Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

środa, 24 sierpnia 2022

O tym co nas dotyka

 Samotność, bo o niej będzie mowa w tym wpisie - dotyka sporo osób. Są tacy co są singlami z wyboru i są tacy co są singlami bo nie mają zainteresowania druga osobą. Dlaczego tak się dzieje? Powodem może być nieśmiałość, strach przed odrzuceniem, nieumiejętność rozmawiania o uczuciach, niska samoocena itd. Ja osobiście jestem przykuty do wózka z bagażem rozmaitych schorzeń.  Chciałbym znaleźć jakąś bratnią duszę. Istnieje na tę chwilę kilka sposobów na znalezienie drugiej połówki.

Pierwszą z nich jest bez wątpienia udanie się w plener, co dla mnie jest niekiedy niemożliwe z wielu przyczyn. Drugą z nich są portale społecznościowe (w domyśle różne aplikacje randkowe). Do korzystania z nich jest mi konieczna pomoc osoby trzeciej, co często nie jest możliwe. Zaś trzecim sposobem na odszukanie partnerki - zostaje mi rozglądanie się po galeriach handlowych i wypatrywanie oraz zagadywanie do rozmaitych "panienek".

Więc na znalezienie przyjaznej duszy mam na starcie ograniczone szanse. Po co mi to wszystko pomyślicie sobie, przecież ja mam wszystkie potrzeby zaspokojone itd, itp., ale pielęgnacja to jedno, a ja mam potrzeby jak każdy mężczyzna, m.in. życie uczuciowe. Na przykład, przytulasek, pocałunek, czy tez rozmowa jest w stanie zaspokoić moje pragnienia. 

Myślę, że osób takich jak ja jest bardzo dużo. Niestety ja mogę się zdać tylko na towarzystwo osoby sprawnej, ponieważ wymagam chociażby podania mi picia albo jedzenia, poprowadzenia wózka do celu z punktu A do puntku B. Co zaoferuję w zamian? A no postawię kawę/ herbatę/ ciastko i świetną rozmowę. Jestem wychowany tak że mężczyzna płaci, a kobiecie daję wybór menu. Moja empatia jest na tyle daleko rozwinięta, że troszczę się o przyjaciół. Jest mi lepiej poprosić o numer telefonu do poznanej osoby, gdyż prościej jest mi zadzwonić niż napisać. Dziewczyny - kobiety bądźcie bardziej otwarte, odważne i nie bójcie się rozmawiać o uczuciach, co się również dotyczy drugiej strony. Myślę, że każdy ma prawo kochać i być kochanym i każdemu trzeba dać szansę i okazję. 

Rozumiem, że to jest duże poświęcenie dla drugiej osoby np. czasu, odrobinę zdrowia. Ale mimo wszystko warto spróbować. Dajmy sobie nawzajem możliwość. 



sobota, 20 sierpnia 2022

Aladyn Na Dzikim Zachodzie część 20-Marcin Piórkowski

  Aladyn popchnął Billa i chłopczyk upadł tuż obok pędzącego wehikułu. Zaś ten nie oszczędził Araba przejeżdżając po nim.

 





-

Rozdział 20.



-Żyjesz? - spytała zrozpaczona kobieta leżącego bezwładnie męża.

Ten nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

Natychmiast podbiegli Winnetou z Old Shatterhandem do przyjaciela. Indianin jako pierwszy przyłożył swoje ucho do ust Aladyna, ale ku swojej boleści i zmartwieniu nic nie usłyszał. Wymienili się spojrzeniami i biały Westman począł uciskać klatkę piersiową poszkodowanego. W następnej chwili do Twych uszu dobiegł odgłos westchnięcia.

-Uff, uff, uff-zdziwił się Winnetou.

-Nie chcę nic obiecywać, ale chyba z Aladynem pójdziemy jeszcze na niejedno polowanie- odezwał się Shatterhand.

-Och, nawet nie wiecie, jak wielka moja radość. Już myślałam, że go na zawsze stracę – odezwała się Sandra.

- Jak dobrze że jesteście z nami i że los Was nam zesłał. Naprawdę, nie wiem, jak Wam dziękować –dodała Karolina.

