Rozdział VIII
Nastał oczekiwany dzień. Zwyrodnialcy wieźli kolejną ofiarę w bagażniku swego passata.
Tym razem nadeszła pora na Mariolę.
Dziewczyna wydawała się być bardzo podekscytowana. Myślami była gdzieś daleko
- No ile jeszcze? - spytał Jacek.
- Jakieś sześćdziesiąt kilometrów - odparł Krzychu.
- Co ona tak się tam, tego, wierci? - zwrócił uwagę Piotr.
- uspokój się mała - rzucił w kierunku Marioli Zbyszek.
Na miejscu zjedli po bułce z kiełbasą, popili kawą z termosu i Piotrek swoim zwyczajem
rozpoczął zbijanie skrzyni.
Chwilę później mężczyźni zamieniając się w prawdziwe bestie kolejno gwałcili młodą kobietę. Ostatecznie na wpół żywą wrzucili do skrzyni i zatopili w jeziorze.
- Chłopaki, zwijamy interes i w drogę - krzyknął Krzychu.
- Masz rację! zwiewamy, bo nas namierzą - dorzucił Zbychu.
Po tych słowach wszyscy w pośpiechu zajęli miejsca w aucie i odjechali.
Od kilku dni ekipa funkcjonariuszy objeżdżała brzeg jeziora zatrzymując się w każdym napotkanym zajeździe.
Pytali o passata, o czterech mężczyzn, o każde podejrzane zdarzenie, którego byli świadkiem.
- Chodzi wam o dżentelmenów z żółtego passata? - spytał barman od stoiska z frytkami.
- Kiedy pan ich widział i dokąd odjechali? - zapytał Adam Dobrzyński.
- Jakąś godzinę temu, pojechali na Warszawę – dodał.
- A może frytki? dla władzy będzie rabacik.
- Ok! na wynos siedem porcji, poprosimy.
Chwilę później pędzili w kierunku stolicy zajadając się frytkami.
W Warszawie passat tym razem skręcił w ulicę Łabiszyńską, dalej na Białołękę i zatrzymał się
w garażu u Zbyszka.
W tym czasie radiowóz stał na światłach przy Kondratowicza.
-Chyba pojechali tam - machnął ręką w kierunku Toruńskiej - Stodoła.
Na sygnale popędzili na Łomianki. Następnie odbili na Dziekanów Leśny później Glinojeck. Ostatecznie zatoczyli pętlę w Pasymiu.
- Znowu oni górą! jesteśmy do kitu! - zdenerwował się Kaczor.
- Nie poddawajmy się, prawo serii kiedyś się kończy, na mój nos było to ostatnie ich morderstwo - pocieszył komendanta podinspektor z Warszawy.
- Tak Stodoła ma rację, damy z nimi radę - dorzucili Piórson z Kubsonem.
- Mam plan, jak to rozegramy.
- Ty Anka staniesz na trasie i będziesz czekać aż nadjadą te gostki passatem. Wtedy puścisz nam sygnał, a my podjedziemy i ich raz, dwa zwiniemy - zaproponował Piórson.
- Ale to żeście sobie wymyślili. Za kogo wy mnie uważacie? - oburzyła się policjantka.
- Anka, wyluzuj, masz być tylko przynętą - odparł Jakub.
- No dobra, zgoda, ale potem dwa tygodnie urlopu i ekstra premia - dorzuciła.
-Halo! Halo! nie rozpędzajcie się, bo budżet mamy już ustalony, na premie nie przewidziano środków, przynajmniej do końca roku - stwierdził komendant Kaczor.
- Hmm, pogadam z centralą może coś dorzucą, jak udowodnimy, że się jeszcze do czegoś nadajemy - dopowiedział Stodoła.
- Zastanawia mnie, skąd oni brali te laski i co je wszystkie łączy? - głośno myślał Piórson.
- Z tego co mówił partner Magdy, miały jechać nad morze na sesję zdjęciową, ale coś się stało, że tam nie dojechały - przypomniała sobie rozmowę Hanna.
- Musimy odwiedzić po kolei miejscówki, gdzie odbywają się te seks spotkania - dodała.
- Zgoda no to może coś zjedzmy, napijmy się kawy, zatankujmy pod korek nasze radiowozy i do akcji - zaproponował Kaczor.
Kilka godzin później stali na obrzeżach lasu w okolicach Targówka. Czas płynął, nic się nie działo.
Z nudów zaczęli ziewać, Kubson zasnął, Piórson walczył ze snem przeglądając face booka. Funkcjonariuszki rozglądały się niespokojnie. Nagle w lusterku ujrzały poszukiwanego passata.
- Patrzcie! - krzyknęły jednocześnie.
- Spokojnie, poczekajmy, aż nas wyprzedzą, wtedy pojedziemy za nimi - powiedział Piórson
zacierając ręce.
VW nadjechał. Kierowca czujnie się rozglądał.
- To ten radiowóz! znów nam depczą po piętach, Zbychu, gazu! - krzyknął Krzychu.
