Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

piątek, 27 grudnia 2024

Wyłowione rozdział 6

Rozdział VI



Lokalizacja: Pasym i okolice.



We wtorkowy ranek pasymskim komisariacie odbywała się narada. Nie brakowało w niej stołecznych policjantów.

- Musimy zmienić strategię - jako pierwszy odezwał się Stodoła.

- No właśnie, tylko weź bądź jasnowidzem i przewidź gdzie i kiedy dojdzie do kolejnej zbrodni - słusznie zauważył Piórson.

- Moim zdaniem skupmy się na odszukaniu czarnego paska, przecież nie wyparował, gdzieś musi być - dorzucił komendant Kaczor.

- A może on już nie jest czarny tylko biały - zauważyła Ania K.

- Ludzie! skoncentrujmy się, przecież on nie zmienił się w transformersa - podniosła głos Hania.

- Mamy do hu…pana GPS i po tym go dorwiemy - wykazał się rozumem Kubson.

- No to do roboty, czekamy na ich ruch - zakończył dyskusję Adam Dobrzyński.

Kilka minut później zaprzyjaźniony informatyk podał współrzędne poszukiwanego przez funkcjonariuszy auta.

Tym razem nam się nie wywiną. - Natychmiast tam jedziemy

- zadecydował Stodoła.

Nadszedł czwartkowy ranek. Gangsterzy spotkali się u Zbyszka, by ruszyć do Marek po kolejną dziewczynę. Tym razem umówieni byli z Martyną.

Ta czekała na nich przy drodze.

- O już jest! - krzyknął zadowolony Zbyszek i od razu zatrzymał pojazd.

Krzychu otworzył drzwi i dziewczyna usiadła obok niego na tylnym siedzeniu.

- A dokąd mnie zabieracie? – zapytała.

- Do krainy wiecznego szczęścia - odparł Jacek.

- Daleko to? - zainteresowała się.

- Trzy godziny i będziemy na miejscu - rzucił boss.

Po dotarciu na miejsce Piotrek sklecił drewnianą skrzynię i ukrył ją w zaroślach. Wrócił do ekipy.

Tu gangsterzy kończyli zabawy z Martyną. Dziewczyna była posiniaczona, pokaleczona i ledwo żywa.

- Pomogę wam, dobra, ten tego, - zaproponował.

Za chwilę martwe ciało Martyny leżało w skrzyni na dnie jeziora.

- Chłopaki! ruchy, ruchy! samo się nie zrobi, zacieramy ślady i spier… - poganiał kumpli szef.

Upłynęło trochę czasu i żółty pasat mknął w kierunku stolicy.

Zadowoleni mężczyźni rozprawiali nad kolejnym porwaniem.



W tym samym czasie policjanci obserwowali na ekranie monitora kropkę, którą informatyk zauważył już wcześniej i polecił ją śledzić.

- O porusza się, widzicie, to mogą być oni - zauważył Adam Dobrzyński.

- Zaraz, zaraz, ale czemu ta kropka nie jest czarna? -zwrócił uwagę Kubson.

- No tak, teraz możemy ich szukać, przemalowali go - odezwała się Hania.

- Zmienili miejscówkę i dzień, niezłe cwaniaki - wtrącił Piórson.

- W tej chwili musimy całkowicie zmienić strategię. Zatem, podejmuję decyzję o wynajęcie helikoptera - zdecydował sam Kaczor.

- Dobry pomysł - pochwalił Stodoła.

- Śmigłowiec to tylko narzędzie. Proponuję użyć, doskonale spisujących się w takich celach, psów tropiących - rzuciła pomysł Anna.

- Dobrze gadasz. Jestem za - pochwalił koleżankę Kubson.

- Nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z obu pomysłów, są ok - stwierdził Piórson.

- Ja ogarniam helikopter, mam znajomości w Szczytnie, a kto z was załatwi psa - zapytał

Kazimierz Kaczor.

- Po psa możemy skoczyć do Szyman. Z pewnością nie odmówią, już dzwonię - wtrącił

Adam Dobrzyński.

- Marcin jedziesz na miejsce zdarzenia i szukasz śladów, podjął decyzję podinspektor,

- Chwileczkę, ale tam jest bardzo głęboko - odezwał się komisarz.

- Weźmiemy nurka, bez niego ani rusz - zakomenderował Marcin.

- Dobra - zgodził się Stodoła.

Za godzinę Marcin był nad brzegiem jeziora.

. Nurkowie namierzyli na dnie drewnianą skrzynię, a następnie z trudem ją wydobyli. Patolog z prokuratorem czekali już na miejscu

Te same ślady w tych samych miejscach nie mam wątpliwości, że to ci sami sprawcy skonstatował patomorfolog. Nic tu po nas, działajcie i aby to był ostatni przypadek pożegnała się ekipa śledcza.

Jednocześnie pozostali policjanci przebijali się przez gałęzie drzew idąc za psim przewodnikiem

Kilka godzin później dzięki owczarkowi niemieckiemu byli na tropie zwyrodnialców.

Trop zaprowadził ich na polanę i tam się urwał.

- Szukaj! Szukaj! dobry pies -zachęcał Kubson.

Lecz owczarek z nosem przy ziemi kręcił się w kółko.

-E! patrzcie! widzicie tu są wgniecenia. Moim zdaniem podobne zostawia pasat. -

- Ale ty masz oko – pochwaliła Kubę Ania.

- W jakim kierunku mogli pojechać? - zastanawiała się Hania.

Na Olsztyn tam prowadzą ślady, zatem jedźmy do Olsztyna podjął decyzję podkomisarz.

Będąc w Olsztynie odwiedzili szrot. Właściciel żywo zainteresował się sprawą i dał im wizytówkę z numerem telefonu swojego kumpla.

- Zadzwońcie do niego, on ma znajomości w wielu warsztatach , na bank ktoś coś widział.-

- Dzięki za info - pożegnali się policjanci.

piątek, 20 grudnia 2024

Wyłowione rozdział 5

 

- To my jedziemy na plażę, zastawiamy sidła i wracamy do bazy - komenderował Piórson.

- Gdy ktoś zauważy jakiś podejrzany ruch od razu uruchamia całą machinę – dorzucił.

Potem na stołówce, przy obiedzie ustalimy resztę szczegółów-



Rozdział V



Lokalizacja: Pasym i okolice c. d.



Nastał deszczowy poranek. Był to siódmy dzień po drugim morderstwie.

Wszystko wskazywało na kolejną tragedię.

Połączone ekipy policyjne oczekiwały w ukryciu na pojawienie się podejrzanego samochodu.

Tymczasem czarny auto pojechało dwa kilometry dalej.

Tam bandyci dokonali zbiorowego gwałtu. Tym razem ich ofiarą była Marlena. Tak jak poprzednio ciało dziewczyny osiadło na dnie jeziora w drewnianej skrzyni.

- Mamy tydzień wolnego - oświadczył boss Zbyszek.

- Jedziemy do bazy - odezwał się Krzychu.

- Dobra, spadamy stąd, żeby nas nie namierzyli - wtrącił Jacek.

- To cała, ten tego, naprzód - rzucił Piotr.

- Sprawdźmy, czy nie zostawiliśmy śladów naszej obecności - rozkazał Zbyszek.

- Jest czysto, możemy wiać - krzyknął Krzychu wskakując do odpalonego auta.

Kilka minut i byli daleko.

Tymczasem policjanci penetrowali teren powiększając krąg poszukiwań, ponieważ w poprzednim miejscu było czysto.

Poszukiwania dały pozytywny efekt. Natrafili na kolejną skrzynię wewnątrz, której znajdowało się zmasakrowane ciało dziewczyny.

- Znów nas przechytrzyli te skur…syny - zirytował się Stodoła.

- Ale z nas ślepaki, musieli tędy przejeżdżać - wtrącił Piórson.

- Przejrzyjmy cały monitoring, być może trafimy na jakieś poszlaki - zaproponowała Anna K.

- Tak, masz rację -

Chwilę później cała załoga oglądała taśmę z nagraniami.