-A niech mnie piorun trzaśnie. Mało nie zabiłem swojego zięcia – wtrącił przerażony Metys.

-No to jak Ty jeździsz?- krzyczała żona Forda.

-Zakręciło mnie w nosie i straciłem panowanie nad sobą i nad pojazdem – zaczął gorączkowo się tłumaczyć.

-Jest mi bardzo przykro, że przyczyniłem się do tego zdarzenia. I mam nadzieję, z resztą chyba nie ja jeden, że wkrótce ów młodzieniec będzie normalnie funkcjonował – oświadczył Adam Opel.

Nagle leżący zakasłał.

-Gdzie ja jestem?- przebiegła mu myśl przez głowę - i co się ze mną stało?

Ranny zaczął się zastanawiać, ale nie mógł odtworzyć wersji wydarzeń.

Po pewnym czasie zaczął przypominać krzyczącą Sandrę, pędzący pojazd i przebiegającego przed nim Billa.

Wtem te sceny zaczęły mu się układać w całość.

-Gdzie ja jestem?- wychrypiał poszkodowany. Wiecie kim jestem? Nazywam się Aladyn Clinton.

- Kochany Ty mój. Ty żyjesz! - usłyszał głos kobiety swojego życia.

-Wydaję mi się przyjacielu, że musisz odpocząć? - zasugerował Old Shatterhand.

Od tego momentu upłynęło kilka dni, rekonwalescent po woli wracał do zdrowia, a przyjaciołom nie dawało spokoju to co niedawno usłyszeli z ust Aladyna. Postanowili rozwikłać tą zagadkę.

-Aladynie, masz ochotę na łyka wody rozmownej?- spytali go podczas jednych z odwiedzin.

-Naturalnie, ma się rozumieć-odpowiedział chory.

W czasie gościny padały rozmaite pytania:

-Gdzie się urodziłeś? Kim byli Twoi rodzice? Od jak dawna przebywasz w Ameryce? I co Ciebie skłoniło by przybyć na Dziki Zachód?

-No to z jakiego domu pochodzisz?- spytał Metys zięcia.

-Na świat przyszedłem na pograniczu Afryki z Azją. Moi rodzice byli Arabami z-za Eufratu. Nie znam swojego ojca, ale słyszałem o nim, że był marynarzem, a matkę straciłem gdy miałem 5 lat. Byłem wychowywany w domu Maurytanina i jego żony. W Ameryce jestem od 4 lat. Wcześniej czytałem literaturę o ludziach z Dzikiego Zachodu, zachwycałem się ich życiem i pewnego dnia postanowiłem, że pójdę popatrzeć na statki. Wszedłem do jednego z nich, który był czteromasztowcem. Ukryłem się pod pokładem, nakryłem się workiem z ryżem i z bijącym sercem oczekiwałem na odbicie jednostki od brzegu. W ten sposób tu trafiłem.

A co do mojego nazwiska, to nie było dla mnie istotne, żeby Wam nim się przedstawiać, gdyż nie znam mojego ojca, a jedyne co otrzymałem po nim w spadku to nazwisko. Wiem tylko, że pochodzę z bardzo biednego, ale zacnego rodu Clintonów.

-Wydaję mi się, że już najwyższa pora na koniec odwiedzin. Sądzę, że mój mąż potrzebuje dużo odpoczynku -stanęła Sandra między Aladynem a gośćmi.

Pachnący Kwiat zrobiła napar z wcześniej ususzonych ziół i podawała go rekonwalescentowi.

Ten z dnia na dzień nabierał sił i ostatecznie po dwóch tygodniach po raz pierwszy wyszedł na dwór. Uderzyło go poranne świeże wilgotne powietrze. Pomarańczowa kula słońca znajdowała się już coraz niżej. Było to niechybnie znakiem zbliżającej się zimy. Aladynowi stanęły przed oczyma obrazy układające się w zlepek różnych przygód.

-Dziś jest ten dzień, który może być ostatnim dniem z taką piękną pogodą. I po tych refleksjach ruszył w te pędy do Pana Henryka.

-Jedziemy na piknik? -zaproponował.

