Po
powrocie do domu, rozpoczęli degustację, Teguilla bardzo im
smakowała.
-Słuchajcie,
nagle wstał na lekko chwiejących się nogach Arab. Mam propozycję,
wybudujemy Kościół w naszym miasteczku. I co Wy o tym myślicie?
-Świetny
pomysł mistrzu. Ale taka sprawa wymaga szczególnego przemyślenia
na trzeźwo- odpowiedział gospodarz domu.
Rozdział XII
Nazajutrz rano nasi wspaniali Westmani pojechali do Denwer, aby
nabyć materiały na budowę świątyni. Po kupnie cegieł, drewna
mahoniowego, okien oraz gwoździ -na materiały budowlane wydali 300 dolarów-
związali wszystko liną i ciągnęli do torów kolejowych. Gdy
nadjechał ,,ognisty koń” wciągnęli te materiały do wagonu. Po
powrocie do Colorado, zaczęli od razu budować Kościół. Miejsce
przeznaczone na świątynię znajdowało się przy ścianie lasu.
Budowało go siedmiu ludzi, bez przerwy, od świtu do zmierzchu.
Pan Henryk zdecydował, żeby zrobić podział obowiązków przy
budowie świątyni. Aladyn z z teściem oraz Old Wabblem byli
odpowiedzialni za elewacje, zaś do pozostałych miało należeć
wykończenie wnętrza.
Przy stawianiu ściany Old Firehandowi upadła deska na ramię, na
szczęście nic mu się nie stało. Tymczasem Old Wabble z Aladynem
tak szybko murowali rywalizując między sobą, że zapomnieli
zostawić otworu okiennego. Stary kowboj udał się cichaczem do domu
p. Henryka, zabrał stamtąd oskard, machając nim i rzucając w
powietrze do momentu aż ten spadł mu na stopę. Kulejąc doniósł
narzędzie na swój sektor budowy.
-Co Ci się stało?- zainteresował się Aladyn.
-Ciiiiiiiicho, oskard spadł na nogę, ale o tym sza. Aladyn kiwał
głową porozumiewawczo. Stary wbił oskard, zrobił otwór w miejscu,
gdzie miało być okno, tym razem z powodzeniem.
Zaś p. Henryk jako stary doświadczony mężczyzna, bo nie jeden dom
w życiu stawiał, robił to mechanicznie, zatem szło mu jak z
płatka. I w rezultacie, wybudował sam połowę budynku, w tym samym
czasie co Old Wabble z Aladynem. Shaterhand z Winetou robili
podłogę z drewna mahoniowego i okazało się, że zabrakło im desek.
-Co teraz zrobimy ? – zapytał się z troską zmartwiony Old Firehand.
Wtem Winetou klepnął go po ramieniu:,, Nie martw się stary, od
czego mamy siekiery?”.
I poszli wiec w głąb lasu, wycięli kilka drzew, ścinając je na
miejscu w kształt desek. Wróciwszy na stanowisko pracy, zawołali
Shaterhanda, by zobaczył i ocenił czy takie drewno będzie się
nadawać. Ten skinął głową: ,,Myślę że, tak” –odparł
uśmiechając się szeroko. I tak oto wkrótce w puste miejscu przy
ścianie zagajnika powstała budowla.
Tym czasem musimy się troszkę cofnąć w czasie.
Pewnego razu przyszedł do p.Henryka w odwiedziny sąsiad, który był
znanym w Colorado buhalterem.
-Słuchaj Henryku, jest taka sprawa – rzekł Kramer.
-Co Cię do mnie sprowadza przyjacielu?
-Ale musimy zostać sami, Ty i ja Henryku!
Westmani czując się odrzuceni poszli do domu Aladyna.
-Słuchaj Henryku, masz coś na rozwiązanie języka?
-Mam ,,wodę rozmowną”. Za chwilę tu wrócę!- rzekł do gościa.
Po chwili wrócił z butelką i dwiema szklanicami.
-Sprawa jest taka. Potrzebuję wybudować budynek
kulturalny z przeznaczeniem na ogólną potrzebę obyczajową w
Colorado. Jako kandydat dałem sobie za punkt honoru, że jak wygram
wybory to postawie świetny budynek.
-W porządku Kramer, dobrze się składa, bo mam świetną i
sprawdzoną ekipę z którą podjęliśmy pomysł jakiś czas temu,
że wybudujemy dom dla Manitou.
- Ot to, to. Daję Wam 5000 dolców, ale pod jednym warunkiem, że
uporacie się do wyborów.
- A ile mamy na to czasu? - pyta gospodarz.
-Macie jakieś 3 miesiące.
-Zatem, podejmuję się tego zadania- odparł z wyczuwalną
niepewnością w głosie hacjender.
-No to mamy sprawę załatwioną.
Oczywiście Westmani zdążyli przed upływem terminu. Kościół
oddali w ręce pastora Alana, który obiecał, ze będzie pomagał im
w przyszłości urządzać rozmaite uroczystości. Następnie
odebrali pieniądze od buchaltera. Na tym zarobili 4, 700 dolarów.