- O! widzicie, jest, czarny pasek Widzę fragmenty tablicy rejestracyjnej - krzyknęła Hania.

- Powiększ, to może nam się uda rozszyfrować numery - dodała.

- Weź to wyostrz, wydaje mi się, że widzę trzy cyfry, chyba są to 8 3 3 to jest końcówka rejestracji - powiedział Adam Dobrzyński.

- Piórson, zobacz ty masz najlepsze oko z nas wszystkich - dorzucił Dobry.

- Coś widzę, WJ 60833. Mamy ich, już nam nie zwieją - ucieszył się Marcin.

W tej chwili komendant Kaczor zaczął nadawać przez radio:

- Poszukujemy czarnego VW passata o numerach WJ 60833. Zatrzymać go natychmiast. Każda info

jest na wagę złota, jesteśmy na nasłuchu - zakończył komendant.



Jednocześnie gdy policjanci usiłowali wpaść na trop zabójców ci oblegali leśną polanę. Zastanawiali się co dalej.

- Najwyższa pora na zmianę całego schematu działania - odezwał się Zbyszek.

- Dobra, przede wszystkim musimy zmienić furmankę, albo skombinować inne tablice i jeszcze bym go pokrył kolorową folią - zaproponował Jacek.

- Ok! dobrze, tylko skąd wziąć następne auto, pomysł z ofoliowaniem i zmianą blach wydaje mi się dobry - pochwalił kolegę Zbyszek.

- Mamy niecały tydzień, niech wszyscy myślą - odezwał się Krzychu.

- Idę o zakład, ten tego, że oni już się do naszego planu przyzwyczaili. Więc bym zrobił, ten tego, tak żeby wykiwać psy to trzeba działać o jeden dzień później, a innym razem dzień wcześniej. Jest tego zakończył

Tak Piotrek ma rację najlepiej zmieńmy jezioro albo chociaż brzeg możemy spróbować od Energopolu zaproponował Jacek.

Dobry pomysł pochwalił kompanów Zbyszek.

To ostatecznie jak robimy zaczął niecierpliwić się Krzychu.

Według mnie na nową furkę nas nie stać. Z foliowaniem i ze zmianą tablic byśmy dali radę

No to jazda chłopaki, jedziemy do Olsztyna Tam owiniemy naszą bryczkę i ktoś z nas podprowadzi jakieś blachy. Podjął decyzję boss.

Minęło kilka godzin i czarny pasat był żółtym VW z lokalnymi blachami.

- Jesteśmy tera nie do rozpoznania, mogą nam naskoczyć - uśmiechnął się Zbychu.

Jeszcze tego dnia byli w Warszawie. Tu w mieszkaniu Krzyśka, siedzieli nad mapą zastanawiając się kiedy zajmą się kolejną laską i gdzie ją ostatecznie zwodują.

- Według mnie, stary ma rację, zmieńmy miejsce i czas - odezwał się Jacek.

- Mnie pasi, proponuję drugą stronę jeziora, w tamtym miejscu woda jest dużo głębsza –

dodał Krzychu.

- Odnośnie dnia robiliśmy to zawsze w sobotę, zatem niech to będzie czwartek.

To jesteśmy ugadani. Spotykamy się u mnie na chacie w czwartek jak kogut zapieje –

podjął decyzję Zbyszek.

piątek, 6 grudnia 2024

Wyłowione rozdział 4

 

- To ja dzwonię po techników, a wy zabezpieczajcie teren - odezwał się Kubson.

- Dobra, dobra, a kto wezwie prokuratora

- wszedł mu w słowo Piórson.

-Już go poinformowałem - dorzucił komendant Kaczor.

W takim razie czekamy na prokuratora i patologa, a potem zapraszam na obiad, ja stawiam.

No, a Jutro rano widzimy się o dziewiątej u mnie w gabinecie - zakończył tyradę komendant..

- W porządku przytaknęli tamci.



Rozdział IV



Lokalizacja Pasym i okolice.



Od opisanych wydarzeń minęło kilka dni. Dzięki badaniom daktyloskopijnym zidentyfikowano

odciski palców tych samych morderców co przedtem. Na dodatek patolog stwierdził podobne obrażenia co u poprzedniej dziewczyny.

Zaś traseolog podał rozmiary butów bandziorów, markę oraz zużycie bieżnika obuwia.

Niestety kierunku, w którym odjechał podejrzany samochód nie udało się określić, gdyż na oponach miał specjalne nakładki nie pozostawiające śladów bieżnika.

Połączone ekipy śledcze zgodnie z planem spotkały się u patologa, by omówić przebieg wydarzeń, który doprowadził do zgonów obydwu kobiet.

- Moim zdaniem mogło być tak: - zaczął patomorfolog.

- najpierw każda z dziewcząt została uprowadzona, a następnie spętana, o czym świadczą ślady na rękach i nogach. Później wewnątrz samochodu odurzona metaefedrylonem.

Po czym w mękach przewieziona w ciasnym bagażniku, co potwierdzają otarcia i liczne oparzenia skóry.

Od pierwszego morderstwa do drugiego minął tydzień - analizował medyk, co potwierdza stopień rozkładu ciał. Na to samo wskazują plamy opadowe - kontynuował.

Rigor mortis dowodzi, że do zgonu doszło w obydwu przypadkach o podobnej godzinie.

Według moich obliczeń do następnego mordu dojdzie po upływie tygodnia od poprzedniego.

Do was należy żeby zapobiec kolejnej tragedii . Musicie opracować plan działania i wyjść chuliganom naprzeciw dorwać ich na gorącym uczynku.

Kto ma jakiś pomysł, czekam na propozycje - zwrócił się do kolegów Piórson.

- Załóżmy punkt obserwacyjny, ustawmy tam kilka kamer z dobrymi mikrofonami. Będziemy po kolei śledzić na kompie co się tam dzieje - złożył propozycję Stodoła.

- Ja dodatkowo ukryję się za krzakami - jako pierwszy zaoferował Kubson.

- Ja ciebie zmienię - odezwał się Adam Dobrzyński.

- Dzielimy się na trzy ekipy. W pierwszej będzie Dobry z Kubsonem. W następnej umieściłbym Stodołę i Hannę. W ostatniej Kaczora i Ankę.- podjął decyzję Piórson.

- No właśnie Marcin dobrze gada - oznajmił Stodoła.

- To my jedziemy na plażę, zastawiamy sidła i wracamy do bazy - komenderował Piórson.

- Gdy ktoś zauważy jakiś podejrzany ruch od razu uruchamia całą machinę – dorzucił.

Potem na stołówce, przy obiedzie ustalimy resztę szczegółów-

piątek, 22 listopada 2024

Wyłowione rozdział 3

- Dobrze, proszę tam poczekać, zaraz wyślemy odpowiednie służby. Niech pan poda jeszcze

 dokładną lokalizację. 

Mężczyzna podał długość i szerokość geograficzną według telefonicznego GPS.

 

ROZDZIAŁ TRZECI


 Lokalizacja: Mazowsze

Tydzień wcześniej.

W okolicy Marek na trasie numer 8 w głębi lasu siedem dziewczyn znających się z jednej agencji fotograficznej, skąpo ubranych świadczyło usługi seksualne przejeżdżającym, chcącym się zrelaksować kierowcom.

Łączyło je jeszcze jedno. Ich imiona zaczynały się na literę M.

Pewnego razu jeden z klientów po nieudanej usłudze poczuł się oszukany. Więc na face booku zwołał grupę mężczyzn równie niezadowolonych ze spotkań przy trasie S8. Założycielem gangu był Zbyszek. Mężczyźni dogadali się między sobą i opracowali plan działania.

Postanowili zatem, że będą się umawiać z kolejnymi kobietami. Każdą z nich wywiozą na Mazury, gdzie jeden z gangsterów ma posiadłość. Tam się z nimi zabawią, a co będzie dalej, czas pokaże.

Do spotkania doszło w weekend. Zbyszko, Jacek i Krzychu siedzieli przy butelce i rozważali plan zemsty.

