Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

sobota, 25 kwietnia 2020

Alanyn na dzikim zachodzie część 12 - Marcin Piórkowski

Po powrocie do domu, rozpoczęli degustację, Teguilla bardzo im smakowała.

-Słuchajcie, nagle wstał na lekko chwiejących się nogach Arab. Mam propozycję, wybudujemy Kościół w naszym miasteczku. I co Wy o tym myślicie?

-Świetny pomysł mistrzu. Ale taka sprawa wymaga szczególnego przemyślenia na trzeźwo- odpowiedział gospodarz domu.



Rozdział XII




Nazajutrz rano nasi wspaniali Westmani pojechali do Denwer, aby nabyć materiały na budowę świątyni. Po kupnie cegieł, drewna mahoniowego, okien oraz gwoździ -na materiały budowlane wydali 300 dolarów- związali wszystko liną i ciągnęli do torów kolejowych. Gdy nadjechał ,,ognisty koń” wciągnęli te materiały do wagonu. Po powrocie do Colorado, zaczęli od razu budować Kościół. Miejsce przeznaczone na świątynię znajdowało się przy ścianie lasu. Budowało go siedmiu ludzi, bez przerwy, od świtu do zmierzchu.

Pan Henryk zdecydował, żeby zrobić podział obowiązków przy budowie świątyni. Aladyn z z teściem oraz Old Wabblem byli odpowiedzialni za elewacje, zaś do pozostałych miało należeć wykończenie wnętrza.

Przy stawianiu ściany Old Firehandowi upadła deska na ramię, na szczęście nic mu się nie stało. Tymczasem Old Wabble z Aladynem tak szybko murowali rywalizując między sobą, że zapomnieli zostawić otworu okiennego. Stary kowboj udał się cichaczem do domu p. Henryka, zabrał stamtąd oskard, machając nim i rzucając w powietrze do momentu aż ten spadł mu na stopę. Kulejąc doniósł narzędzie na swój sektor budowy.

-Co Ci się stało?- zainteresował się Aladyn.

-Ciiiiiiiicho, oskard spadł na nogę, ale o tym sza. Aladyn kiwał głową porozumiewawczo. Stary wbił oskard, zrobił otwór w miejscu, gdzie miało być okno, tym razem z powodzeniem.

Zaś p. Henryk jako stary doświadczony mężczyzna, bo nie jeden dom w życiu stawiał, robił to mechanicznie, zatem szło mu jak z płatka. I w rezultacie, wybudował sam połowę budynku, w tym samym czasie co Old Wabble z Aladynem. Shaterhand z Winetou robili podłogę z drewna mahoniowego i okazało się, że zabrakło im desek.

-Co teraz zrobimy ? – zapytał się z troską zmartwiony Old Firehand.

Wtem Winetou klepnął go po ramieniu:,, Nie martw się stary, od czego mamy siekiery?”.

I poszli wiec w głąb lasu, wycięli kilka drzew, ścinając je na miejscu w kształt desek. Wróciwszy na stanowisko pracy, zawołali Shaterhanda, by zobaczył i ocenił czy takie drewno będzie się nadawać. Ten skinął głową: ,,Myślę że, tak” –odparł uśmiechając się szeroko. I tak oto wkrótce w puste miejscu przy ścianie zagajnika powstała budowla.

Tym czasem musimy się troszkę cofnąć w czasie.

Pewnego razu przyszedł do p.Henryka w odwiedziny sąsiad, który był znanym w Colorado buhalterem.

-Słuchaj Henryku, jest taka sprawa – rzekł Kramer.

-Co Cię do mnie sprowadza przyjacielu?

-Ale musimy zostać sami, Ty i ja Henryku!

Westmani czując się odrzuceni poszli do domu Aladyna.

-Słuchaj Henryku, masz coś na rozwiązanie języka?

