środa, 30 czerwca 2021
sobota, 12 czerwca 2021
Aladyn Na Dzikim Zachodzie część 19 - Marcin Piórkowski
-Ale teraz Ty prowadzisz Henryku.
-Nie, skądże znowu, jutro.
Na obliczu Metysa pojawił się grubokroplisty pot.
Rozdział 19.
Nazajutrz skoro świt cała ekipa wstała.
-No to teraz możemy jeździć po całej Ameryce -pan Henryk rzekł radosnym głosem do swojego gościa .
-Chwileczkę, żeby jeździć po drogach publicznych będą Ci potrzebne dokumenty – Adam ostudził zapał Henryka.
-A jak mam niby to zdobyć?
-Pojedziemy do Denver, tam jest mój znajomy, który szkoli automobilistów i wydaje odpowiednie papiery- wyjaśnił Opel.
-No to jedziemy – ucieszył się Ford. Tylko żeby tam dojechać i wrócić potrzebujemy całego kotła węgla. No to zaraz o to zadbam.
Wkrótce kocioł był już zapełniony.
-No to ruszamy Henryku. W następnej chwili ruszyli spod domu. Tym razem prowadził Ford.
-Widzę, że już się oswoiłeś- pochwalił Opel.
-Tutaj się zatrzymamy-polecił inżynier. Pozwól, że teraz ja poprowadzę.
Po tym, jak zamienili się miejscami, ruszyli w dalszą drogę.
Coś źle uczyniłem?-spytał Metys.
-Nie, wręcz przeciwnie. Tylko widzisz, tam w oddali stoi dwóch szeryfów, a Ty nie masz jeszcze papierów upoważniających do prowadzenia pojazdu i podczas gdyby oni nas zatrzymali byśmy musieli się gęsto tłumaczyć, na dodatek kosztowałoby nas to 30 dolarów -tłumaczył Opel.
Nagle jeden z funkcjonariuszy machnął ręką w kierunku drewnianego pojazdu, po czym ten się zatrzymał.
-Co się dzieje? - spytał Adam.
-Kontrola drogowa- odpowiedzieli tamci i obeszli dookoła wehikuł.
-Dobrze, dobrze. Jedźcie dalej-machnęli ręką, na znak że jest wszystko w porządku.
Rozmowa ta odbyła się w języku Williama Shakespeare.
Jeźdźcy zadowoleni, że tak łatwo im poszło, pomknęli dalej.
-Dojeżdżamy-ucieszył się Niemiec. Jeszcze dwie mile i będziemy na miejscu. Po dojechaniu do celu, opuścili wnętrze automobilu. Opel udał się w kierunku jednego z domów. Po krótkiej chwili wyszedł z nieznajomym mężczyzną, podeszli do Forda, wymienili się nazwiskami. Nazywam się Citroen Jacques. Jestem instruktorem jazdy automobilem.
Citroen polecił Henrykowi zająć miejsce za kierownicą, zaś sam usiadł obok.
-A ja?-spytał się Adam.
-A Ty, albo popilnujesz mojego dobytku albo wsiadaj z tyłu.
-No to wsiadam.
Zamykając tylne drzwi, uchwyt został mu w ręku.
-Zobacz Henryku! Tamten obejrzał się do tyłu.
-Połóż gdzieś na razie, zajmiemy się tym po powrocie.
Jacques Citroen polecił Panu Henrykowi, aby ten objechał dwa stojące nieopodal siebie domki. Metys odkręcił kurek, wykonał manewr, po czym usłyszał aplauz.
-Proszę na mnie poczekać-wydał imperatyw Francuz.
Ten wrócił po upływie kilku minut z dokumentem uprawniającym do poruszania się po drogach publicznych należących terytorialnie do obu Ameryk, jak i reszty zamieszkałych kontynentu.
-Niech się Pan podpisze panie Ford. No i po sprawie.
Opel wyszedł z samochodu, złożył mu gratulacje.
-Moja misja w Ameryce powoli dobiega końca - kontynuował Adam.
-Ależ skądże znowu - zaperzył się Metys.
-No to, jeszcze nie wszystko moi Panowie - odezwał się Citroen i pomknął w kierunku swojego domu.