- Ja po wszystkim bym je utopił - rzucił pomysł Krzychu.

- Ja bym je zakopał w skrzyni - dodał Jacek.

- A ja bym połączył wasze pomysły i na koniec zwłoki do skrzyni i chlup do jeziora.

Ta historia przydarzyła się Magdzie. podobny los spotkał Maję.

Gdy pozostałe dziewczyny zorientowały się, że brakuje dwóch koleżanek wpadły w popłoch. Natychmiast zgłosiły zajście na policję zdradzając swoją nielegalną działalność.

Policja zbagatelizowała sprawę i nie poczyniła żadnych kroków by odnaleźć zaginione.

Dopiero po tym jak przypadkowy wędkarz poinformował służby o leżącej w wodach jeziora skrzyni

…i chłopak jednej z kobiet zgłosił jej zaginięcie policja wzięła się do roboty.

Wtedy funkcjonariusze zaczęli analizować dochodzące z różnych źródeł sygnały.

Tak oto dotarliśmy do momentu, w którym akcja dzieje się w Pasymiu.

W tej chwili połączone ekipy stołeczna i pasymska zajadały się jajecznicą z boczkiem.

W pewnym momencie rozdzwonił się telefon.

- Odbierz - mruknął z pełnymi ustami Kaczor do Piórsona.

- Pozwól, że przełknę -

Za moment stał przy aparacie. Podniósł słuchawkę.

- Halo! Słucham! Posterunek Pasym. Gdzie? Kiedy?

Hm… już notuję, dajcie mi coś do pisania - machnął zwracając się do siedzących przy stole.

- Kalwa Wielka nieopodal plaży. Zapisałem, zaraz ktoś z nas tam będzie. Dziękuję za info. –

Odłożył słuchawkę.

- Mamy kolejne morderstwo. Prawdopodobnie sądząc po tym co usłyszałem to ta sama szajka

co poprzednio.

- Zatem jazda chłopaki! nie traćmy czasu, w drogę! - krzyknął Stodoła.

Po chwili w kierunku Miłuk pędziły na sygnale dwa radiowozy omal nie wpadając do jeziora.

Gdy dojechali na miejsce ujrzeli mężczyznę w średnim wieku obserwującego przez lornetkę ptaki,

Które zamieszkiwały sąsiednią wyspę. Podeszli do niego.

- Czy to pan był świadkiem zdarzenia i do nas zadzwonił? - spytał komendant Kaczor.

Tak to ja, ten tego. Tak, owszem widziałem wszystko, ten tego,

to było straszne i przerażające, to jest właśnie tego. -

- odparł mężczyzna z lornetką. .

- Niech pan mówi, co widział z e szczegółami - zakomenderował Stodoła.

- Widziałem, tego, czarnego pasata z przyciemnionymi szybami, ten tego, na warszawskich blachach.

Wysiadło z niego, ten tego, trzech dobrze zbudowanych facetów w markowych ciuchach.

To jest właśnie tego, jeden z nich stanął na kładce, tego tego, i dokładnie lustrował teren.

Następny, ten tego, próbował otworzyć bagażnik, ten tego, ale nie udało mu się. Machnął na kumpla. Po chwili podnieśli, tego, klapę i we dwójkę rzucili coś na ziemię. I, tego, zrobiłem zbliżenie w tym kierunku i cyknąłem kilka fotek, ten tego.

Oto one - zakończył relacjonowanie mężczyzna podając aparat Stodole.

Policjanci przekazywali sobie po kolei smartfon i wyświetlali zdjęcia. Na jednym z nich widać było związaną, nagą dziewczynę, na następnym mężczyzn z rozpiętymi rozporkami. Na kolejnym któryś

z bandytów gwałcił kobietę. Inne fotografie przedstawiały gwałty pozostałych zbirów.

- Jak żyję jeszcze czegoś takiego nie widziałem, a muszę stwierdzić, że widziałem niejedno -

jako pierwszy z zaciśniętym gardłem odezwał się Kubson.

- To prawdziwi mordercy - dorzucił Stodoła.

- Na takich brakuje kary - wtrąciła Anna K.

- Mnie szkoda byłoby amunicji na tych zwyrodnialców - dopowiedział Piórson.

- Co działo się później? - zapytał kaczor.

- Później któryś z chłopaków przyniósł z samochodu deski, zbili z nich skrzynię, wrzucili tam ciało zamordowanej.

Następnie skrzynia została utopiona w jeziorze.

- To tyle co widziałem.

- Bardzo panu dziękujemy. Nich pan nam prześle zdjęcia z tego feralnego przedpołudnia na Neilla komendy - i podał adres Dobrzyński.

- Jeszcze pana dokumenty -

- Nie mam ich przy sobie -

- A ma pan aplikację mObywatel? - zapytał komendant.

- Tak, dzieciaki mnie na to namówiły. -

- Tam wszystko jest co potrzeba - dopowiedział. Ponownie wyciągnął telefon i pokazał edowód.

Chwilę później mężczyzna odszedł w niewiadomym kierunku. Po dziesięciu minutach siedział w wygodnym wnętrzu czarnego passata.

- Wszystko im powiedziałeś? - zainteresował się Zbyszek.

- Tak, opowiedziałem im tyle ile trzeba.

- Dobra robota Piotrek - pochwalił kolegę boss.

- Pozwólcie, tego że pozbędę się tych przebiórek - tego

Za moment czarne auto mknęło trasą w kierunku Warszawy.

W tym czasie policjanci otwierali skrzynię w której znajdowało się ciało kolejnej ofiary.

- Wygląda to podobnie do poprzedniego morderstwa - stwierdziła Hanna K.

- To ja dzwonię po techników, a wy zabezpieczajcie teren - odezwał się Kubson.

- Dobra, dobra, a kto wezwie prokuratora

- wszedł mu w słowo Piórson.

-Już go poinformowałem - dorzucił komendant Kaczor.

W takim razie czekamy na prokuratora i patologa A potem zapraszam na obiad, ja stawiam.

No, a Jutro rano widzimy się o dziewiątej u mnie w gabinecie - zakończył tyradę komendant..

- W porządku przytaknęli tamci.

poniedziałek, 11 listopada 2024

Wyłowione rozdział 2

 - Dziękuję, poradzę sobie sam .

- W takim razie będziemy pana informować o przebiegu dochodzenia. Tymczasem to tyle co

 wiemy.





Rozdział drugi



Lokalizacja: Pasym i okolice.



Następnego dnia pod komisariat w Pasymiu podjechał granatowy radiowóz renault master

Wysiadła z niego załoga stołecznej komendy. Czekali tu na nich prokurator, medyk sądowy i

 technicy kryminalni. Wspólnie udali się do gabinetu komendanta Kazimierza Kaczora.

W pokoju panował bałagan: porozrzucane książki, teczki z dokumentami, nieopróżniona

 popielniczka

uschnięty kwiatek na parapecie, na biurku ślady po kawie.

Na ten widok Stodoła mrugnął porozumiewawczo do swojej ekipy.

- My odnośnie zgłoszenia. Podobno znaleźliście tutaj zamordowaną młodą kobietę. Jej

 rysopis odpowiada zaginionej na naszym terenie Magdalenie Dębińskiej. Zaginięcie jej

 zgłosił narzeczony.

Przyjechaliśmy, by pomóc wam w śledztwie – relacjonował Paweł Stodoła.

- To miło z waszej strony, każda pomoc się przyda, bo na wojewódzką nie mamy co liczyć.

Bardzo jestem ukontentowany, że mogę gościć kolegów po fachu z samej stolicy. –

odparł Kazimierz Kaczor.

- A zatem co wiemy o tej sprawie? Czy są jakieś dodatkowe ślady np. odciski obuwia,

 bieżnika opon, palców na skrzyni oraz w jej wnętrzu? – dociekał komisarz Piórson.

- Jeszcze traseologa nie wynajęliśmy. Odnośnie odcisków to już technicy nad nimi pracują -

dorzucił posterunkowy Adam Dobrzyński.