-A masz ochotę po tym wszystkim, co się z tobą stało?

-No pewnie. Pozwolę sobie wziąć Billa i Sandrę.

-Naturalnie, ja wezmę moją Karolinę - padła odpowiedź z ust Metysa.

W następnej chwili Sandra przygotowywała wiktuały, wśród nich nie zabrakło placka z dziką jagodą wykonania Indianki, butelki wina od Estebana, oprócz tego Karolina naprędce ugotowała na twardo jajka przepiórcze. Pan Henryk naszykował pledy, zaś do zadania Adama Opla należało sprawdzić stan pojazdu. Westmani rozmyślali nad atrakcjami podczas nieobecności gospodarzy. Winnetou zaproponował wyścig lądowy dookoła Colorado Springs, a Old Surehand skrzywił się z dezaprobatą.

-Przyjacielu, masz inny pomysł?- spytał Indianin.

-Chciałem postawić tipi dla mnie i dla Pachnącego Kwiata -odparł Surehand.

-A z czego chcesz zrobić?- wszedł w dyskusję Aladyn.

-Szkielet będzie drewniany, a poszycie z jakiejś skóry.

-Chcesz, to Ci pomogę, jak wrócę - zaproponował pomoc młodzieniec.

-Byłoby mi miło –odparł Westman.

Wkrótce, wszyscy zajęli miejsca w wehikule, nie wyłączając inżyniera Opla. Kilka minut później po pojeździe nie było śladu. Surehand zabrał ze sobą toporek oraz swoją broń myśliwską i bez zwłoki ruszył wprost do pobliskiego lasuGdy wszedł do zagajnika, jego uwagę zwróciły ślady końskich kopyt ciągnących się w głąb puszczy. Ruszył tym tropem. Nagle do jego uszu dobiegł odgłos charakterystycznego stukania dzięcioła, rozejrzał się dookoła, ale nie mógł zlokalizować źródła dźwięku. Po chwili owy dźwięk się powtórzył. Westman natychmiast nabrał podejrzeń, ale było już za poźno, bo w tym momencie czyjaś pięść uderzyła go w potylice i ten nie spodziewając się ataku, upadł. Cios napastnika nie był na tyle mocny, aby biały człowiek miał stracić przytomność. Odwrócił się na plecy i nad sobą ujrzał stojącego mężczyznę.

-Kim jesteś i co robisz w moim lesie? - zapytał nieznajomy.

-Przyszedłem po trochę patyków i po Twoją skórę, przydadzą mi się one, bo mam zamiar postawić tippi -oznajmił Surehand i po chwili dodał: ,,Nieźle mnie nastraszyłeś".

-Naśladowaniem odgłosów ptactwa zajmuję się od małego. A co do Twojego zachowania, wydawało mi się bardzo podejrzane i dlatego Ciebie lekko ogłuszyłem.

-Dobra, mogę Ci pomóc w poszukiwaniach - odezwał się człowiek z lasu.

-Na tipi powiadasz?

-Owszem.

I zapuścili się w głąb lasu.

-Te patyki z cedru czerwonego, idealnie będą się nadawać na konstrukcje – powiedział tubylec i jednocześnie wskazał na nie ręką. Zaś na poszycie będą odpowiednie gałązki sosnowe, mamy ich sporo. Całość przykryje niezawodna skóra z młodej łani, ze znalezieniem jej nie powinniśmy mieć dużej fatygi.

-No to galanty- ucieszył się Surehand.

-Teraz do naszego zadania należy znaleźć trop jelenich kopyt-kontynuował mieszkaniec lasu.

Westman przypomniał sobie, jak zagłębiając się w las natrafił na ich ślady, zaś na drzewach jakieś pięć stóp nad nimi gdzieniegdzie widniały fragmenty kasztanowej barwy sierści, co miało zdradzić obecność siuty. Postanowił tam wrócić. Wziąłwszy patyki rozszedł się z mężczyzną. Ruszył w te pędy z powrotem, przeładowując broń biegł wzdłuż ścieżki, nagle drogę zastawił mu niewielkich rozmiarów niedźwiedź. Ten zaryczał, stanął na tylne łapy i zaczął nacierać na Westmana. Biały człowiek podniósł broń, złożył się do strzału i wypalił. Wkrótce ciemność pokryła bladą twarz, był mocno ranny.