- A co ja robię! zaraz zobaczycie jak się spier… przed psami - odkrzyknął Zbyszek dociskając pedał
i zostawiając daleko za sobą granatowych.
W radiowozie zawrzało.
- Mieliśmy już ich na widelcu, muszą mieć specjalną wersję silnika - zauważył podinspektor.
Zdążyłem cyknąć fotkę ich bolidu, na pewno się przyda - odezwał się Dobry.
- Halo! Halo! Tu Kaczor, tu Kaczor, odbiór!
- No co jest? - -Usłyszeli męski głos w radiostacji.
- Bierzcie dupy w troki i dajcie helikopter! Pilne! - zakończył Kaczor.
- Gdzie konkretnie? - spytał ten sam głos.
- Mazowieckie: między Targówkiem, a Markami. Być może już są dalej. Łapcie tego paska. -
- Rozumiem! bez odbioru. –
Tego samego dnia w godzinach popołudniowych Anna K. stała w głębi lasu. Umówiła się
za pośrednictwem face booka na dziki seks ze Zbyszkiem
W lesie spotkała dziewczynę.
- Jak się nazywasz? Co tu robisz? na kogo czekasz? - zapytała funkcjonariuszka mrugając porozumiewawczo okiem.
Jestem z policji , zaraz ci pomożemy
- Jestem Marta, czekam na kompanów. Wywożą gdzieś koleżanki i żadna z nich już nie wróciła.
- A pamiętasz ich imiona? Ile ich było? -
Dziewczyna zaczęła wyliczankę: Pierwsza była Magda, potem Maja, Marlena, Martyna, Monika
No i ostatnia Mariola. Mamy taki plan zaczęła policjantka
- Jak przyjadą to pójdziesz, ale delikatnie stawiaj opór. Ja wtedy wyślę SMS do moich kumpli i ich schwytamy - kontynuowała.
- Dobrze zgodziła się dziewczyna.
Po dwóch godzinach oczekiwania nadjechał poszukiwany passat.
Żółta limuzyna od VW zaparkowała
. Wyskoczyli z niej czterej mężczyźni i swe kroki skierowali ku” bawialni”. Nazywali tak między sobą miejsce spotkań z dziewczynami lekkich obyczajów.
- Bierzemy następną. Minął tydzień, to najwyższa pora - powiedział Zbyszek do swych kompanów.
- Tak, po to, ten tego, przyjechaliśmy - dopowiedział Piotr.
- To do roboty! - dorzucił Jacek.
- Idź po Martę, ona tu gdzieś powinna być, umówiłem się z nią przez telefon - zwrócił się do Krzycha, Zbyszek.
Chwilę później dziewczyna w topie i stringach ciągnięta przez Krzyśka opierała się ze wszystkich sił. Ten z papierosem w ustach popychał ją w kierunku głównej ścieżki.
- Dawaj ją, szybciej - poganiali kamraci.
- Niech mi któryś pomoże.
- Dobra, idę z odsieczą - krzyknął Jacek.
- Mała nie wyrywaj się, bo zrobisz sobie krzywdę - mruknął Krzychu do dziewczyny.
Zbyszek otworzył bagażnik i jednym ruchem rzucił na ziemię linę. Następnie doskoczył do dziewczyny związał ją. Po chwili Piotr zarzucił jej na głowę foliowy worek. Na koniec wspólnymi siłami wpakowali ją do bagażnika. Zatrzasnęli klapę, wsiedli do auta i odjechali.
Podążali trasą numer 61, aby następnie dołączyć do 57. Wybierali celowo boczne drogi ze względu na mniejszą liczbę patroli. W okolicach Przasnysza jednak zostali zatrzymani. Powodem była prewencyjna akcja policji „bezpieczny weekend”. Na polecenie policjanta musieli wszyscy opuścić auto i wsiąść do radiowozu. Wnętrze passata wypełnił wkrótce specjalny aerozol, którego zadaniem było wykrycie narkotyków. W kabinie było czysto. Pod tapicerką również na nic nie trafili.
Dopiero gdy otworzyli bagażnik, zaniemówili.
Natychmiast jeden z nich sięgnął po telefon. Zrobił kilka zdjęć. W następnej chwili wezwał posiłki
i zadzwonił po karetkę.
W tym samym czasie ekipa z passata próbowała uwolnić się z wnętrza radiowozu. Zbychu napierał
z całych sił na drzwi rozkazując Jackowi, aby ten kopniakiem wybił szybę.
Po kilkakrotnym silnym uderzeniu okno wypadło i rozbiło się w drobny mak.
- Szybko! Raz!, dwa! wypier… - krzyknął Zbychu.
- Nie mogą nas dorwać - krzyczał Krzychu.
Chwilę później uciekając rozbiegli się w różnych kierunkach.
- E! patrzcie! Uciekają! tam są! -
- Stójcie, bo strzelamy!