- Możemy prosić o wgląd do akt sprawy? - spytał Stodoła.

- Mamy wszystko w komputerze i w chmurze. Udostępnimy wam hasła. może być! 

- Będziemy zobowiązani, gdy zapoznamy się z pełną dokumentacją to wspólnymi siłami

 dorwiemy tego przestępcę - stwierdził Stodoła.



W tym samym czasie nad jezioro przyjechał volkswagen passat kombi

Wysiedli z niego mężczyźni w kominiarkach ubrani w jeansy oraz skórzane kurtki. Jeden

 stanął

na pomoście rejestrując wzrokiem wszystkie szczegóły godne uwagi. Pozostali mocowali

 się z zaciętym bagażnikiem. W końcu jednemu z nich udało się otworzyć tylną klapę.

- Mamy ją! I to w jednym kawałku, rzućmy ją na trawę - zaproponował

jeden bandzior.

- Pewnie! - krzyknął następny.

- Masz nóż, nóż tu nie wystarczy, przynieście narzędzia z furmanki - dorzucił kolejny.

Za moment błysk ostrzy narzędzi lśnił w promieniach zachodzącego słońca.

- Jacek! Dawaj, przecinaj więzy. Ty Krzychu rozpalaj ognisko.

A ja będę robił swoje na deser - zarządził boss Zbyszek.

- No to jazda, chłopaki teraz bierzmy się do roboty.

- Jak ci na imię? - spytał Zbyszek kucając przed dziewczyną.

- Majka - wyjąkała porwana.

- Masz faceta? - dopytał Jacek.

- A może ona ma dziewczynę? - zadrwił Krzychu.

- Nic wam nie powiem 

- Ciekawe, czy taka będziesz twarda za moment, jak zaczniemy działać? - zapytał Jacek.

- Mam faceta w policji, na pewno mnie już szuka. 

- Takie bajki to możesz dzieciom w przedszkolu opowiadać, ale nie nam. Zrozumiano! -

 wysyczał do ucha Majki Zbyszko.

- Widzisz to ognisko, kur… zaraz w nim podgrzejemy nasze zabaweczki dorzucił.

- Pożałujecie jak tylko mnie ruszycie. 

- o ho widzicie ją jeszcze się stawia - zadrwił Jacek.

- Do dzieła, chłopaki, szkoda naszego czasu, zabawmy się z nią po kolei - krzyknął

 Krzychu.

- Zostawcie mnie, nie róbcie mi krzywdy, pozwólcie mi odejść, nikomu nic nie powiem -

błagała o litość Maja.

Jacek podszedł do ogniska, pogrzebał w nim metalowym prętem, natychmiast wrócił do

 dziewczyny i zaczął ją przypiekać.

- Ta wrzasnęła, co wy robicie, puśćcie mnie, proszę was, zostawcie mnie. Mój facet da wam

 kupę szmalu, tylko przestańcie. 

- Mamy dość tych twoich jęków - odezwał się Krzychu.

- Nienawidzę płaczących kobiet - dorzucił.

- Bierzmy się za nią. Rozbierajmy ją i do roboty - zdecydował Zbychu.

- Trzeba ją zakneblować, żeby nie darła ryja - dodał boss.

Dwie godziny później martwe, zmasakrowane ciało Majki leżało w drewnianej skrzyni na

 dnie jeziora.

Na brzegu w krzakach pozostały jedynie strzępy ubrań dziewczyny.

Zaś samochód nie zostawił żadnych śladów bieżnika, gdyż na kołach miał założone

 specjalne nakładki . Całe to przerażające zajście obserwował przez lornetkę przypadkowy

 piechur.

Wyjął komórkę, zadzwonił na 112 i drżącym ze zdenerwowania głosem poinformował

 dyżurnego o tym zdarzeniu, którego był naocznym świadkiem.

- Dobrze, proszę tam poczekać, zaraz wyślemy odpowiednie służby. Niech pan poda jeszcze

 dokładną lokalizację. 

Mężczyzna podał długość i szerokość geograficzną według telefonicznego GPS.


piątek, 25 października 2024

Wyłowione - rozdział 1

 




Rozdział I



Lokalizacja: Warszawa.



- Mamy nowe zgłoszenie - powiedziała aspirant Hanna K. do podinspektora Stodoły.

- A co się stało? - zainteresował się wyższy stopniem.

- Na Mazurach wyłowiono martwą kobietę, a u nas jakiś młody mężczyzna zgłosił

 zaginięcie swojej dziewczyny. Podejrzewam, że to się spina - dodała.

- Na razie to nie nasz problem - odparł Stodoła. 

- Może się okazać nasz, bo mają trudności z identyfikacją i rozesłali zdjęcia po całym kraju.

Musimy sprawdzić wszystkie zaginione młode kobiety w stolicy - kontynuowała.

- Zrobimy tak jak mówisz. Porównamy fotografie z naszymi zaginionymi i ustalimy co

 dalej. 

- Zajmij się tym dzisiaj, a Jutro rano spotykamy się u mnie. Chciałbym także tu widzieć

 komisarza

 Piórsona - wydał polecenie podinspektor.

Następnego dnia spotkali się: podinspektor Paweł Stodoła, komisarz Marcin Piórson,

 podkomisarz

 Jakub G, zwany Kubsonem, aspirant Hanna K. i posterunkowa Anna K. : aby omówić plan

 działania.

- Pani aspirant, ile mamy zaginionych kobiet na naszym terenie? - zapytał Paweł Stodoła.

- Możemy mówić o dwudziestu dwóch kobietach, tyle mi się udało znaleźć. Lecz

 pasujących do zdjęć

 są trzy.

- Co wiemy o wyłowionej kobiecie? Spytał komisarz Piórson.

Ma około 25lat szczupłą  sylwetkę ,

prawie 170 cm wzrostu i waży 55 kilogramów, ciemne długie włosy, oczy niebieskie,

 pieprzyk na lewym policzku, na pośladku tatuaż komara zdała relację policjantka.

Czy ma jakieś widoczne obrażenia? Dopytywał Stodoła.

Siniaki na całym ciele, ślady duszenia i poranione krocze. Według prokuratora została

 zgwałcona..

Jedziemy wszyscy na Mazury.

- Ty Piórson dowodzisz przeprowadzamy śledztwo, wydał polecenie przełożony. Każdego

 dnia zdajecie mi raport, - zrozumiano!

- Wolałbym jechać sam - zaprotestował Marcin .

- Nie, jedziemy razem - rozkazał nie znoszącym sprzeciwu tonem Paweł Stodoła.

Jeszcze tego samego dnia na komisariat zgłosił się narzeczony jednej z zaginionych kobiet.

Bez trudu rozpoznał na przedstawionym mu zdjęciu swoją ukochaną.

- Tak, to z pewnością ona, moja Magda.

Co ona tam robiła na tych Mazurach? Nigdy nie dała się namówić na wyjazd nad jeziora.

Ostatnio miała sesję zdjęciową nad morzem. Wybieraliśmy się tam razem, ale dostałem

 dobrze płatne zlecenie więc pojechała sama .

- Kiedy ostatni raz się kontaktowaliście? - zapytała Anna K.

- Hmm, chyba przedwczoraj, tak przedwczoraj popołudniu.

- O czym rozmawialiście, czy była zdenerwowana? - dopytywała funkcjonariuszka.

- O podróży, o cenie paliw i o mającej się odbyć sesji fotograficznej. Madzia była

 wyluzowana.

Nic nie wskazywało na to że wydarzy się coś tragicznego, to musiało stać się później .

 Relacjonował pytany.

 - Bardzo panu współczuję, z pewnością to dla pana niewyobrażalna trauma. Jedyne co

 mogę zaproponować to wsparcie naszego policyjnego psychologa - dodała Anna K.

- Dziękuję, poradzę sobie sam .