Obudził go dotyk czyjejś dłoni.

- Kim jesteś? Wiesz, że jesteś ranny? - usłyszał kobiecy głos.

-Mogłem się tego domyślić. Na Dzikim Zachodzie dla przyjaciół jestem Surehand - odezwał się Westman.

-A ja nazywam się Nszo-czi. Jak się czujesz?

Podniósł wzrok i ujrzał niespotykanej urody młodą Indiankę o gładkich rysach twarzy.

-Jesteś ranny, trzeba Cię opatrzyć. Możesz się wykrwawić-oznajmiła młoda kobieta.

Na te słowamężczyzna machnął lekceważąco ręką i dodał: ,,To głupstwo, do następnego polowania się za goi”.

-Tymczasem to Ty jesteś ofiarą polowania i to Ty wymagasz zaopatrzenia ran - odparła dziewczyna.

-Skoro tak, to oddaję się w Twoje ręce. Indianka zaczęła opatrywać rany.

-Strzelałeś do niedźwiedzia, ale on był od Ciebie sprytniejszy. Zanim Ty wypaliłeś, on zdążył na Ciebie się rzucić.

-A skąd Ty o tym wiesz?

-Bo obserwowałam Ciebie z ukrycia.

-Bardzo Tobie dziękuję za uratowanie mojego życia –rzekł ocalony.

-Widzisz, tutaj on leży Twój niedoszły morderca - wspólnie zaczęli się przyglądać zastrzelonemu zwierzęciu.

-Rana postrzałowa nosiła ślad z innej broni jaką używał mężczyzna. Tak więc upewnili się, że faktycznie kobieta oddała decydujący strzał.

-Zatem do Ciebie należy mięso oraz skóra tego niedźwiedzia -zadecydował Surehand.

Indianka podziękowała bardzo za ten gest, gdyż od kilku dni nie miała nic w ustach, prócz garstki borówek.

Po czym pożegnali się i Biały Westman szedł już w stronę, gdzie mieściła się polana z sarenkami. Tutaj upatrzył sobie opuszczoną przez resztę stada jedną z nich.

- Jest na pewno chora - pomyślał i nie zastanawiając się zbyt długo nabił broń i wycelował między oczy zwierzęcia. Huk wystrzału rozległ się po puszczy. Czarna ziemia pokryła się purpurową farbą. W następnej chwili związał młodą siutę i wziął na ręce. Posiadając patyki i łanię usatysfakcjonowany ruszył w kierunku powrotnym. Wracając do Aladyna i jego familii dojechali bez przeszkód do parku Yellowstone, mającego miejsce w Stanie Colorado. Natychmiast po dotarciu wszyscy opuścili pojazd, wyjęli z niego pledy, koszyki z jedzeniem oraz butelkę z winem od Estebana. Zaczęli spożywać wiktuały, zaś Henryk Ford z Adamem Oplem wymyślali nazwę pojazdu.

-Nazwiemy go Ford - zaproponował Opel.

-A mi się wydaję, że nazwiemy go inaczej. My, ludzie z Zachodu nabieramy umysłowej siły po łyku wody rozmownej - mruknął Metys.

-Aha, a więc to tak - odparł inżynier.

-No to skoro tak, to wypijmy za pomyślność.

W następnej chwili butelka krążyła z rąk do rąk, wszyscy mężczyźni skosztowawszy po łyku mieli inne pomysły. Oplowi przyszedł pomysł na nazwę pojazdu Billford.

-Ja bym go nazwał Opford. Moim skromnym zdaniem nazwa powinna wywodzić się od konstruktorów - zasugerował Aladyn.

-To teraz rozbijmy butelkę o dach naszego Opforda –jednogłośnie zdecydowali mężczyźni.

Tak też uczynili. Zięć z teściem zaczęli się zastanawiać, co teraz będą robić.

-Chodźmy na ryby - zaproponował młodzieniec.

