Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

sobota, 9 listopada 2019

Moje przemyślenia

Czym jest człowiek "krzywoprosty"?
Dla mnie jest bufonem , który chodząc po gruzowisku uważa, że jest na deskach teatru powszechnego. Muzyki klasycznej słucha na radyjku tranzystorowym, zaś zdjęcia robi starą Nokią 7650 i chwali się nimi wrzucając je na insta.  Cwaniakuje i robi z siebie pajaca. W dodatku jest homonidem, a przy tym uważa się za najmądrzejszego. Uchodzi za znafce, tak jest, nie jest to błąd ortograficzny wynikający z mojej nieznajomości ortografii, tylko jest to zabieg celowy. Zwraca uwagę na to co je ktoś inny, a sam pakuje w siebie bezwartościowe trociny.Niestety na mojej drodze spotkałem takich ludzi. 

piątek, 1 listopada 2019

Alladyn na dzikim zachodzie - Marcin Piórkowski - część 7

Po tym weszliśmy do domu i swoje kroki skierowaliśmy do gabinetu, gdzie zdjąłem zegar ze ściany, zrobiłem potężną dziurę, tak aby móc włożyć do środka indiański list, który przykryłem zawieszonym zegarem. Starzec odszedł, a ja zostałem sam w domu. I tak oto było z tym złotem, które to ponownie wykopał Aladyn”.



Rozdział VII

- ,,Wówczas kiedy przywiozłem do domu złoto, a żona moja poszła na plotki, zapukał do drzwi, jak się później okazało, bardzo stary jegomość. Miał koło setki. Podpierał się drewnianą laską i lekko się garbił. Nosił czarną pelerynę ze złotymi wstawkami, a w rękach miał zawiniątko, które to bardzo mnie zaintrygowało.
- Czego chcecie? –zapytałem.
- Chciałem Wam ofiarować tę kopertę, żebyście z jej zaleceniem zakopali złot … tam w ogródku, ponieważ śniło mi się, że grupka Indian z Gór Skalistych chce Wam ją odebrać. Tak będzie najlepiej.  
Wziąłem więc łopatę ze schowka pod schodami i wykopałem dół na 8 stóp głęboki i na tyleż szeroki. Włożyłem do niego złoto i zakopałem je. Po tym weszliśmy do domu i swoje kroki skierowaliśmy do gabinetu, gdzie zdjąłem zegar ze ściany, zrobiłem potężną dziurę, tak aby móc włożyć do środka indiański list, który przykryłem zawieszonym zegarem. Starzec odszedł, a ja zostałem sam w domu. I tak oto było z tym złotem, które to ponownie wykopał Aladyn”.