- W takim razie będziemy pana informować o przebiegu dochodzenia. Tymczasem to tyle co

 wiemy.

piątek, 18 października 2024

Wyłowione

 

Wyłowione



Dedykacja: Tę powieść dedykuję moim najukochańszym na świecie rodzicom przyjaciołom z Leonarda oraz terapeutom i asystentkom

Prolog

Gdzieś na Mazurach na jeziorze Kalwa Wielka wędkarz koło sześćdziesiątki łowił ryby z plastikowej

 łódki zacumowanej w zaroślach. Polował na szczupaka. Na prawie łysej głowie miał czapkę

z daszkiem, na nosie okulary, na grzbiecie wędkarską kamizelkę z wieloma kieszonkami, granatowe

 jeansy i ciemnozielone kalosze. zauważył w wodzie dużą drewnianą skrzynię. Podpłynął do niej, wyjął

 komórkę i sfotografował znalezisko.

Po czym zadzwonił na numer 112 informując służby o swoim odkryciu. Na miejsce przybyli policja

i straż pożarna. Policjanci Ogrodzili teren żółtą taśmą, a strażacy przystąpili do wyławiania skrzyni.

Ta okazała się być bardzo ciężka, więc użyto wyciągarki strażackiej.

- Otwieramy na miejscu? - zapytał zaciekawiony jeden ze strażaków.

- To otwórzmy! - zdecydowali policjanci.

Po chwili skrzynia stała otworem. Na jej dnie leżała rozebrana, martwa, młoda kobieta.

- Dzwońcie po prokuratora i patologa sądowego, wszyscy zostajemy do ich przyjazdu.

Niech nikt nic nie dotyka. -

- A pana proszę o pokazanie dokumentu tożsamości - zwrócił się do wędkarza któryś z mundurowych.

- Ja tylko łowiłem ryby - wyjąkał mężczyzna.

- Nalegam, proszę o dokument.

- Mam przy sobie kartę wędkarską, czy wystarczy? -

- Tak. Może być - odparł policjant biorąc kartę do ręki.

- Hm, Waldemar Krzysztof P. Za chwilę spiszemy pana zeznania i później pan będzie wolny -

- A przy okazji to na jaką rybę pan się zasadza? -

- Na szczupaka, tu nieźle biorą zwłaszcza w tych szuwarach. -

- To ja się zwijam, żeby nie przeszkadzać - powiedział wędkarz.

piątek, 30 sierpnia 2024

Na trawie

                                                               Na zielonej trawie

Przy szumie strumyka. Leżymy we dwoje. Ja  i Ty,  Ty i ja, więcej nikt. Zrywamy z siebie odzież, przywieramy wargami i po chwili się kochamy.                                                                                     Sapiemy, dyszymy, obracamy się, tarzamy po trawie, i czule się dotykamy. Wreszcie, nareszcie, czujemy dreszcze, krew w nas pulsuje. Szepczesz mi do ucha. Tylko ty umiesz, potrafisz ze mną  zrobić wszystko. Wreszcie, nareszcie przyśpieszamy. Już nie mogę, zaraz nie wytrzymam i stało się. Fala gorąca przeszywa nas.                                                                                                                                                            Wreszcie spełnieni. Odpoczywamy.  Przytuleni do siebie zasypiamy.


piątek, 23 sierpnia 2024

Czym jest dla mnie wiosna?

 Czym jest dla mnie wiosna? Porą roku podczas której kwiaty rozpoczynają wyrastać spod ziemi. Drzewa pokrywają się zielonym listowiem. Wśród gałęzi słychać donośny śpiew ptactwa. W dziuplach niejednokrotnie można trafić na chmarę owadów. Dni stają się cieplejsze i dłuższe. 


Ale wiosna to nie tylko przyroda. Wiosną sporo ludzi zaczyna biegać, jeździć na rowerach. Motocykliści z radością wyjeżdżają na drogi swoimi maszynami. Niektórzy z nas weekendy spędzają na działkach lub na własnych tarasach czy też balkonach. Sadzą nieprzebrane ilości rozmaitych gatunków warzyw i owoców. Dla mnie wiosna to chętniej rozbierające się dziewczyny. Polecę ze znanym cytatem: Kiedy zaczyna się prawdziwa wiosna? Wtedy kiedy listki się zielenią, cipki się czerwienią, członek staje jak sosna, tak wtedy jest prawdziwa wiosna.

sobota, 27 lipca 2024

Aladyn na Dzikim Zachodzie część 15 - Marcin Piórkowski

 Zajadali się peklowanym mięsem z wilka zaś dwu i pół letniemu

 Billowi trzęsły się uszy z drobno posiekanej polędwicy
 niedźwiedziej z uparowanymi jarzynami. Zaś do picia przygotowane
 miał sok ze świeżych owoców. Najwyższa pora by się pożegnać -
 zdecydował Alan, bo ujrzał na niebie rogalik księżyca.

-No to do następnego. I goście pojechali.


Rozdział 15.


Pewnego dnia nasi panowie udali się na ,,żelazną drogę’’ w celu podróży ,,ognistym koniem’’ w kierunku San Francisco. Czekała ich bardzo długa droga. Ułożyli wielki stos z gałęzi na torach, po czym go podpalili, a wszystko to dlatego, by maszynista z oddali mógł rozpocząć hamowanie. Kazali Aladynowi przyłożyć ucho do szyny w celu, aby w porę usłyszał nadjeżdżający pociąg. Ten zdążył odskoczyć, gdyż na torach ujrzałeś siwy obłok z oddali, następnie do twych uszu dobiegł łoskot pędzących wagonów ciągnionych przez parowóz. Tuż za nim głośny rozlegający się pisk pomieszany ze zgrzytem hamulców. Z maszynowni wyskoczył od stóp do głów zaczadzony maszynista mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem, zaczął zbierać na bok gałęzie z torów.
-Panie maszynisto, czy tym pociągiem dojedziemy do San Francisco?
-Nie, do Sidney- odburknął zdenerwowanym głosem.
Zerknęli na siebie porozumiewawczo, stuknęli palcem w czoło i zachichotali. Po czym zajęli miejsca w jednym z wagonów.
Maszynista wsiadł do lokomotywy, wrzucił do kotła dużo węgla, żeby od razu szybko ruszyć. Po 48 godzinach podróży byli na miejscu, gdzie przywitał ich zgiełk. Poszli do najbliższej knajpy. Gdzie szefową lokalu, była dobra znajoma mis Stiks.
-Kupę lat, krzyknęli i zaczęli się po kolei z nią ściskać.
-Może byśmy czegoś się napili za zdrowie gospodyni -zakomenderował Old Shatterhand z okazji tego wspaniałego spotkania po latach. Barmanka znając się na ludziach oraz ich obyczajach, zerknęła na ich przekrwione od alkoholu oczy.
-Wam alkoholu, nie sprzedam-powiedziała. Według mnie macie chorobę alkoholową.
-Co to takiego? - zainteresował się jako pierwszy Old Wabble.
-To znaczy, ze Wasze życie, jest poświęcone w dużej mierze alkoholowi.
-po tych słowach Old Firehand wstał- no to do widzenia i nic tu po nas.
-A skąd Pani o tym wie?- zaczął dociekać Aladyn.
-Ponieważ mój mąż na to chorował, a potem zmarł.
-Nagle mężczyźni pobladli ze strachu. A na ich obliczach ukazał się zimny pot.
-A skąd przyjechaliście?
-Nasze domy stoją w Colorado Springs. I żaden z nas przez całą podróż oka nie zmrużył.
-Aha, a więc to tak. No to cofam diagnozę. Skoro tak to nie cierpicie na tę chorobę.


