Nie oceniaj książki po okładce to porzekadło wszystkim dobrze znane, moje brzmi nie oceniaj książki po tytule.

piątek, 21 grudnia 2018

Idealny prezent na 30

             Jako kilkuletni brzdąc postanowiłem sobie, że jak dorosnę będę miał tatuaż. Naklejałem sobie wówczas modne naklejki z gum do żucia, lub chipsów na rękach, albo gdzieś w widocznym miejscu. Wychodziłem wtedy na podwórko i porównywałem swoje dziary z kolegami. Jakiś czas przed moimi trzydziestymi urodzinami, moja mama zapytała jaki prezent chciałbym dostać. Pomyślałem sobie, że teraz jest idealny czas na tatuaż. Zalet tego prezentu: Nie stłucze się, nie rozleje, nie rozsypie, ani nikt mi go nie zabierze. Wady? Trzeba znaleźć dobry salon i mieć przemyślany projekt. Ostatecznie rozpoczęły się poszukiwania miejsca, w którym można by wykonać tatuaż. Po obdzwonieniu kilku salonów, moja rodzicielka poddała się, bo żaden z nich nie był dostosowany w pełni do wózków. Z moim asystentem wysłaliśmy maila do jednego z salonów, opisującego moją sytuację i to, że poruszam się na wózku. Po umówieniu się na konsultację, dojechaliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że tam również nie ma dostępu dla wózkowiczów, o czym poinformowała nas przez domofon pracownica salonu. Poddani i zrezygnowani postanowiliśmy wrócić do domu, gdzie mama oznajmiła nam w progu, że mail informacyjny od nieprzystosowanego salonu przyszedł tuż po naszym wyjściu z domu. Od razu z asystentem zaczęliśmy szukać innego miejsca, opisując za każdym razem moją nietypową sytuację. Nie minęła nawet godzina, gdy dostaliśmy wiadomość od jednego tatuażysty, że mimo tego, że jego studio znajduje się na piętrze to z wózkiem nie będzie problemu, nawet zaproponował mi mi pomoc we wniesieniu. Umówiliśmy się na sesję 10 marca w piątek na godzinę 17. Po przyjechaniu i uporaniu się z wniesieniem wózka przystąpiliśmy do przygotowania mojej skóry do tatuowania. Przetarcie Octaniseptem, ogolenie ręki oraz kolejne odkażenie, były ostatnimi czynnościami przed nabraniem tuszu do maszynki. Następnie było tylko bzzzz, które trwało około 10 minut + 5 minut poprawek. Po sesji posmarowano mi rękę kremem oraz owinięto folią. Na koniec dostałem instrukcję jak pielęgnować tatuaż i opuściliśmy salon również z pomocą tatuatora, który życzył mi wszystkiego najlepszego. Przyznał, że byłem jego pierwszym klientem na wózku i dzięki mnie zdobył nowe doświadczenie. Cała akcja nie mogłaby odbyć się bez mojej kochanej mamy, asystenta i artysty z salonu tatuażu. Warto spełniać swoje marzenia, a zwłaszcza te z dzieciństwa.  

Nad wyborem treści długo się zastanawiałem, ale w końcu padło to wyznanie miłości bez zobowiązań. Tatuaż jest czarny, umiejscowiony na prawym ramieniu, zrobiony ozdobną czcionką. 

Z racji tego, że jakiś czas wcześniej żywo zacząłem się interesować językami starożytnymi, dziś uznawanymi za elitarne, lecz współcześnie niedocenione, to chciałem być orginalny i uznałem, że takim tatuażem mogę wywołać dużo ciekawości dla osób, które mają znajomości języka łacińskiego. Na swojej drodze spotykam wciąż wiele osób żywo zainteresowane znaczeniem mojej dziary. Są tacy, co od razu podchodzą z nieudawanym zainteresowaniem pytają dla kogo ten tatuaż, a inni pytają co to znaczy. Ponieważ uważam, że w dobrym tonie jest znać co najmniej kilka sentencji w antycznym języku toteż wytatuowałem sobie "Ego amo Te". Dla ciekawskich oznacza to "Ja kocham Ciebie". 
Nad wyborem treści długo się zastanawiałem, ale w końcu padło to wyznanie miłości bez zobowiązań. Tatuaż jest czarny, umiejscowiony na prawym ramieniu, zrobiony ozdobną czcionką. 
To jest prezent od mojej mamusi na 30.
Wiele osób do tej pory mnie pyta czy bolało, jak to zniosłem i co zrobiłem że się nie ruszałem, gdyż z tym ostatnim mam problem
Zaś co do tego ostatniego mam na myśli moje niekontrolowane ruchy - mam na to sposób: napinam mięśnie i przez jakiś czas jestem w stanie się nie ruszać. Za ręce trzymali mnie moja mama, asystent i tatuażysta. Osobiście uważam, że ból nie był najintensywniejszy, lecz łaskotki to też nie były, ale czego się nie robi dla "efektu wow".      



piątek, 14 grudnia 2018

Jak zacząłem Adwent 2018

 
    Ten post możesz przeczytać tylko jeśli masz mocne nerwy. Pierwszego grudnia w godzinach wieczornych, moja Mama zadzwoniła po pogotowie, ponieważ miałem kłopot z oddaniem moczu. Po kilkunastu minutach przyjechał ambulans z ratownikami, którzy stwierdzili, że nie mają uprawnień do założenia cewnika. Jeden z nich rzucił pomysł, żeby zadzwonić po "Nocną pomoc lekarską". Przyjechała lekarka, która spróbowała mnie zacewnikować, ale zamiast moczu w worku ukazała się krew. R
ozłożyła ręce, co chyba znaczyło zwątpienie w swoje umiejętności. Tym razem ona zadzwoniła po pogotowie, tłumacząc całą sytuację. Wkrótce przyjechała ta sama ekipa co przed godziną i zabrała nas do szpitala praskiego. Na miejscu próbę zacewnikowania podjął starszy urolog, który po kilku podejściach zakończonych niepowodzeniem, zdecydował się ostatecznie na cystostomię. Jego akcent i aparycja sugerowały ormiańskie pochodzenie, jednocześnie sprawiał wrażenie profesjonalisty. Zabiegł przebiegł szybko i bezproblemowo po czym odwieźli mnie do domu po drugiej w nocy. Tego  samego dnia w godzinach wieczornych, byłem bardzo senny i dostałem silnych dreszczy. Po raz kolejny mama wezwała pogotowie, które z powrotem zawiozło mnie na "Noc w Muzeum Pragi", czyli wycieczkę do szpitala praskiego. Tym razem dyżur pełnił inny lekarz z większym doświadczeniem. Wjechałem do gabinetu zabiegowego, który już znałem z dnia wczorajszego i tam wyjęli mi to całe ustrojstwo, które miało mi pomóc, a miałem przez nie same kłopoty. Koniec końców udało się założyć cewnik klasyczny, co mnie bardzo ucieszyło. Czułem się jak dziecko obdarowane milionem prezentów. Wróciłem do domu późno w nocy, obolały, ale szczęśliwy z takiego obrotu spraw. W moim przypadku tegoroczny adwent wiąże się nie tylko z oczekiwaniem na przyjście Jezusa, ale także oczekiwaniem na wyjęcie cewnika.