Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

piątek, 28 lutego 2025

Wyłowione rozdział 10.

 

 Widzicie jakie życie bywa zaskakujące, stawiałam na Zbyszka, a okazało się, że ojcem mojego dziecka jest najstarszy z was. Nigdy bym się tego nie spodziewała - odezwała się Marta.

- Dziękuję panowie, proszę o odprowadzenie aresztantów, do ich cel - zadysponował prawnik.

- Nic tu po mnie, ja wracam do swoich obowiązków, a wy do domu- zwrócił się do swych klientów.



 Rozdział 10.

 Lokalizacja: areszt na Mokotowie



Kilka tygodni później skoro świt na więziennym korytarzu zawrzało.

- Zrobił to! zrobił to! tego można było się spodziewać - krzyczał Krzychu.

- Ma wywalone - dodał Jacek.

- Nas zostawił samych, „i róbta co chceta” - zadrwił Zbyszko.

Stali przed celą Piotra Wewnątrz korytarza gapiąc się na wiszącą na tygrysach postać ich kompana.

- Wołaj oddziałowego! - polecił Krzychowi Zbyszek.

- Oddziałowy! Oddziałowy! Mamy wisielca, jest już cały siny! - wrzeszczał Krzychu.

- Już nic mu nie pomożemy, zaraz wezwę wychowawców, nic tu po was, rozejść się! -

rozkazał klawisz

Wychowawca po przyjściu zrobił zdjęcie i przeciął pętlę. Zwłoki przeniesiono do pustego pomieszczenia.

Po upływie kilku godzin przyjechali medycy. Po krótkich oględzinach stwierdzili, że to było samobójstwo. Zabrali ciało i odjechali.

- Zabieramy go do prosektorium. Ma rodzinę? - spytał jeden z lekarzy.

- Chyba nie - mruknął któryś ze strażników.

- Koniecznie trzeba to sprawdzić. Powiadomić ich o śmierci i okolicznościach zgonu - polecił lekarz.

Po tygodniu odbył się pogrzeb Piotra. Niestety nikt z kompanów nie mógł uczestniczyć w ostatniej drodze kolegi. Pojawiła się na nim Marta z dzieckiem.

- Widzisz, Piotrze nawet nie zdążyłeś poznać swojego syna - pomyślała stojąc nad grobem.


piątek, 7 lutego 2025

Wyłowione rozdział 9

 Po upływie trzech miesięcy wyroki się uprawomocniły. Ostatecznie bandyci zostali osadzeni

w oddzielnych jednoosobowych celach zakładu penitencjarnego na Mokotowie.

Dobra, niech będzie - przytaknęli kompani.



Rozdział IX



Lokalizacja: Areszt na Mokotowie



Półtora roku później.

Do celi Zbyszka przyszedł wychowawca w towarzystwie dwóch klawiszy .

- Masz widzenie, zbieraj się, godzina - zwrócił się do skazanego.

Za chwilę ten został skuty i wyprowadzony przez funkcjonariuszy. Niebawem dotarli do sali widzeń.

Tam za szybą przy słuchawce siedziała Marta. Obok niej dojrzał mężczyznę w koszuli od Prady w lekko różowym kolorze i czarnych spodniach tej samej marki.

Na kolanach dziewczyny wiercił się niespełna roczny berbeć.

- Cześć Zbyszek, poznajesz mnie? -

- Ciebie tak, ale tego gostka i tego bobasa nie kojarzę. -

- Jest sprawa do ciebie - zaczęła Marta.

Zerknij na dzieciaka , może jest twój, a na pewno któregoś z waszej paczki – dodała.

-O! nie, nie wrobisz nas, to jakieś jaja -

- Powiedz mi, co to za chłystek z tobą przyszedł?

Pewnie to jego gówniarz - zbulwersował się Zbyszek.

- To jest mój facet. Przynosi mi kwiaty, czekoladki, chodzimy do kina, korzystamy z życia.

Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Zna moją przeszłość i moich przyjaciółek. Musimy wyjaśnić sprawę ojcostwa dziecka - kontynuowała z wypiekami na twarzy Marta.

- Co ja mam do tego - oburzył się Zbyszek.

- Chodzi o alimenty. Jeśli chcesz ich uniknąć to musisz zrobić badania genetyczne. Ty i twoi kompani. Na stówę któryś będzie płacił - dodała.