-Uff, całe szczęście - ucieszyli się wszyscy mężczyźni.
-Zostańcie, coś chociaż zjedźcie. Mam coś dobrego dla Was.
-No to w takim razie siadajmy- zaproponował Old Firehand.
Po krótkiej chwili do ich nozdrzy doleciał zapach zwiastujący przepyszne jedzenie gorącej kapusty z aromatycznie pieczoną kiełbasą. Po dwóch kwadransach zajadali się tym przysmakiem.
-A czego moi Panowie się napiją?
-Jeżeli można prosić, to poprosimy po dwa kufle złocistego z białą pianką-zamówienie złożył Old Wabble.
Po chwili zostało ono zrealizowane. A nasi mężczyźni zaczęli moczyć wargi w piwie. Wtem do lokalu weszła nabuzowana ekipa zbirów. Jeden z nich wyróżniał się od reszty kamratów tym, że był gruby i wysoki. Ich herszt podszedł do kierowniczki lokalu i klepnął ja w pośladek.
-A to było dobre- ucieszyła się jego ekipa.
Widząc owo widowisko Old Shatterhand podniósł się od stołu. Po chwili stanął przed Grubasem i podniósł go za szlufki od spodni i zapytał się przy wszystkich zgromadzonych:,, Wybieraj, czy mam Ciebie wynieść czy mam się z Tobą porachować w lokalu przy publiczności?’’.
Tamten pobladł ze strachu, a z jego spodni nagle był wyczuwalny smród.
-Proszę się wynosić z tego baru, to nie jest miejsce dla ulicznej szumowiny!- kontynuował Old Shatterhand i cisnął nim w krzaki, które należały do lokalnego ogródka. Następnie zwycięzca otrzepał ręce i wrócił do budynku.
-Mamy wreszcie święty spokój. A Wy na co czekacie, wynosić się z lokalu, zwrócił się do reszty bandy Osiłek.
W mgnieniu oka już ich nie było. Pozostali przyjęli to śmiechem, zamówili jeszcze po kufelku. Wkrótce zaczęli siorbać.
- I Metys zaczął im opowiadać, jak raz popłynął z kolesiami w Góry Skaliste.
-Po złoto?- zapytał Winnetou.
-Skąd wiesz przyjacielu?
-Wiemy o tym, bo już nam to opowiadałeś- odparł Old Wabble.
-No to opowiem inną historię.
-Wiecie co, to już teraz naprawdę wynosimy się –zdecydował Old Shurehand.
-Dasz radę? –zapytali Aladyna.
-Oczywiście, tylko pomóżcie mi wstać.
-Albo jeszcze niech posiedzi.- zaproponował p.Henryk.
-Co, wy jeszcze tu jesteście? –zapytała właścicielka.
-Ano tak, jesteśmy! – odparli zapytani.
-Ile się należy Szanowna Mis Stiks?
-Będzie 22 dolary i 18 centów.
Po chwili mężczyźni stali się lżejsi o tę kwotę.
-Do widzenia! -krzyknęli chórem.
-Do widzenia! –odpowiedziała.
Następnie nasi Westmani swoje kroki skierowali do portu.
-Dokąd Panowie?- spytał ich kapitan statku, który stał w pobliżu. Miał na sobie kapelusz, ubrany był w kraciaste spodnie i taką koszule na krótki rękaw. Zaś charakteryzowały go wytatuowane kotwice na przedramieniach.
-My? Do Honolulu- zażartował Old Firehand występując naprzód.
-A macie bilety?
Rozmówca wyjął 20 dolarowy banknot ze swojej kieszeni.
-Wystarczy? -zapytał.
-To jest cztery razy za dużo - odparł kapitan.
-No to bierz ten świstek powiedział Old Firehand.
-Coś Ty, to jest za dużo, tyle od Was nie wezmę, mógłbym za to zawisnąć na suchej gałęzi.
-Nie marudź, tylko bierz- kontynuował tamten.
-Dokąd płyniemy?- zapytali się marynarze.
Podczas wsiadania na statek old Wabble potknął się i wpadł do wody.
-Ha, ha, ha – cała załoga była w ,,10’’ niebie.
-Z czego się tak palanty cieszycie- ostudził ich radość Old Firehand. Jak dam wam w gęby to w piętach poczujecie. Po tych słowach wskoczył do wody, wyciągnął starego kowboja na brzeg i zakomenderował: ,,No to zabieramy się z powrotem!”.
Zrezygnowany i zmieszany kapitan oddał należność i pożegnał się z nimi, życząc dobrego dnia.
- Traper  pociągnął dwóch Westmanów za sobą. A reszta poszła za nimi. Poszli do wioski, gdzie wzdłuż drogi stały wigwamy –tipi i różne rodzaje domów. Na końcu wioski stał domek z którego unosił się niesamowity odór. Nasz mało doświadczony Westman postanowił, że sprawdzi co jest powodem tak przykrego zapachu. Otworzył drzwi, które były bez zamka i zaczął się rozglądać za źródłem tego smrodu.
-Ale tu cuchnie!- zauważył słusznie Aladyn.
-Chcesz, to możemy tak zrobić, ze będzie jeszcze bardziej śmierdzieć –odpowiedział Indianin i wciągnął go do swojej lepianki. Faktycznie odór, smród i spalenizna właściwie mieszały się ze sobą. Aladyn upadł zemdlony na słomianą podłogę. Gdy ocknął się przy suficie ujrzał ludzką czaszkę, z przepierzenia wyszedł czerwono skóry, pogroził Aladynowi pięścią i zaprosił go do pomieszczenia obok. Tam było wielkie palenisko, w którym to twoje oczy ujrzały zwęglone ludzkie ciała.
-Ciebie też to czeka. Tamci  tak jak Ty okazywali wielką ciekawość moim domem. Wtem do środka wtargnęli Old Shatterhand z Winnetou ponieważ chcieli iść dalej, a ich przyjaciel nie wychodził , więc zaczęli węszyć podstęp i postanowili wkroczyć do akcji. Indianin zaskoczony przybyciem dwójki intruzów zaczął się bronić. Wziął z sufitu łańcuch, którym zwykł wiązać swoich jeńców i rozpoczął machać nim w kierunku przybyszy. Słynny Old Shatterhand złapał po chwili za koniec łańcucha, wyrwał go czerwonoskóremu i zaczął napastnika walić nim do krwi. Po chwili wyszli wszyscy zostawiając Indianina, a raczej co po nim zostało i udali się w dalszą drogę.
-Bardzo Wam dziękuję moi przyjaciele, kolejny raz wybawiliście mnie z opresji.
-Nie ma sprawy! Pamiętasz, jak Ci powiedzieliśmy w pociągu jadącym do Colorado, ze Ci pomożemy w każdej trudnej sytuacji?
-Tak pamiętam- ucieszył się Aladyn.
I wszyscy swoje kroki skierowali ku ładnie wyglądającemu domostwu. Hacjenda ta miała trzy kondygnacje. Dookoła porastał zadbany trawnik, zaś w głębi rosły nasadzenia rzadkich krzewów oraz drzew owocowych. A wszystko to okalał wysoki na 8 stóp mur. Odszukali furtkę, która to była uchylona. Przy niej umocowany był dzwonek, który to swym donośnym gongiem oznajmiał domownikom, że idą goście. Tak oto, po chwili przy niej ujrzałeś mężczyznę w średnim wieku o przeciętnej budowie ciała, ciemnooliwkowej skórze, ta zdradzała jego latynoskie pochodzenie. Miał na sobie rozpiętą koszulę w kolorowe kwiaty, lniane spodnie. Na głowie sombrero.
-Dzień dobry. Nazywam się Esteban, jestem właścicielem tej oto posiadłości. W czym Wam mogę pomóc? - przedstawił sie gościom i zapytał.
-Dzień dobry Panu. Jesteśmy z Colorado Springs. Westmani wymienili się swoimi nazwiskami, po czym po kolei uścisnęli dłoń gospodarza.
- Zatem, zapraszam Panów do środka.
Westmani przyjęli zaproszenie z wyczuwalną radością.
- No to wchodzimy.
Wchodząc do domu na wprost od wejścia widniał pokaźnych rozmiarów hol, w którym na jednej ze ścian wisiały portrety wszystkich mieszkańców tego domu. Skierowawszy swe kroki na prawo można było udać sie na taras gdzie stały wiklinowe fotele, a dalej znajdowało się wyjście do ogrodu. Zaś wcześniej w lewo od wejścia prowadził korytarz z rozwidleniem w którym to widniało kilkoro drzwi. Pierwsze z nich prowadziły do średnich rozmiarów łaźni wyposażonej w sporą wannę, duże lustro z posrebrzaną ramą, mijając łazienkę prowadziły drzwi do salonu w którym nie brakowało wygodnych kanap oraz foteli. W oczy również rzucał się kominek oraz zaokrąglony stół, przy którym to swobodnie mogło usiąść 8 osób. Następnie znajdował się gabinet Estebana, którego główną charakterystyką była ściana z portretami wszystkich dotychczasowych prezydentów Stanów Zjednoczonych, zaczynając od pierwszego G. Washingtona skończywszy na panowaniu G. Harrisona. Następnym pomieszczeniem była bawialnia przeznaczona dla dzieci. Z holu na pietra prowadziły dębowe schody pokryte czerwonym dywanem, na balustradzie przy nich były wyrzeźbione figury geometryczne. Na pierwszym piętrze w zamieszkałych pomieszczeniach widniały obrazy przedstawiające martwą naturę. W pokojach należących do domowników znajdowały się drogocenne toalety, szafy oraz łoża z wyrzeźbionymi w kształcie głowy słonia nogami. Wchodząc na piętro wyżej widniały 3 pary drzwi, które prowadziły do pokojów gościnnych wyposażonych po cztery lóżka, po dwie komody, stoliki oraz lampy naftowe.
-Widzicie tę dziurę? –zapytał Westmanów właściciel domu.
-Naturalnie że widzimy.
-To miejsce po obrazie. Pewien zły człowiek zamieszkał u mnie sześć może siedem tygodni temu.Przzedstawił się jako Jack Luis. Był to doktor, który miesiąc temu przegrał ze mną w karty. A że nie miał już pieniędzy żeby zapłacić za przegrany zakład, zemścił się na mnie i ukradł mi obraz pewnej nocy.
-Uff, uff , uff– krzyknął zaskoczony tym faktem Winnetou.
-Gorąco jest Panu? -pyta gospodarz Apacza.
-Nie, nie, to jest oznaka zdziwienia, zaskoczenia – wytłumaczył zachowanie Indianina Old Shattrehand.
- Ach, teraz już rozumiem. Był to obraz, który zakupiłem od pewnego handlarza, były to słynne słoneczniki Van Gogha. A tu widzicie, tę piękną niewiastę trzymającą na rekach futrzaka to właśnie Dama z Łasiczką, którą namalował niegdyś Leonardo da Vinci.
Po obejrzeniu hacjendy wszyscy goście zostali zaproszeni na obiad do dość dużej jadalni. Po posiłku, na którym podano polędwicę z dzika w sosie miętowo-miodowym ,do tego każdy z nich miał po szklanicy wina, poszli na taras, gdzie Donia Klara, żona gospodarza zaczęła podlewać kwiaty. Miała na sobie zwiewną bladoróżową suknie, jej czarne włosy sięgały do pasa. Za nią chodziła służąca mulatka, która ją co i rusz wachlowała, a Esteban miał służącego, który przypalał i podawał mu cygara. Hacjenderze mieli dwoje dzieci : 15 - letniego syna Carlosa i 12- letnią córkę Carmen. Syn był odzwierciedleniem swego ojca, miał taką samą jak Esteban ciemnooliwkową skórę, ciemne oczy, krępą sylwetkę i krótko ostrzyżone włosy. Nosił skórzane spodnie, kamizelkę, a na stopach miał buty z drewnianą podeszwą. Zaś Carmen miała jasnoróżową miejscami muśniętą przez promienie słońca skórę. Nosiła błękitną sukienkę na ramiączkach za kolana, jej kruczo czarne włosy ciemniejsze od bezgwiaździstej nocy opadały luźno na koniec jej pleców. Służąca na imię miała Persefona, nosiła luźne zwiewne szaty, wykonane ze lnu i z bawełny. Jej ciemne włosy upięte w kok odsłaniały dość wysokie czoło. Zaś służący nazywał się Hegeniusz, był to czarnoskóry Afroamerykanin, którego korzenie pochodzą ze Starożytnego Rzymu, stąd jego imię. Zwykł nosić materiałowe spodnie, a wyżej nosił skórzaną bluzę, w której ukrywał rewolwer. Był bowiem bardzo wysportowany i miał celne oko i nieraz udowodnił swoim pracodawcom, że on jest im bardzo potrzebny.


