczeństwa, przeciwnicy świadomi zagrożenia zachowywali odpowiednią odległość. Reszta uczestników połączyła się w następujące pary: Old Wabble z Old Surehandem; Old Shatterhand z Old Firehandem. Zabawa zakończyła się po kilkudziesięciu minutach. Gratulacjom nie było końca, zwłaszcza dla młodego adepta. Mężczyźni byli bardzo zmęczeni, a jednocześnie zadowoleni, ponieważ bardzo im się podobała ta forma spędzania wolnego czasu. Nasi uczestnicy w dobrych nastrojach wrócili do domu.
-Uwieńczeniem tych zawodów będzie palenie fajki pokoju. U Indian jest to wielka ceremonia. Usiądźmy wszyscy po turecku na trawie w kręgu przed hacjendą naszego gospodarza- zaproponował Winnetou. Następnie sięgnął do szyi po woreczek z tytoniem oraz fajkę, po czym ją zapalił od nagrzanego słońcem kamienia. Pociągnął 5 razy, aby po chwili wypuścić kłęby dymu w 5 kierunkach. Później podał fajkę do Old Shatterhanda, który wykonał to samo, co jego przyjaciel. Ta następnie powędrowała do ust Old Firehanda, który po zrobieniu tej czynności oddał fajkę Old Wabblowi. Ten również wykonał, tak samo jak poprzednicy. Jako kolejny, rytuału dokonał pan Henryk. Potem przejął ją Old Surehand. Na końcu zapalił ją Aladyn i natychmiast się zakrztusił. Winnetou poklepał go po plecach i powiedział:
-Nic się nie stało! Powtórzymy palenie. Będę Twoim nauczycielem. Po tych słowach wysypał zawartość fajki na ziemię. Bardzo zmartwił się greenhorn, zaczął natychmiast przepraszać. Apacz napełnił fajkę: włożył mu ją do ust, i pouczał go co ma zrobić:
-Najpierw wciągnij 5 razy, a potem wypuść chmury dymu w 5 stron świata - zaczął mu tłumaczyć-najpierw prosto w górę, w dół, w lewo, w prawo i za siebie. Aladyn uczynił według instrukcji. Następnie Apacz wziął nóż od gospodarza i zrobił lekkie nacięcia Aladynowi i sobie na przedramieniu. Po czym krew spłynęła do dwóch ceramicznych mis.
-Za chwilę będziesz moim bratem, a ja Twoim – oznajmił Winnetou. Żeby doszło do tej więzi musimy się napić tego życiodajnego płynu i skinął ręką na naczynia. Tak też zrobili. Taki był wtenczas zwyczaj wśród Indian.
Teraz mam dla Was pewną przypowieść, której jestem bohaterem – odezwał się Shatterhand. Będąc małym dzieckiem marzyłem żeby zostać Westmanem. Tak się potoczyły moje losy, że akurat rodzice postanowili się przenieść z mojego kraju na starym kontynencie do Ameryki Północnej. I tak oto dorastałem.
Czym jest kowboj bez konia? Tym, co dziecko samo pozostawione w lesie. Czym koń bez dobrych podków? Tym, co Westman bez broni.
Będąc małym chłopcem nazywano mnie greenhornem. Było to bardzo obraźliwe przezwisko. Powodowało u mnie złość, gniew, niekiedy wpadałem w furię. W bliskim sąsiedztwie stał dom starego, poczciwego rusznikarza, który ręcznie produkował broń. Jego sukcesem było wytwarzanie sztucera, który początkowo miał być siedmiostrzałową strzelbą. Naboje miał mieścić magazynek, który był tak skonstruowany że po naciśnięciu cyngla następny nabój ustawiał się automatycznie. Był to patent Henry’ego. Sztucer trafił w moje ręce przy którejś z wizyt u rusznikarza. Byłem bardzo mu wdzięczny za wykonanie tak wspaniałego rękodzieła. Uściskaliśmy się serdecznie i z niecierpliwością młodego chłopaka poszedłem wypróbować broń. Tuż obok chaty Henry’ego stał wąski słup na którym umieścił tarczę. Oddaliłem się na około 200 jardów –odległość wystarczająca, żeby stracić z oczu cały słup. Pociągnąłem za spust i rozległ się charakterystyczny huk wystrzału. Okazało się, że broń jest celna, co bardzo mnie wówczas jako adepta ucieszyło. Trafiłem w sam środek tarczy. Po czym pobiegłem co tchu do wspaniałomyślnego wytwórcy broni.
- Bardzo Panu dziękuję. To wspaniały sztucer. A wie Pan co, o takim marzyłem od dziecka.
Słysząc te słowa rusznikarz otarł ukradkiem łzy wzruszenia, po czym odpowiedział:
- ,,Nie ma za co mój drogi przyjacielu, dla mnie to drobiazg”.
Następnie udałem się do tych, co jeszcze kilka miesięcy temu wyzywali mnie od greenhornów.
- ,,Ha! Ha!Ha!” -obiecałeś nam, że wrócisz jako prawdziwy Westman!.
- Byłem nim zawsze!- odpowiedziałem i pogroziłem im pięściami. Chwyciłem za broń, wycelowałem i zapytałem:
- ,,Czy, jak trafię w ten sęk z odległości czterystu kroków, uwierzycie, że jestem prawdziwym Westmanem?”. W tym momencie zawrzało od gromkiego śmiechu.
- Dość tej komedii! –wykrzyknąłem podenerwowany. Podbiegłem do jednego z nich i uderzyłem go pięścią. Ten upadł.
-,,Ach Ty! Co Ty robisz?”- krzyczeli.
Zaczęli mnie wyzywać i na mnie włazić. Doprowadzony do psychicznej ostateczności, zacząłem brać ich za szlufki od spodni, zakręciłem nimi kilkakrotnie, czyli zrobiłem z nich wiatrak, po czym puściłem, tak że poupadali jeden na drugiego.
Tak oto poznaliście moją historię. I od tej pory nadali mi przydomek Shatterhand, bo mieli dość wstydu oraz upokorzenia jaki im sprawiłem.




piątek, 3 stycznia 2020

Sonet dla Nieznajomej

 A Ty jesteś mym Aniołem, mą miłością, namiętnością i rozkoszą,
drogowskazem na mej drodze,białą gwiazdą na mym niebie.
Mogę Ci obiecać, że nie zapomnę nigdy Ciebie.
Doprowadzasz mnie do szału, jesteś bliska ideału.

Dla mnie jesteś wszystkim,
kroplą deszczu na pustyni,
ciepłem w zimie,
no a w lato zimnym piwem.

Jesteś mym oddechem,
wiatrem, winem, śmiechem,
jesteś dniem i nocą, mą potrzebą, która nie ma nigdy końca.

Jesteś mym serduszkiem, mieszkasz w moich myślach,
Jesteś mym pragnieniem,
więc ugaś je proszę.