- A może to jednak jego bachor a nas wrabiacie. już ja tak ich jak wy znałem. Jak ci zależy mała to

niech i on wykona test DNA.

- Zgoda niech ci będzie Zbyszek, ale wiedz, że to tylko formalność, bo jestem pewna, że to któryś

z was. Poza tym z Jankiem spotykam się od roku.

Za tydzień przyjdziemy z wykonanym testem – powiedziała.

- Zaraz, zaraz, ale wynik testu można podrobić - zbulwersował się Zbyszek.

- Koniec widzenia! - krzyknął klawisz podchodząc do Zbyszka.

Założył mu kajdanki i pociągnął aresztanta.

Po chwili drzwi celi z łoskotem zamknęły się za nim.

Kilka dni później pod „Dom Wschodzącego Słońca” podjechała zielona Skoda Oktawia. Wysiedli z niej poznany wcześniej mężczyzna i Marta. Za ich samochodem zaparkował czerwony VW Pasat.

Z jego wnętrza wyszedł gość w czerni.

- Na którym piętrze siedzi? - spytał mężczyzna.

- Nie wiem - odparła dziewczyna.

- Widzieliśmy się z nim na pierwszym , tam jest pokój widzeń - dorzuciła.

Po dwudziestu minutach wszyscy spotkali się w sali dla gości.

Na krześle siedział skuty Zbyszek.

- My się jeszcze nie znamy - oświadczył nowoprzybyły.

Jestem prawnikiem od spraw ustalania ojcostwa - przedstawił się Zbyszkowi.

Reprezentuję tych państwa, wtajemniczyli mnie co zaszło między panią, a panem i pana współtowarzyszami..

Na pana życzenie zrobili test DNA. Jest w zapieczętowanej kopercie. Wręczam ją panu. -

Zbyszek z niecierpliwością małego dziecka rozerwał kopertę. Na blat wypadł kartonik z napisem: negatywny.

- Zatem ojcostwo mojego klienta zostało wykluczone -

Zbyszek od razu poczerwieniał.

- To nie ja! to nie ja! - zaczął krzyczeć.

- To ten stary pierdoła-

- Niech się pan nie denerwuje, wszyscy musicie zrobić testy -

Tego samego popołudnia cała czwórka z nakazu sądu wykonała test na ojcostwo. W ciągu następnych dni chodzili nabuzowani w oczekiwaniu na wyniki.

Po tygodniu wszyscy zgromadzili się w pokoju z weneckim lustrem. Przed nimi siedział mężczyzna w ciemnym garniturze.

- Mam wyniki waszych testów.

Rozdam wam teraz zapieczętowane koperty. Oto i one. Niech każdy zapozna się z wynikiem. -

Jacek, Piotr, Krzychu i Zbyszek rozerwali swoje koperty. przez chwilę w milczeniu przyglądali się wynikom z laboratorium.

Jako pierwszy odetchnął z ulgą Jacek. Krzychu i Zbyszek z satysfakcją spojrzeli na Piotra.

- I co,ten tego, tak się na mnie lampicie? Ten gówniarz kazał mi chodzić na siłkę. Tymczasem jestem na tyle mocny, że w tym wieku zrobiłem dziecko. A on pewnie nie wie jak się do tego zabrać - pogardliwie rzucił okiem na Zbyszka.

- No to facet co miesiąc wyskakujesz z kasy powiedział zadowolony z obrotu sprawy Zbyszek.

- Dzieciaku o czym ty mówisz. W tej chwili nie mam keszu więc mogą mi naskoczyć - odszczeknął się Piotr.

- Będziesz kible czyścił na te alimenty zadrwił Jacek.

- Jak trzeba to będę, ten tego, żadna praca nie hańbi - odparł.

- No to mamy sprawę oczywistą, od razu wszczynam procedury - zakomunikował mecenas.

- Widzicie jakie życie bywa zaskakujące, stawiałam na Zbyszka, a okazało się, że ojcem mojego dziecka jest najstarszy z was. Nigdy bym się tego nie spodziewała - odezwała się Marta.

- Dziękuję panowie, proszę o odprowadzenie aresztantów, do ich cel - zadysponował prawnik.

- Nic tu po mnie, ja wracam do swoich obowiązków, a wy do domu- zwrócił się do swych klientów.