poniedziałek, 10 czerwca 2024

Dzień Taty

 Dzień Taty

Ojciec, Tata, Tato, Tatko, Tatuś, Tatunio z  okazji Waszego Święta życzę Wam wszystkiego najlepszego, moc radości, cierpliwości, wytrwałości i poczucia ciepła ogniska domowego. 

Niech każdy dzień przynosi Wam radość. Życzę odpoczynku, możliwości rozwijania pasji oraz spełnienia marzeń.

Wiedzcie, że bez Was nie byłoby nas.

Dziękuję Ci Tato, że zawsze byłeś, jesteś i będziesz przy mnie, nawet jeśli będziesz daleko .


niedziela, 26 maja 2024

Dzień Mamy

                                                                       Dzień Mamy

Kim jest dla nas Matka? Jest dla nas mamą, mamusią, mateczką, matulą, dla nas jest całym światem. To ona wyciera nasze łzy, to ona zawsze nas pocieszy-wysłucha-obroni-nauczy-wychowa, to przy niej czujemy się bezpieczniej. Kto jak nie ona przywita nas otwartymi ramionami, otoczy ciepłem, nakarmi, da otuchę, miłość, troskę i zawsze wybaczy.

Z okazji Waszego Święta życzę dużo uśmiechu, spełnienia marzeń, a także słodyczy. 

poniedziałek, 13 maja 2024

Kolorowy Alfabet

 Jakiś czas temu wraz z terapeutką widzenia opracowaliśmy kolorowe cyfry o czym pisałem w zeszłym roku. Teraz przyszedł czas na Kolorowy Alfabet. Z trudem udało nam się opracować system kolorów i barw przydzielając je do poszczególnych liter. Najlepsze do odczytu przeze mnie okazały się bezszeryfowe, nasycone barwami litery znajdujące się na białym tle, czcionka Calibri, o wielkości wynoszącej 720. Ich kolory nie są przypadkowe, zostały dobrane tak abym je mógł rozpoznać, a także rozwijać umiejętności analizowania i rozróżniania poszczególnych barw danych kolorów, które prze mnie są preferowane. 

Oczywiście nasz rodzimy alfabet ma dużo znaków, dlatego by stawić czoła wyzwaniu opracowaliśmy system jedno, dwu, a nawet trzy kolorowych symboli. Obecnie pozbawiony jest interpunkcji ponieważ liczba kolorów rozpoznawana przeze mnie jest ograniczona i na chwile obecna problemem jest dobranie większej ilości odcieni. Póki co próbuję odczytać krótkie, składające się z 3 lub 4 liter wyrazy. Aktualnie stanowi to dla mnie atrakcyjną zabawę. Nasze autorskie litery są w paski, gwiazdki, a także kropki. 


Najlepiej pracuje mi się w zaciemnionym pomieszczeniu, ponieważ moja uwaga wówczas jest skupiona wyłącznie na ekranie. Kolorowe litery prezentowane są na białym tle, ponieważ uzyskujemy najlepszy dla mnie kontrast.   


Moja jakość widzenia zależy jeszcze od mojej kondycji psychofizycznej, polega to na tym, że jednego dnia widzę wyrazie, zaś kolejnego obraz jest rozmazany, a kolory są wyblakłe. 


Trzymajcie za nas kciuki za wytrwałość i zapał do pracy z Kolorowym Alfabetem!

Marcin Piórkowski

niedziela, 24 marca 2024

Tropiciel miłości rozdz. 5

 Zaprzeczyła jeszcze raz i pokazała palcem na swoje gardło, co miało zasygnalizować, że nie może mówić.
- To w takim razie do widzenia. - Pożegnał się mężczyzna. Opuścił hotel, rozejrzał się dookoła za samochodem, który go przywiózł, ale po nim nie było śladu, i zapadła noc.