-Wyśmienity pomysł - odpowiedzieli Panowie.

Jak powiedzieli, tak też zrobili. Chwilę później mieli już wędki w wodzie. Oczywiście nie obyło się przed tym bez porad Pana Henryka. Pierwszą rybę złowił Aladyn, był niewielkich rozmiarów bass, zaś Metysowi, z powodzeniem, jako przystało na prawdziwego eksperta, trafiła się pokaźna jaszczuka -krokodyla. Adam Opel cieszył się z suma błękitnego. Jeszcze tego dnia złowione ryby dymiły przy ognisku. Wszyscy zajadali się świeżo złowionymi rybami. Mały Bill korzystając z ogólnego zamieszania zniknął w gąszczu lasu. Zaciekawiony odgłosami kruka, zaczął podążać w jego kierunku. Na swoje nieszczęście trafił na trzech opryszków. Jeden z nich pochwycił malca, zaś drugi naszykował worek, do którego upchali Billa.

-No to teraz mamy możliwość zarobku - ucieszyli się.

-Ile za niego chcemy?- spytał się jeden z nich.

-Wiesz co, Frank - myślę, że 150 papierów powinni nam dać.

-Dobrze. Teraz wyślemy James'a i poinformujemy tych beztroskich, bawiących się przy ognisku o tym, że zgubili dziecko i jak chcą go odzyskać to muszą dać nam 150 papierów.

-Dobry pomysł! - przytaknęli mężczyźni.

Wkrótce nad ogniskiem pojawił się cień.

-Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. Nazywam się James. Jak się Państwo czujecie?

-Hm, dobry wieczór! - jako pierwszy przywitał się inżynier.

-O, widzę, że u Was bardzo duże poruszenie - powiedział przybyły i nagle spostrzegł zapłakaną, młodą, jasnolicą, pięknej urody kobietę.

-Tak właśnie, zgubił się nasz Bill - odezwał się zaniepokojony ojciec dziecka.

-A kto to jest Bill?- udał zainteresowanie przybysz.

-To jest mały chłopczyk, nasz jedyny synek- sprostowała Sandra.

-Wiecie co, mogę Wam pomóc w poszukiwaniach, ponieważ jestem mieszkańcem tych terenów i znam każdy krzak, jak własną kieszeń - kontynuował James.

-To na pewno z Pana znajomości terenu skorzystamy - odpowiedział Aladyn.

-Pan Henryk uszczypnął zięcia, miało to za zadanie zasygnalizować, że ten człowiek nie wzbudza u niego zaufania. Po czym odeszli na stronę.

-Wiesz co Aladynie, ta sprawa z naszym chłopczykiem nie daje mi spokoju. Myślę, że ktoś zakradł się podczas naszego toastu, wykorzystał naszą nieuwagę i porwał dzieciaka.

Po krótkiej naradzie wrócili do ogniska. Jak gdyby nic zaczęli wypytywać o szczegóły nowo poznanego mężczyznę.

-Więc tak moi mili, dajecie mi 50 dolarów i skoro świt obiecuję swoją pomoc. Bo teraz sami Państwo widzicie, jest ciemna noc.

-A kiedy mamy się z Panem rozliczyć? - spytał zainteresowany Ford.

-Od razu inkasuję 50.

W ty momencie Aladyn zagwizdał przeciągle i powiedział: ,,Wie Pan co, Bill odnajdzie się bez Pańskiej pomocy. Jesteś Pan wielkim oszustem i naiwnym człowiekiem, bo wierzycie, że ktoś da się nabrać".

-Skąd że znowu, nie jestem żadnym oszustem, tylko chciałem udzielić wsparcia.

-No to może nam Pan pomóc bez pieniędzy!

-A ile jest dla Was wart malec? -uderzył w wysoki ton James.

-Dla nas jest bezcenny - odpowiedzieli rodzice Billa.

-No to jak będzie? Dajecie 100 dolców? - podbił stawkę mężczyzna.

-Ale Pan jest upartym człowiekiem! - odezwał się Pan Henryk.

-A Pan, panie starszy, co się Pan odzywa?

-Panie James niestety pora na przyjmowanie gości dawno się skończyła -odezwał się Aladyn.