-Mam ,,wodę rozmowną”. Za chwilę tu wrócę!- rzekł do gościa. Po chwili wrócił z butelką i dwiema szklanicami.

-Sprawa jest taka. Potrzebuję wybudować budynek kulturalny z przeznaczeniem na ogólną potrzebę obyczajową w Colorado. Jako kandydat dałem sobie za punkt honoru, że jak wygram wybory to postawie świetny budynek.

-W porządku Kramer, dobrze się składa, bo mam świetną i sprawdzoną ekipę z którą podjęliśmy pomysł jakiś czas temu, że wybudujemy dom dla Manitou.

- Ot to, to. Daję Wam 5000 dolców, ale pod jednym warunkiem, że uporacie się do wyborów.

- A ile mamy na to czasu? - pyta gospodarz.

-Macie jakieś 3 miesiące.

-Zatem, podejmuję się tego zadania- odparł z wyczuwalną niepewnością w głosie hacjender.

-No to mamy sprawę załatwioną.

Oczywiście Westmani zdążyli przed upływem terminu. Kościół oddali w ręce pastora Alana, który obiecał, ze będzie pomagał im w przyszłości urządzać rozmaite uroczystości. Następnie odebrali pieniądze od buchaltera. Na tym zarobili 4, 700 dolarów.
































czwartek, 9 kwietnia 2020

Życzenia Wielkanocne

Z okazji Wielkanocy życzę Tobie wesołego i mokrego jajka, że 
 
śniegu zająca i baranka, w domu ciepłej atmosfery, w telewizji 

Hanna-Barbery.

Życzy Marcin Piórkowski

niedziela, 5 kwietnia 2020

Alladyn na dzikim zachodzie - Marcin Piórkowski część 11

Zaczęli mnie wyzywać i na mnie włazić. Doprowadzony do ostateczności, zacząłem brać ich za szlufki od spodni, zakręciłem nimi kilkakrotnie, czyli zrobiłem z nich wiatrak, po czym puściłem, tak że poupadali jeden na drugiego.

Tak oto poznaliście moją historię. I od tej pory nadali mi przydomek Shatterhand, bo mieli dość wstydu oraz upokorzenia jaki im sprawiłem.







Rozdział XI



Po tej dygresji wracamy do naszej powieści. Od jakiegoś dłuższego czasu Aladyn zdawał się być czymś zafrasowany.

-O co chodzi Aladynie?- spytał go Surehand.

-Hm, widzisz przyjacielu, wydałem 100 dolarów na to zielsko, które owszem pomogło mojej kochanej Sandrze, aczkolwiek czuję się oszukany, ponieważ rośliny które dał mi lekarz rosną w ogrodzie mojego teścia. 
Były to dziesięciocentymetrowe kwiatki z zielonymi listkami. I od dzisiaj Aladyn pomyślał o założeniu własnego przemysłu farmaceutycznego. Po czym zapytał się pana Henryka, czy może to zrobić w zamian za część udziału w zyskach. Teść przystał na tą propozycję.

-No to zrywaj mój chłopcze-zaproponował współwłaściciel interesu.

Aladyn poprosił Karolinę, żeby podała mu nożyce.
 Ta po chwili podała je proszącemu. Nasz bohater zaczął ciąć, a potem przyniósł worek i upychał zioła tak, żeby zmieściło się ich jak najwięcej. Następnie zarzucił go sobie na plecy i udał się konno na targ.
 Dojechawszy na miejsce zobaczył krzątających się ludzi. Biegali w tę i z powrotem, błąkali się, niektórzy całowali ziemię, a jeszcze inni zachowywali się tak jak Sandra –trzymali się za brzuchy i nic nie mówili. Dookoła nich siedzieli ich ojcowie i matki, bracia, siostry i przyjaciele. Nie umieli im pomóc.