Chwilę później w ręku niósł dwie drewniane tabliczki z numerem 16. Oznaczało to, że był to już szesnasty tego rodzaju pojazd w Ameryce.
-A jak mam się cofnąć? - pomyślał na głos Henryk.
-Hm, chyba będziemy musieli go troszkę popchnąć, a w domu opracujemy patent na jazdę do tyłu -odezwał się inżynier. Spodziewali się ciężkiej roboty, a wystarczyło kilka pchnięć aby Pan Henryk mógł już wykręcić. Wsiadając do pojazdu już mieli z powrotem zainstalowaną klamkę wyrwaną wcześniej przez Opla. Podziękowali Jacques'owi, trzasnęli drzwiami znacznie delikatniej niż przedtem zrobił to Opel.
-No to prowadź mister stangret - rzekł Adam.
Ford zakręcił kierownicą w lewo, odkręcił kurek i następnie jechał prosto.
-Wiesz co Drogi Adamie, z tego wszystkiego poczułem się głodny.
-No to zatrzymajmy się przy jakimś saloonie.
Ujechawszy trzy mile poczułeś aromat rzekłbyś pieczonego mięsa, który zaprowadził ich do karczmy u Starego Bila. Wysiedli, pan Henryk starym amerykańskim sposobem kopnął w drzwi otwierając je na oścież. Za nimi stał Indianin robiąc na cały saloon krzyk. Ford podał rękę poszkodowanemu czerwonoskóremu, zaś ten jego rękę pochwycił i skręcił mu ją dość boleśnie.
-Kto odważy się podnieść rękę lub uderzyć Ognistego Węża tego czeka wielka zniewaga. Howgh! Powiedziawszy to, odszedł.
-To co zamawiamy Henryku-spytał Opel.
-Mnie przed chwilą odeszła ochota na jedzenie. Przez tę czerwoną małpę -powiedział Metys pod wpływem impulsu.
Wkrótce zajadali się pieczenią z borsuka, popijali zimne piwko. Po czym udali się do wehikułu.
-Tak sobie myślę gospodarzu, że nie potrzebnie go tak nazwałeś.
Mr Ford opowiedział mu historię która zapoczątkowała jego zniechęcenie do Indian.
-No to teraz rozumiem, ale minęło tyle lat od tego wydarzenia i myślę sobie, że pora zakopać ten tak zwany topór wojenny – powiedział Adam.
-Może i masz rację.
-No to co teraz robimy?- spytał inżynier.
-Chciałbym uzupełnić stan węgla, bo może nam nie starczyć-odpowiedział Ford.
-No to wsiadajmy, po drodze zatrzymamy się i wrzucimy kilka worków węgla.
W drodze powrotnej do Colorado podziwiali uroki jesieni. Zatrzymali się przy nasypie kolejowym, gdzie znaleźli kilka worków z węglem najwyraźniej , które najpewniej wypadły z wagonu przejeżdżającego pociągu.
-I oto mamy Henryku-ucieszył się Opel. Po chwili worki leżały z tyłu, zaś wehikuł mknął już przez ostatnią wioskę dzielącą ją od Colorado Springs.
-No i jesteśmy na miejscu cali i zdrowi – mruknął ziewając Metys.
Wszyscy stali w wielkim oczekiwaniu, gdyż ujrzeli w oddali migoczący drewniany pojazd, wyszli zatem na drogę.
-Wreszcie jesteście, martwiliśmy się bardzo o Was, oczywiście to o Was było bardziej skierowane do Pana Henryka-radowali się Sandra z Aladynem oraz z małym Billem.
-Chcecie się przejechać kawałek do domu?-spytał szczęśliwy Ford.
-Jak nie? Jak tak-odpowiedzieli tamci z euforią w głosie.
Po chwili automobil ruszył z miejsca bardzo dynamicznie w kierunku domostw. Zatrzymał się przy hacjendzie Aladyna. Gdy młodzi opuścili tylne siedzenie, Pan Henryk tak kichnął aż pojazdem zarzuciło i auto zaczęło się staczać. Rozpędzone jechało wprost na małego Billa.
-Nie-krzyknęła Sandra.
Aladyn popchnął Billa i chłopczyk upadł tuż obok pędzącego wehikułu. Zaś ten nie oszczędził Araba przejeżdżając po nim.