Tamten bez słowa opuścił obozowisko i udał się do swoich kamratów. Zapadł zmrok. Było słychać pochlipywanie Sandry.

-Nie martw się, nasz syn się odnajdzie skoro świt –próbował pocieszyć nieszczęśliwą żonę mąż. Skoro chcą za niego pieniędzy to muszą wiedzieć gdzie on jest – wydedukował.

Adam Opel postanowił, że ruszy od razu w kierunku w którym odszedł niespodziewany gość. Miesiąc swym blaskiem oświetlał mu drogę. Szedł po cichu wcześniej obwinąwszy buty gałganem, miało to na celu wytłumić odgłos kroków i zacieranie śladów jego obuwia. Idąc co i raz oglądał się za siebie i nad. Gdy doszedł do rozwidlenia próbował odnaleźć ślady butów Jamesa, skręcił w lewo, przeszedł kilkanaście kroków, przykucnął, rozpoczął poszukiwanie śladów, lecz żadnego z nich nie znalazł. Cofnął się do głównej drogi i tam skręcił w prawo. Kroczył pewnie, wtem z całej siły uderzyło coś go w głowę. Mężczyzna niespodziewany takiego obrotu sprawy natychmiast upadł, okazało się, że trafił na pustą butelkę, zawieszoną na drzewie. Zamroczony wstał i ruszył dalej. Przeszedłszy kilkadziesiąt jardów nagle wpadł w dół.

-Chciałem wesprzeć, a tymczasem zawiodłem –pomyślał.

Próbował się wygrzebać, ale bez rezultatu. Zdradził go odgłos pękającej gałązki, celowo umieszczonej w dole przez ekipę Jamesa.

Nagle usłyszał jakiś szmer.

-Mamy go, mamy go – do jego uszu dobiegły męskie głosy, w tym jeden głos był już mu znany.

-To teraz nam się nie wywinie.

Opel położył się tak aby pozostać nie zauważonym. Czyjeś ręce pochwyciły go i wyciągnęły na wierzch.

-Czego węszysz?

-Mów –odezwał się inny głos. Tak to się właśnie kończy, jak ktoś nie chce uzyskać naszej pomocy.

-Ja szukam Billa na własną rękę, ponieważ uważam tak samo jak Aladyn, że należycie do jakiejś szajki. I teraz Wasza kolej –,,Powiedzcie mi gdzie jest chłopczyk?”.

-Jaki znowu chłopczyk? –udali zdziwienie mężczyźni.

-Teraz udajecie, że nie wiecie o co chodzi, a wieczorem przyszedł do nas ten jegomość – i tu wskazał palcem na Jamesa – że może nam pomóc.

Tamci spojrzeli na siebie i doskoczyli do Adama Opla. Ten spróbował zrobić unik, ale niestety ich było troje, a on sam. Pięści poszły w ruch. Inżynier ostatecznie został przywiązany do pnia jednego z drzew, a rozbójnicy się rozeszli.

niedziela, 14 sierpnia 2022

Coś na ząb


 Krucha babeczka z owocami i bitą śmietaną.

Mniam mniam.

W wersji domowej to ok. 150 kcal.

Pochodzenie tego specjału nieznane.


Moja ocena smaku:                                       Trudność wykonania:

⭐⭐⭐⭐⭐                                            ⭐⭐⭐


Legenda 

⭐ ocena1

⭐⭐ ocena 2

⭐⭐⭐  ocena 3

⭐⭐⭐⭐ ocena 4

⭐⭐⭐⭐⭐ ocena 5










sobota, 6 sierpnia 2022

Kulinaria - Domowa przekąska

Gofr z bitą śmietaną i borówkami.


1 taki gofr to ok 274 kcal

Kraj pochodzenia to Niderlandy.


Moja ocena smaku                                        Trudność przygotowania
 ⭐⭐⭐⭐!                                              ⭐⭐⭐


 

Legenda 

⭐ ocena1

⭐⭐ ocena 2

⭐⭐⭐  ocena 3

⭐⭐⭐⭐ ocena 4

⭐⭐⭐⭐⭐ ocena 5