Od ataku na spokojnych mieszkańców gospodarstwa Fordów minęło trochę czasu. Przez ten okres wszyscy żyli w napięciu, w obawie przed kolejnym niebezpieczeństwem. Pewnego razu Aladyna obudziło mocne pukanie. Wstał i wyszedł biorąc broń, bowiem był już na tyle doświadczony, że ,,pukawka’’ może zawsze się przydać. Otworzył drzwi i zobaczył w nich Old Shatterhanda.
- O, witaj mój Drogi Mistrzu! Nie spodziewałem się Ciebie co prawda, ale Twój widok sprawia u mnie zawsze radość.
Proszę wejdź przyjacielu, w jakiej sprawie przyszedłeś? - zapytał go Aladyn, gdy wtem usłyszał rżenie konia, zastanowił się i zapytał na głos: ,,Skąd tu się wziął koń?”. Po krótkiej chwili Old Shatterhand wytłumaczył: ,,udałem się dzisiaj przed świtem w kierunku torów kolejowych, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, nagle ujrzałem podbiegającego do mnie konia, który podbiegł do mnie i powąchał mi rękę, radośnie zarżał a następnie zaprowadził mnie pod Twój dom”. Wtem szczęśliwy dawny właściciel konia wybiegł na ganek i z radością w głosie wykrzyknął: ,,To Ty jesteś mój koniku! Już nigdy Cię nie opuszczę!”. Mówiąc te słowa poklepywał go po grzbiecie. Chciał go dosiąść, ale za każdym razem te próby kończyły się niepowodzeniem, a koń zrzucał go z grzbietu. Kiedy to spostrzegł z oddali Old Wabble, podszedł i zacierając ręce przemówił tymi słowy: ,,Widzę, że Ty sobie z nim nie dasz rady, mój chłopcze. Pokazać Ci, jak ujeżdża wierzchowca król kowboi? ’’
- Ale i króla koń zrzucił kilka razy! - dostrzegł to Old Shatterhand i zaproponował swoją przejażdżkę.
- "To jeśli możesz, pomóż mi go ujarzmić". - brzmiała odpowiedź.
I Westman wsiadł na konia, który chciał go zrzucić, ale ten się nie dawał. Trzymał go mocno i bódł ostrogami tak, że po krótkiej chwili konik był grzeczny, jak kiedyś.
- "Możesz teraz spokojnie wsiadać na rumaka" - powiedział mistrz ujeżdżania do Aladyna. Szczęśliwy mąż Sandry, dosiadł konia i przejechał się po okolicy. Po powrocie, zaprosił wszystkich do swojego domu na śniadanie, które przygotowała jego ukochana żona. Na poranny posiłek podano jajecznicę z przepiórczych jajek, do tego na stole stał dzban z mlekiem. Najadłszy się ,,osiłek” zaproponował, że weźmie Billa na przechadzkę, co spotkało się z dużą aprobatą.
-,,Tylko uważaj mój przyjacielu, żebyś go w swym niedźwiedzim uścisku nie zmiażdżył!” – zażartował Aladyn.
-,,Ja mu nic nie zrobię, obiecuję, że oddam go w nienaruszonym stanie”.
-,,No to idźcie, pośpieszył ich młody ojciec”. W tym momencie Sandra podała chłopczyka Westmanowi.
Zatem poszli, Old Shatterhand niósł chłopca na jednym barku. Tak doszli do Gór Skalistych. Mężczyzna postawił malca na ziemię, klasnął trzykrotnie w dłonie i maluch roześmiawszy się zrobił pierwsze w życiu kilka niezgrabnych kroków. Po czym wziął Billa na ramię. Gdy wrócili zobaczyli Metysa.
- "Widziałem Was, jak byliście na spacerku, tam" - i ręką pokazał p. Henryk kierunek pasma gór. Jakiś czas temu zacząłem konstruować taki wózeczek dla mojego kochanego wnusia.
- "O to wspaniale" - ucieszył się Westman, to trzeba go wypróbować. Po chwili chłopczyk siedział w wózeczku. Wehikuł miał na stałe przytwierdzoną budkę w kształcie wielkiego kapelusza.
- "Wspaniały, czworo kół" - pochwalił Old Shatterhand.
- "Zgadzam się z Tobą" - dorzucił zainteresowany ojciec.
Tak, tak, tak był to cudowny pojazd, który mógł służyć jako ,,półleżące” łóżeczko oraz pojazd do długich wycieczek. Siedzisko stanowiło wiele poduszek, tak aby deski z których to wózek został zrobiony nie uwierały dziecka.
- "No, to kto pierwszy ma chęć wyjść z Billem na spacer?" - spytał pomysłowy dziadek, bo chciał wypróbować wytrzymałość swojego projektu.
-"Ja" - zaproponował jako pierwszy Old Wabble.
- "Wspaniały pomysł" - zawtórowała mu cała reszta. I tak oto król kowboi stał się królem w niańczeniu dzieci.
Spacer był bardzo długi. Pana Henryka zalewał momentami grubokroplisty pot, myślał, że dziecko wypadło z wózka, albo że się okaleczyło o wystającą drzazgę, której nie zakrył materiałem. Jednym słowem przeżywał męki twórcy. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył na horyzoncie wracającego kowboja pchającego wózek z dzieckiem. Nic nikomu się nie stało.
- "O, idą, idą, wracają. Mój pojazd zdał egzamin" - ucieszył się dziadek.
- "Patrzcie, co znaleźliśmy?0!"
- "To są grzyby, a wiecie, że możemy je ususzyć i dodać do posiłku" – powiedziały zgodnie kobiety.