Rozdział piąty



 Zdesperowany Marcin sięgnął do kieszeni po telefon, włączył latarkę i w oddali ujrzał dużych rozmiarów karton. Podszedł do niego i oświetlił jego wnętrze. Dostrzegł szczura, który tam pomieszkiwał.

Marcin był zmęczony, potrząsnął pudłem, szczur uciekł w nieznanym kierunku.  Mężczyzna położył się w wygodnej pozycji i natychmiast zasnął. Obudziły go promienie słońca. Wstał, ruszył w dalszą drogę, dotarł do kolejnego hotelu oddalonego od poprzedniego o 3 mile.

Po wejściu do hotelu podszedł do stojącej za ladą uśmiechniętej recepcjonistki. 

 -Dzień dobry-przywitał się Marcin.

 -Dzień dobry. W czym mogę służyć? -zapytała kobieta

 -Chciałem wynająć pokój-odpowiedział

 -Na jak długo chce się pan zatrzymać?

 -Na razie na kilka dni-odparł Marcin.

 Marcin odebrał klucz i poszedł w kierunku windy aby udać się do swojego pokoju. Po drodze dostrzegł koktajl bar, siłownię gabinety masażu i saunę.

Z okna jego pokoju na ostatnim szóstym piętrze roztaczał się piękny widok na pobliski park, z którego słychać było miły dla ucha świergot ptaków. 

Pewnego dnia Marcin  stojąc przy barze i popijając drinka zauważył w drzwiach pewnego gościa. Rozpoznał w nim  taksówkarza. Wtem mężczyzna podszedł do niego z głupkowatym uśmieszkiem i spytał.

 - Co tutaj robisz przyjacielu?-zapytał

 - Od kiedy jestem twoim przyjacielem? – odparł Marcin.

 - Od kiedy dałeś mi za swoją laskę pieniądze –padła odpowiedź

Marcin nie czekając dłużej doskoczył do mulata i złapał go za koszulę, przyciągnął go do siebie wykrzykując – Kiedy oddasz mi moje pieniądze?

 - Jakie pieniądze? - zapytał ciemnoskóry.

 - Nadal udajesz Greka - wrzasnął Marcin. Kasa i Ewelina tu i teraz. Inaczej pożałujesz. Mów gdzie ona jest!

 - Jest w hotelu - wyjąkał Robertino.

 - W którym? - ciągnął Marcin.

 - W tamtym do którego ciebie wczoraj przywiozłem - wysapał mulat.

 - Gdzie konkretnie? - zapytał się Polak.

 - Tam, gdzie wczoraj ciebie zostawiłem -odparł- Jak ją wiozłem do hotelu to wspominała mi, że tam się przebierze w taki strój żebyś jej nie poznał.

 - Teraz już jasne. Muszę wrócić do tamtego hotelu!- zdradził się Marcin. 

 Za chwilę po tamtym nie było śladu, a Marcin usłyszał odjeżdżające auto. Zdenerwowany

 odstawił szkło na bar i ruszył biegiem za uciekającym mężczyzną. 

Tymczasem Ewelina otrzymała wynagrodzenie wraz z dużą premią, za którą planowała zakupić broń palną. 



sobota, 24 lutego 2024

Tropiciel miłości rozdz. 4

 Jechał bardzo pewnie i dość szybko. Dwadzieścia minut później zatrzymał się przed jakimś budynkiem.



Rozdział czwarty



Ewelina przebrana w swój nowy strój wyszła po raz pierwszy z hotelu. Jak tu pięknie westchnęła. Muszę się rozejrzeć za jakąś pracą – pomyślała. Wpadła na myśl, aby zostać pokojówką w tym samym hotelu gdzie aktualnie się ukrywała.

Poszła do recepcji i zapytała się, czy potrzebują dziewczyny na pokojówki i usłyszała , że jak najbardziej. Chwilę później Ewelina miała już pracę. Do jej obowiązków należało zmieniać pościel, dbać o porządek ,uzupełnianie środków czystości i stwarzanie miłej atmosfery. Ewelina, a raczej teraz już Sara dostała pracę ,dzięki niej mogła na chwilę obecną oddychać pełną piersią.

Z otrzymywanej pensji stać ją było na niewiele, ale  nauczona żyć skromnie potrafiła sobie odłożyć co nieco. Miała w planie zakup jeszcze jednej tożsamości.

Życie z Marcinem było zbyt monotonne. Rano on do pracy, ona też, Popołudnia on spędzał przy komputerze oraz spotykał się z kolegami, a ona pozostawiona sama sobie oglądała z nudów filmy. Jedynie w nocy podczas łóżkowych igraszek, odżywała. Pewnego dnia Ewelina poznała w pracy nową koleżankę Alicję. Alicja rozstała się ze swoim mężczyzną Robertem, postanowiła ułożyć sobie życie od nowa i wyprowadziła się na Mauritius.

 Teraz jestem bardzo szczęśliwa – mówi Alicja przyjaciółka Eweliny. Ewelina zrobiła podobnie, z różnicą, że zamiast Mauritius wybrała Brazylię również myśląc, że zazna tu wiele szczęścia.

Zatrzymali się przed małym budynkiem z napisem Hotel Brazylia.

 - To tutaj - oznajmił mulat

 - Ile się należy? - sięgnął po swój portfel Marcin

 - Należy się kulka w łeb, odparł taksiarz i wyjął pistolet z kabury przyciskając go do skroni Polaka.

 - Obiecaj że nam zrobisz przelew?

 - Jaki przelew? - zdziwił się Marcin

 - Nie udawaj Greka

 - O czym ty w ogóle mówisz? - dopytywał  Marcin

 - To ile jest dla Ciebie warta Ewelina? - spytał Robert.

 - Dla mnie jest tyle warta, ile władowałem w nią kasy.

Nagle drzwi od hotelu otworzyły się stanęła w nich blondynka. Zaniepokoiło ją stojące auto przed hotelem. W jego wnętrzu dostrzegła zarys znajomej postaci.

 O Marcin! Jak on mnie znalazł? - wściekła się dziewczyna wracając na recepcję, gdzie dziś miała dyżur.

Tymczasem Marcin zaczął się szarpać z taksówkarzem. Udało  się mu nacisnąć na nerw łokciowy, wtedy broń wypadła z ręki napastnika. Marcin jednym ruchem pochwycił pistolet, przeładował i przyłożył do skroni Mulata.
- Wiesz może gdzie jest Ewelina? - wysyczał
- I kim ty do kur... jesteś?
- Jestem zwykłym taksówkarzem i mam rodzinę na utrzymaniu. Odpowiedział
- A ten pistolet?
- to atrapa - zażartował.
- Jakoś nie wygląda mi na zabawkę, zwrócił uwagę pasażer.

Tymczasem Ewelina ponownie wyjrzała na podwórko, tym razem dostrzegła sytuację odwrotną do poprzedniej. Teraz Marcin trzymał na muszce jej taksówkarza. W tych stronach bez broni palnej to dnia normalnie nie przeżyjesz - pomyślała. Za następną wypłatę kupię jakiegoś Wanada albo Vectora CP1 postanowiła. Tymczasem Marcin wysiadł z auta trzaskając drzwiami, życząc kierowcy szybkiego powrotu do hadesu. Sam skierował się ku wejściu do hostelu. Czy można przenocować, zagadał recepcjonistkę? Tą samą kobietę, która wcześniej ukradkowo wyglądała kilkakrotnie z budynku.

Ewelina, a raczej Sara kiwnęła ręką w głąb korytarza, gdzie był hol prowadzący do pokojów gościnnych, po czym zaprzeczyła głową.
- Czyli nie macie wolnych pokoi?
Zaprzeczyła jeszcze raz i pokazała palcem na swoje gardło, co miało zasygnalizować, że nie może mówić.
- To w takim razie do widzenia. - Pożegnał się mężczyzna. Opuścił hotel, rozejrzał się dookoła za samochodem, który go przywiózł, ale po nim nie było śladu, i zapadła noc.