,,Słuchajcie!”-krzyknął Aladyn na cały głos. Mam dla Was wspaniałe lekarstwo – kontynuował. Mała szczypta sprawia wielki cud, warunkiem jest zakupienie ziół po 10 dolarów za pęczek. 
Ludzie tłumnie rzucili się do kupowania. Wszyscy zostali uzdrowieni, a farmaceuta-amator zbił fortunę w jeden dzień. Gdy wrócił do domu. Zamiast ziół miał wór wypełniony pieniędzmi.
 

,,No to uczcimy to ,,wodą rozmowną’’–zaproponował pan Henryk.

-Wspaniały pomysł –ucieszyli się Westmani.

Old Shatterhand z Aladynem pojechali po dobry gatunkowo alkohol do Canon City. Mieli do wydania na ten cel pieniądze zarobione ze sprzedaży ziół. A było tego około 1000 dolców. Gdy dojechali na miejsce zobaczyli ludzi z wielkimi butlami tego ,,orzeźwiającego” napoju.

-No to ile bierzemy? – zapytał Old Shatterhand.

-Tyle, żeby ugasić pragnienie –odpowiedział Aladyn.

-Mam coś dla Was-powiedział przysłuchujący się ich rozmowie handlarz i podniósł płachtę namiotu, pod którą były ukryte całe litry tego ,,nektaru” w drewnianych skrzynkach.

-No to ile mam Wam dać tej Teguilii. Jest to wódka meksykańska, o mocy ok. 40%, produkowana ze sfermentowanego soku agawy niebieskiej (Agave tequilana). Nazwa pochodzi od miasta Tequila, centrum produkcji trunku – wyjaśnił im sprzedawca.

-Bierzemy tyle, żeby posmakować –powiedział doświadczony Westman.

-Proponuję Wam więc dwie skrzynki, w każdej z nich jest po 10 butelek.

-Wie Pan co, weźmiemy 10 skrzynek. Gdy to usłyszał handlarz ujrzałeś na jego obliczu szeroki uśmiech ukazujący jego całą ,,klawiaturę”, czyli białe lśniące zęby.

-Ile się należy? - spytał Aladyn wyciągając sakiewkę z zanadrza.

-Drobiazg, 300 dolarów.

-Proszę bardzo – odpowiedział Aladyn i wrzucił szeleszczące należące pieniądze do kapelusza sprzedawcy.

-Bardzo Wam dziękuję.

Kierując się do torów kolejowych napotkali handlarkę sprzedającą biżuterie. Aladyn podszedł do niej zachwycony i począł im się przyglądać.

-Hm, hm, poproszę ten posrebrzany wysadzany diamentami i wziąłbym jeszcze tamten, pozłacany z małymi rubinami - wskazał ręką na naszyjniki. Złoto dla Sandry, a srebro dla Karoliny.

W ostatniej chwili przypomniał sobie o Indiance i poprosił o bransoletkę. Z kolei ta zrobiona była z fragmentów kości słoniowych polakierowanych tak, że się błyszczała w promieniach słonecznych i miała zapięcie z 24 karatowego złota.

-To ile się należy? – spytał interesant.

-Za to 350 dolarów – odpowiedziała ze spokojem w głosie kobieta.

Po uregulowaniu rachunków udali się ku torowisku.



W drodze powrotnej nasi mężczyźni rozważali na co wydadzą resztę pieniędzy. Jednomyślnie postanowili przeznaczyć je na budowę Kościoła, który miał powstać w Colorado.

-Chciałbym ten pomysł przedstawić przyjaciołom- powiedział Aladyn.

Po powrocie do domu, rozpoczęli degustację, Teguilla bardzo im smakowała.

-Słuchajcie, nagle wstał na lekko chwiejących się nogach Arab. Mam propozycję, wybudujemy Kościół w naszym miasteczku. I co Wy o tym myślicie?

-Świetny pomysł mistrzu. Ale taka sprawa wymaga szczególnego przemyślenia na trzeźwo- odpowiedział gospodarz domu.