Za moment padł strzał ostrzegawczy. Uciekinierzy nie zareagowali na niego, skryli się w zaroślach. Kilka minut później wezwany helikopter lustrował teren. Na podczerwieni wykrył czterech poszukiwanych.
- Widzimy was, poddajcie się. Z maszyną nie macie szans - rozlegał się głos pilota.
- Kur… mać! mają nas, co robimy chłopaki? - krzyknął wzburzony Krzychu.
- Nie wiem, ten tego, ja bym się poddał, tego - odkrzyknął Piotr.
- Nie mam już siły - dodał.
- Trzeba było chodzić na siłkę - odburknął Zbyszek. .
- Będziesz w moim wieku, to pogadamy - odparł tamten.
Nagle ze śmigłowca opadła gęsta chmura nieznanej substancji. Na skutek jej działania zbiedzy zaczęli się dusić oraz tracić przytomność.
Ocknęli się w pomieszczeniu przypominającym więzienną celę. Było rześko, przez zakratowane małe okno wpadało niewiele światła.
- Gdzie my do chó… pana, jesteśmy? - odezwał się Krzychu.
- Trzeba było, tego, słuchać się mnie, tego starego - odparł zdenerwowanym głosem Piotr.
- Chłopaki, ciszej, bo mi bania pęka - burknął Zbyszek.
- Musimy się zorientować gdzie jesteśmy? Co jest grane? - odezwał się Jacek.
Wstał, podszedł do drzwi i zaczął w nie łomotać.
- Halo! Czy jest tam ktoś? ruszcie dupy! - wołał.
Po kilku minutach w korytarzu usłyszeli męskie rozmowy.
-Musimy ich uciszyć, słychać ich w całym pawilonie – powiedział któryś.
Zazgrzytał w zamku klucz. Drzwi rozsunęły się.
- Czego? grzecznie pytam - odezwał się najwyższy klawisz.
- Co jest! do kur… nędzy z jakiej paki nas zapuszkowaliście? - ryknął Zbyszek.
- Jak wszystkich tu, za niewinność - odpowiedział drugi strażnik.
- A gdzie jesteśmy? - zainteresował się Jacek.
- W sanatorium - zaśmiali się klawisze.
- A gdzie papuga? bez niego nic, ten tego, nie powiemy - postawił się Piotrek.
- Macie szansę na adwokata najwyżej z urzędu. Ataki papuga dużo wam nie pomoże.
- Zara tu przyjedzie prokurator, to Se z nim pogadacie.
Dzień wcześniej Marta zadzwoniła na policję i opowiedziała ze szczegółami o grupce mężczyzn,
z którymi się spotykały zaginione przyjaciółki.
Policjanci urządzili obławę. Trafili na gangsterów. Dopiero przy użyciu śmigłowca zgarnęli bandytów.
Dziewczyna , którą znaleźli była roztrzęsiona w wielkim szoku. Cały czas płakała powtarzała wciąż
jedno zdanie.
- nigdy więcej. -
- Chodźmy na kawę i może jakieś ciacho. Tam pogadamy - zaproponowała policjantka Anna.
- Zgoda - odparła pokrzywdzona.
Gdy usiadły przy stoliku w zacisznym wnętrzu kawiarni z filiżankami kawy mając przed sobą
na talerzykach napoleonki posterunkowa rozpoczęła rozmowę.
- W jakich okolicznościach się poznałyście? -
- Na planie zdjęciowym. Fajnie nam się gadało i bawiło nas, że wszystkie nasze imiona zaczynają się na tę samą literę. Magda akurat poprztykała się ze swoim facetem i chciała mu zrobić na złość. Zamiast pojechać na Łomianki tamtędy nad Bałtyk, skręciła wcześniej na Marki. Tam stanęła przy drodze i tak zaczęła się jej druga praca. Trwało to jakiś czas. Opowiedziała nam o tym, że mężczyźni
z którymi się spotyka zdają się być zadowoleni, do tego są bardzo hojni.
W rezultacie miałyśmy swoje sektory oddalone o jakieś sto pięćdziesiąt metrów. Każdego wieczoru dzieliłyśmy się kasą, żegnałyśmy się ze sobą i spotykałyśmy się co kilka dni, tak, żeby nie namierzyła nas psiarnia. Trwało to do momentu jak naszą Madziunię wyłowili z jeziora na Mazurach.
Mam nadzieję, że ręka sprawiedliwości dosięgnie tych zwyrodnialców – zakończyła swoją relację Marta.
Wracając do zbrodniarzy otrzymali oni najwyższe wyroki po 25 lat pozbawienia wolności
bez możliwości wcześniejszego opuszczenia zakładu karnego.
Wprawdzie bandyci skorzystali z pomocy adwokata i złożyli apelację od wyroku. Jednak sąd wyższej instancji utrzymał wyroki w mocy
Po upływie trzech miesięcy wyroki się uprawomocniły. Ostatecznie bandyci zostali osadzeni
w oddzielnych jednoosobowych celach zakładu penitencjarnego na Mokotowie.
Dobra, niech będzie - przytaknęli kompani.